Trzeba być wyjątkowym wrogiem Polski, żeby atakować hasła o czystości rasowej. A to przecież tylko parę pojedyncznych transparentów i kilka niewinnych okrzyków „Sieg Heil!”. Doprawdy nie wiem, jak można za takie rzeczy kogokolwiek krytykować.
Jak co roku przy okazji Marszu Niepodległości możemy obserwować festiwal hipokryzji. Prawicowi politycy i dziennikarze próbują nas przekonać, że przez Warszawę nie maszerują żadni faszyści, kolor brunatny to tak naprawdę umbra, a ludzie krzyczący „Sieg Heil!”, „biała rasa”, „narodowy socjalizm”, to tak naprawdę martwiący się o los ojczyzny, dobrzy, polscy patrioci.
A że znowu ktoś maszerował z hasłami: „Europa będzie biała albo bezludna” i wzywał do modlenia się o islamski holocaust? No, cóż… Młodzież musi się wyszumieć. Cezary Gmyz postanowił nawet poprawić słynny bon mot i na twitterze ogłosił, że: „Kto za młodu nie był faszystą, ten na starość będzie świnią.” Jak wiadomo, naturalną potrzebą każdego nastolatka jest zrobić holocaust. Kto za młodu nie marzył o holocauście, ten na starość będzie Cezarym Gmyzem? Oczywiście, wierząc Gmyzowi, można wylądować z trotylem w nocniku, ale i tak co roku zaskakuje mnie ta potrzeba, żeby usprawiedliwiać nienawistny i faszystowski przekaz Marszu. Weźmy na przykład reportera TVP, który słysząc, jak demonstrujący za jego plecami drą się: „Cała Polska śpiewa z nami, wypierdalać z uchodźcami” albo „Jebać Lecha Wałęsę” wyjaśnia telewidzom: „Ludzie śpiewają patriotyczne i religijne piosenki”. Nie wiem, co to za religia, która każe ludziom nienawidzić uchodźców, bo czytałem kiedyś katechizm Kościoła Katolickiego, a nawet przeglądałem parę encyklik i nic tam nie było o konieczności jebania Lecha Wałęsy. Jednak to pewnie ta sama religia, której wyznawcy w try miga wyrzucili z mszy świętej kobietę, która pozwoliła sobie w trakcie nabożeństwa rozwinąć transparent z cytatem z Jana Pawła II: „Rasizm to grzech, który stanowi wielką zniewagę Boga”. Co prawda chwilę wcześniej ksiądz z ambony nawoływał, żeby pamiętać o naukach Ojca Świętego, ale może chodziło o jazdę na nartach i jedzenie kremówek, a nie jakieś tam dyrdymały, że rasizm jest grzechem.
Kochające Polskę rodziny z dziećmi, czyli jak oswoiliśmy faszyzm
czytaj także
Marnym pocieszeniem jest to, że nawet Jarosław Kaczyński przyznaje, że na demonstracji doszło do incydentów skrajnie niefortunnych. Piękne określenie! „Zostałeś pobity, bo nie wierzysz w narodowy socjalizm? To skrajnie niefortunne, ale pamiętajmy, że fortuna kołem się toczy, a swastyka może być symbolem szczęścia, więc uśmiechnij się”. Prezes Polski zresztą szybko dodał, że „bardzo prawdopodobna jest prowokacja”. O tych prowokacjach słyszymy od czasu, gdy odbył się pierwszy Marsz Niepodległości i ciągle jakoś organizatorzy nie mogą się z nimi uporać. Wyobrażam sobie jednak, że może być naprawdę trudno uniknąć faszystowskich prowokacji, gdy do uczestnictwa w wydarzeniu zachęca się hasłami: „Zamiast Krzyża, ścięte głowy. Chcemy Boga, nie Allaha”, czy „Polska bastionem Europy”. Zastanawiam się też, co to za prowokator podczas demonstracji krzyczał przez megafon: „Krew, ziemia, biała rasa”, „Nie przepraszam za Jedwabne”, „Biały honor, biała duma”, „Naszą drogą nacjonalizm, uderz, uderz w liberalizm”. Zapewne wrogowie Polski musieli zatrudnić sporo tych prowokatorów. Być może nawet opłacili ich całe sześćdziesiąt tysięcy, zważywszy, że nie odnotowałem, żeby ktoś z demonstrujących na takie hasła się oburzał. Jak trafnie komentuje Kaczyński: „Ci, którzy chcą zaszkodzić Polsce, wiedzą, jak to zrobić”.
Niestety ci, którzy chcą Polskę chronić, ciągle trafiają na miny. Na przykład biedna Młodzież Wszechpolska miała takiego pecha, że zatrudniała rzecznika prasowego rasistę. Tfu, separatystę rasowego. Tylu dobrych patriotów w tej patriotycznej organizacji i akurat taki zgniłek wylądował na etacie. Być może nikt inny nie był tam w stanie wymówić bez błędów zdania: „Cała Polska tylko biała”? Tylko czemu mu nie powiedzieli, że takie rzeczy to się mówi na wewnętrznych spotkaniach, a nie w telewizji? Rozumiem, że Polska to biedny kraj (i prześladowany przez prowokatorów), ale skoro faszyści mieli kasę na tyle rac i flag, to może na szkolenie medialne też by starczyło?
