Kinga Dunin

Demokratyczny savoir vivre a „Projekt Lady”

Czy robiąc pogardliwe i przerażone miny na widok zbliżających się do pałacu dziewczyn zachowały się jak damy?

Zachęcona przez Agnieszkę Wiśniewską obejrzałam letni hit TVN, czyli Projekt Lady. Czy rzeczywiście jego dobrą intencją jest wyrównywanie szans, jak pisze Agnieszka? Czy raczej cywilizowanie dzikich, tubylczych kobiet? Bo rzeczywiście cały fan polega na tym, że one takie dzikie, a tu wkoło wyższa cywilizacja – pałac i mentorki, wina i konie. Mentorki to professional women i medialne celebrytki z wyższej półki, jedna z nich podobno jest bardzo znana, ale nie wiem z jakiego powodu.

Projekt Lady to format brytyjski, gdzie pewne wzory przez wieki powstawały w kręgach arystokratycznych, a u nas? To wytwór mediów. Wzorów elegancji propagowanych w tej bardziej luksusowej prasie kobiecej, pewno w jakichś programach life-stylingowych, w reportażach z życia światowych sfer wyższych. Ale najważniejsze jest to, że wzory te mają stać się pożądaną normą właściwie dla wszystkich, skojarzoną z awansem klasowym. Ubierz kołek, a będzie pachołek, jak mawiała moja babcia. O klasie decyduje nie tylko majątek i władza, także prestiż. A prestiż kobiety w większym stopniu niż męski zależy od jej wyglądu. I jak poucza nas film Pretty woman sama miłość nie wystarczy, prostytutkę trzeba też ubrać i nauczyć dobrych manier, żeby zasłużyła na małżeństwo z panem.

Może to są te kariery, do których trzygłowy Pigmalion przygotowuje dziewczyny?

Mam nadzieję, że będzie potem kolejna seria, w której kibole zostaną przerobieni na lordów (lady to żona lorda).

Ciekawe jakby to wyglądało. Tego typu reality show zazwyczaj pokazują grupy różnopłciowe i wybierają uczestników, którzy nie boją się obciachu, więc wszyscy czekają na scenę w jacuzzi, albo że faceci się pobiją. W grupie kobiecej nie było dotąd żadnych konfliktów, za to jest wsparcie i współpraca. Mimo to dziewczyny zdaniem mentorek wciąż są zbyt głośne, zbyt żywiołowe i koniecznie trzeba je uciszyć, nauczyć ukrywania emocji i osobowości, small talku. I koniecznie muszą nauczyć się chodzić we właściwych szpilkach, co jest nie tylko niezdrowe (zapytajcie ortopedów), ale też nie pozwala podskakiwać. Na scenie, którą jest pałac, odgrywają one sztuczne role, mające z czasem stać się ich drugą, lepszą naturą.

Proszę zauważyć, ile w tym felietonie jest anglicyzmów – bez tego nie da się opisać tej rzeczywistości i jest to także przedmiot aspiracji, nagrodą jest stypendium językowe.

Kto to ogląda? Aspirująca klasa średnia? Myślę, że nie aspirująca, ale już zindoktrynowana. Z felietonu Agnieszki można wyczytać, że jednak bardziej podobają się jej nowe stylówki dziewczyn niż niebotyczne obcasy, róże i tipsy z muffinkami. Nie jestem hipokrytką, więc mogę przyznać, że mnie pewno też, chociaż nie zawsze. Jako miłośniczka sztuki drag doceniam kicz i przerysowanie, a dużą, korpulentną dziewczynę-chłopczycę wolę oglądać w podkoszulku i bluzie niż w koronkowej sukni. Wiem jednak, czym jest „dobry gust”, nawet jeśli sama go nie mam, a poza tym wcale mi się nie podoba.

Co miałoby jednak z tego wynikać? Czemu jeden gust jest dobry, a inny zły? I czemu wciąż powtarzamy, że o gustach się nie dyskutuje?

Hierarchizacja gustów wynika oczywiście z rozwarstwienia klasowego i budowania symbolicznych dystynkcji miedzy klasami. Natomiast zasada, że o gustach się nie dyskutuje ma inne źródła – równościowe i demokratyczne. A przecież cudzy gust nie śmierdzi, nie krzyczy, nikogo nie popycha, jest po prostu wyrazem naszej różnorodności i wcale nie musi być wyznacznikiem nierówności. Poza obowiązującą póki co w naszej kulturze zasadą, nakazującą okrywanie części intymnych, reszta jest przecież dozwolona. Po co właściwie te dąsy, dress cody, nieustanne ocenianie innych? Lepiej skupić się na innych zasadach współżycia.

Savoir vivre dziś wydaje się przebrzmiały albo zarezerwowany dla dyplomatów i klas wyższych. Ale demokratyczny savoir vivre przydałby się wszystkim, nie tylko damom i lordom. Jego przykazania są proste – żyjesz miedzy ludźmi, więc zwracaj uwagę na ich potrzeby, szczególnie tych słabszych, i tak samo szanuj wszystkich (o ile oni szanują ciebie). Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach, ale przecież nie są to trudne reguły. Na pewno łatwiejsze niż zapamiętanie, który widelczyk służy do jedzenia homarów.

Mentorki powtarzają swoim podopiecznym, że damą się nie bywa, tylko jest w każdej sytuacji. Czy robiąc pogardliwe i przerażone miny na widok zbliżających się do pałacu dziewczyn zachowały się jak damy? Chyba tak, nie znam się na damach.

Demokratyczny savoir vivre doradzałby jednak w tej sytuacji zachowanie życzliwej neutralności i nie okazywanie wyższości, nawet jeśli w tym momencie widzi ich tylko milion widzów, a nie uczestniczki.

**Dziennik Opinii nr 201/2016 (1401)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij