Idę sobie niedawno na zajęcia, a w holu natykam się na wystawę, coś w rodzaju ściennych gazetek szkolnych. Dużo tych gazetek i kolorowe. Podchodzę bliżej i co wiedzę? Papież, płody, Matka Boska. Rzucam okiem tu i ówdzie, czytam o zbrodniczej ustawie, która dozwala na mordowanie dzieci niewinnych. Szukam informacji o autorze i znajduję drobniutkim drukiem na przedostatniej tablicy, to jakieś stowarzyszenie obrońców życia. Bardzo skromnie podpisane, więc jak nie chce się komuś szukać, to pewno pomyśli, że to uczelnia postanowiła uczcić i poinformować. Początkowo szlag mnie trafia, właściwie nie z powodu płodów, ale Papieża i Matki Boskiej. Bo aborcja aborcją, ustawa jest, jaka jest, ale moglibyśmy się nauczyć w państwowych instytucjach zachowywać neutralność i świętych obrazków nie wieszać.
To jednak nie koniec. Obok wyłożono czasopismo studentów WUM „Galen”, temat numeru: aborcja. We wstępniaku młodzież chwali się odwagą, której dowodem ma być podjęcie tego tematu. Zobaczmy tę odwagę. Kilka tekstów, różne punkty widzenia. Oczywiście pro life w pełnej swojej krasie i z wszystkimi znanymi chwytami retorycznymi. Chwytami retorycznymi, bo argumenty to żadne. Przeciwwagą jest natomiast układny pragmatyzm: ustawa to kompromis, są pewne wyjątkowe przypadki, nieliberalne prawo zwiększa szarą strefę… I jeszcze dwa teksty czysto informacyjne. Jeden o aspektach prawnych, pod znaczącym tytułem Lekarz skazany, matka niewinna oraz drugi o aborcji farmakologicznej. Środki stosowane dzień później – to nie aborcja! To jedynie zapobiega implantacji zarodka. Co się z tym niezagnieżdżonym zarodkiem potem dzieje, już nas nie interesuje, bo to środki legalne. Dalej idą nielegalne, teoretycznie niedostępne w Polsce, stosowane na późniejszym etapie. Brakuje tylko informacji o lekach na reumatyzm i wrzody żołądka powszechnie tu stosowanych jako środki poronne. A dalej to już dział kulturalny i recenzja teatralna z Moralności pani Dulskiej.
No i mamy całe spektrum intelektualne dostępne młodym redaktorom. Czego w nim brakuje? Porządnego tekstu pro choice – tak daleko nie sięga ani ich odwaga, ani wyobraźnia. Ten brakujący kawałek dyskursu sama kiedyś tworzyłam, a potem mi się odechciało. Chyba przegrałam, co zresztą widać na załączonym obrazku. Jedyne, co się przebiło, to trochę mdłej pragmatyki, mdłej w porównaniu z grozą mordów na nienarodzonych dzieciach.
Niech będzie, przegrałam, ale na pociechę pozostaje mi, że aborcja wygrała.
Kobiety za aborcję czy „farmakologiczną indukcję poronienia” nikt nie skaże. Ani koncernu farmaceutycznego. I tego nikt już nie policzy. Wygrał postęp techniczny. Znam opisy dokonywanych samodzielnie lub pokątnie aborcji w latach 50., kiedy też było to nielegalne, w porównaniu z dzisiejszymi możliwościami to jakiś krwawy horror. Dziś jest Internet, gdzie można się dowiedzieć i zamówić. Możliwość wyjazdów. Sprawnie działające podziemie aborcyjne. Zlaicyzowane coraz bardziej społeczeństwo, które może i lubi zrobić sobie dobrze pochylaniem się nad losem embrionów, ale jak przyjdzie co do czego, to skusi się na łatwo dostępną aborcję.
Wiem, zaraz usłyszę, że jednak są kobiety, których na to wszystko nie stać. To prawda, ale może niedługo będzie jeszcze taniej i jeszcze łatwiej. Poza tym oczywiście jestem za tym, żeby każdy miał dostęp do informacji, czyli np. do Internetu, żeby był wystarczająco wyedukowany, aby z niego skorzystać oraz żeby wszystkich było stać na aborcję. Chcesz powszechnie dostępnej aborcji? Nie musisz walczyć z Kościołem ani z konserwatywnym dyskursem, poprzyj lewicowy program społeczny. Wtedy prolajfom zostanie już tylko malowanie gazetek i wpisywanie na forach, że zarodek to człowiek, a aborcja to morderstwo. Zresztą teraz też niewiele więcej im zostało.