Palikot nie tylko sam nie wierzy, ale i innym odradza.
Przed wyborami Palikot postanowił zagrać swoją najmocniejszą albo, jak twierdzą inni, najsłabszą kartą, czyli antyklerykalizmem. Właściwie cała jego rozmowa z Cezarym Michalskim Zdjąć Polskę z krzyża poświęcona jest prezentacji Palikota jako antyklerykała i ateisty. I to takiego, który nie tylko sam nie wierzy, ale innym też odradza.
Książka ta nie powala filozoficznym wyrafinowaniem ani wnikliwością analiz socjologicznych czy politologicznych. Zestaw zawartych w niej prawd jest dość dobrze znany. Kościół to instytucja w zasadzie świecka, żądna władzy i bogactwa. Nadmiernie wtrąca się do polityki, ale wszyscy uważają, że lepiej z nią przynajmniej nie zadzierać. Niewierzący, antyklerykalni politycy, którzy we własnym gronie nazywają przedstawicieli Kościoła „czarnymi”, na zewnątrz i tak będą utrzymywać pozory i ustępować w każdej sprawie. Intelektualiści będą twierdzili, że nie można osłabiać Kościoła, bo tylko on dostarcza ludowi wskazówek moralnych i utrzymuje minimum ładu społecznego.
Religia jest zinstrumentalizowana, a poza tym płytka i rytualistyczna, nie dostarcza więc przeżyć duchowych. Akurat tego nie jestem pewna, niektórym może dostarcza. Palikot jednak woli medytacje na górze Athos, i ja go rozumiem. Dobrze też rozumiem, że można być ateistą i antyklerykałem. I że postanowił to mocno i jednoznacznie zamanifestować. I że jest to gest polityczny.
Czy okaże się skuteczny? Obawiam się, że nie. Jedyny światopogląd, który tu się sprzedaje, jest wręcz odwrotny, a jeszcze lepiej sprzedaje się brak światopoglądu.
Niestety, pod tym względem polska sfera publiczna przesiąknięta jest hipokryzją. Prawie nienaruszalna norma obyczajowa nakazuje szacunek do Kościoła i religii, a ten, kto się wyłamuje, staje się po prostu wariatem. Szczególnie jeśli uczyni ze swojego stanowiska sztandar. Palikot kilkakrotnie zaznacza, że to nie jest jedyny program jego partii, ale na pytanie o poparcie dla wydłużenia wieku emerytalnego i brak poparcia dla ograniczenia umów śmieciowych po prostu nie odpowiada.
Za to opowiada swój życiorys wolnomyśliciela. Nigdy nie wierzył, nigdy nie lubił chodzić do kościoła, bo powodowało to u niego krwotoki z nosa. A potem ślub kościelny (bo żona chciała), chrzciny (żeby matką chrzestną została Rita Gombrowicz). Jak widać, jeśli ktoś ma kasę i znajomości, to można i to sobie załatwić. No i zbijanie majątku. Niestety pytania o to, skąd bierze się pierwszy milion, jak robi się biznes w Polsce lat 90. albo o konta na wyspach Bergamutach, nie padają. Znudzony sukcesem materialnym, angażuje się w różne przedsięwzięcia kulturalne, w których biorą udział ludzie z prestiżowymi nazwiskami. A więc także „mądrzy księża”, którzy zawsze są ozdobą salonów. Potem ojciec Zięba namawia go na wydawanie najpierw prawicowego, a później już skrajnego tygodnika „Ozon”. Za co dziś Palikot przeprasza, ale wtedy nie miał wątpliwości.
Angażuje się w działalność partyjną PO i jest łącznikiem między biskupem lubelskim a partią. I znowu zabrakło szczegółów. Co to właściwie znaczy? Kiedy mówimy o wpływie Kościoła na politykę, wiemy, że istnieją też liczne nieformalne kontakty i zależności, ale fajnie byłoby poznać szczegóły. Jedyne, czego się dowiadujemy, to czym się różni PO od PiS. PiS-owski wojewoda przyjmuje księdza Kiełbasę natychmiast i daje mu to, o co prosi kuria. Wojewoda z PO prosi, żeby zapisać się na jutro i też daje kurii wszystko.
Natomiast arcybiskup Życiński zasługuje na same ciepłe wzmianki. Intelektualista, ciekawy i inteligentny rozmówca. Otoczony gejowskim dworem, ale Palikot mówi, że jemu to nie przeszkadzało. Ja może zastanowiłabym się, co trzeba zrobić, żeby do tego dworu dołączyć i może poczułabym jednak obrzydzenie poziomem hipokryzji. Coś tam jednak i Palikotowi przeszkadza – nieumiarkowanie w jedzeniu, bekanie po coca-coli i usługujące zakonnice bardziej przypominające niewolnice. Tak czy inaczej interesująca znajomość, podobnie jak wiele innych z tamtych dobrych czasów. Wizyta u Kołakowskiego w Oksfordzie, spotkanie z Mrożkiem u Libery… naprawdę, aż trudno uwierzyć, że można się tego wszystkiego wyrzec.
Nie wiem, jakie były kulisy rozstania Palikota z PO, czy rzeczywiście chodziło tylko o pryncypia. Ale mógł się potem wycofać do pałacu w Jabłonnej i dalej wieść przyjemne życie z właściwymi ludźmi, prowadzić ciekawe rozmowy z innymi panami, zapolować z Bronkiem. Bo z kobietami takich rzeczy się nie robi. W książce są jedynie rodzynkami i zasługują na kilka ciepłych słów, jeśli wspierają, ale poważnych czy wartych wspomnienia rozmów z nimi się nie prowadzi.
Palikot zaryzykował, bo wierzy – albo musi tak mówić – że pragnienie uwolnienia się z kościelnej niewoli jest już dość powszechne i da mu przynajmniej 20-procentowy elektorat.
Chociaż z własnego doświadczenia powinien wiedzieć, że można prywatnie przyznawać się do ateizmu, psioczyć we własnym gronie na „czarnych”, ale przenoszenie tego do polityki i na forum publiczne może się okazać nieopłacalne.
Ale nie chcę być złym prorokiem. Antyklerykalizm jest OK.
Janusz Palikot, Cezary Michalski, „Zdjąc Polskę z krzyża”, W.A.B 2014