Prowokatorzy, którzy chcą zaszkodzić Polsce, najwyraźniej działają w naszym kraju od dawna, bo na przykład kierownik działu opinii „Gazety Polskiej” Wojciech Mucha ma wielu kolegów, którzy fascynują się narodowo-socjalistyczną ideologią i mają wydziaranego Hitlera albo inne wesołe, nazistowskie runy. Mucha przyznaje, że w jego środowisku wszyscy: „doskonale wiedzą, że część środowiska narodowego ma przekonania rasistowskie i narodowo-socjalistyczne w tym najskrajniejszym ujęciu” i nikogo nie dziwi, że uwielbienie dla Narodowych Sił Zbrojnych i Witolda Pileckiego może iść w parze z szacunkiem dla postawy Rudolfa Hessa i słusznej ideologii antysemickiej i rasistowskiej. Rzeczywiście, mnie to też nie dziwi, że można kochać różnych faszystów, niezależnie od ich pochodzenia etnicznego. Wystarczy zapomnieć, że Słowianie są niższą rasą, i już można swobodnie nienawidzić wszystkich innych. Paradoksalnie nazizm stał się ideologią ponadnarodową i może być wyznawany nawet przez czarnoskórych karłów.
Wygląda na to, że ci antypolscy prowokatorzy działają w naszej ojczyźnie już od czasów międzywojnia, skoro endeckie pisma publikowały swastyki na okładkach swoich czasopism, a endecy wykrzykiwali na manifestacjach „Precz z Żydami”. Za bycie Żydem można było dostać w mordę, tak jak dziś za posiadanie ciemnej karnacji, i trzeba naprawdę mieć sprawność publicystyczną pisarza SF Rafała Ziemkiewicza, żeby nazywać to „konfliktem ekonomicznym”.
To, co jasne dla prawicowych dziennikarzy, pozostaje jednak dla prezesa rządzącej partii „prowokacją” i „marginesem marginesu”. Sześćdziesiąt tysięcy ludzi to rzeczywiście trochę za mało, żeby wygrać wybory, ale jednak wystarczająco, żeby organizować lincze i tworzyć atmosferę strachu. Kaczyńskiemu wtóruje europoseł Richard Czarnecki: „Parę pojedynczych transparentów w morzu 60 tysięcy ludzi stało się pretekstem dla szeregu antypolskich środowisk poza granicami Rzeczypospolitej do ataku na nasz kraj”. Rzeczywiście trzeba być wyjątkowym wrogiem Polski, żeby atakować hasła o czystości rasowej. A to przecież tylko parę pojedynczych transparentów i kilka niewinnych okrzyków „Sieg Heil!”. Doprawdy nie wiem, jak można za takie rzeczy kogokolwiek krytykować. Choć w sumie wiem. Moja przyjaciółka, słysząc nazistowskie okrzyki, pokazała w stronę maszerujących faka, za co dostała od uczestników w mordę, zaatakowaną ją również polską flagą, a jej siostrę opluto. Nie było to zbyt rozsądne, ale jednak najwyraźniej prawie nikomu ani takie hasła, ani takie traktowanie kobiet, nie przeszkadzało, bo nikt nie próbował powstrzymać przemocy skierowanej w stronę dziewczyn.
czytaj także
Możemy oczywiście udawać, że to problem antypolskich prowokacji, a nie tego, że ludzie przez polityków i prorządowe media nazywani dobrymi patriotami mogą mieć pod koszulką z Inką wytatuowanego Hitlera. Możemy się oszukiwać, że w Polsce nie ma problemu z antysemityzmem ani antyuchodźczą propagandą i tylko przypadkiem w ciągu ostatnich lata stosunek do uchodźców zmienił się dramatycznie. Dziś już Jarosław Kaczyński, co prawda, nie straszy, że uchodźcy roznoszą choroby, ale może po prostu już nie musi. Mariusz Błaszczak prawie codziennie przypomina, jakim zagrożeniem dla naszego prawie czterdziestomilionowego, jednego z trzydziestu najbogatszych krajów świata, jest przyjęcie kilku tysięcy ludzi uciekających przed wojną. Takim wielkim zagrożeniem, że lepiej pozwalać maszerować przez stolicę ludziom krzyczącym „Sieg Heil”, bo nigdy nie wiadomo, czy nie będzie trzeba zorganizować jakichś napadów na ośrodki dla uchodźców, żeby odwrócić uwagę opinii publicznej od ważniejszych problemów.
Są jednak pewne promyczki nadziei w tych mrocznych czasach. Otóż Tomasz Lis wyszedł ze swojego kryształowego pałacu na spacer i dostrzegł, że po Warszawie maszerują faszyści. Skonsternowany tym faktem proponuje, żeby zorganizować w przyszłym roku marsz antyfaszystowski. Nie chcę się wyzłośliwiać, że takie marsze są organizowane od wielu lat i na żadnym dziennikarza nie widziałem, bo wiem, że w kryształowym pałacu ciepło i po co w sumie wychodzić na zewnątrz, bo i basen własny i siłownia, a jedzenie dowożą. Mimo wszystko chciałbym zobaczyć Tomasza Lisa maszerującego ramię w ramię z antifą. Czy antifa wybaczy mu te wszystkie lata, gdy „Newsweek” widział symetryzm między faszystami, a tymi, którzy przeciwko faszyzmowi protestują, bo jedni i drudzy na zdjęciach często mają kominiarki? Może i tak, ale znając polski liberalny mainstream, skończy się na paru twittach i ponarzekaniu w poranku u Żakowskiego. Tymczasem ludzie wznoszący nazistowskie hasła maszerują sobie po mieście zniszczonym przez nazistów w koszulkach z powstańczą kotwicą i napisem „1944, pamiętamy”. Trudno dociec, co pamiętają? Że Hitler budował najlepsze autostrady i auta, więc każdemu Polakowi należy się w ramach słusznych reparacji przydziałowy Volkswagen Golf? Cokolwiek pamiętają, myślę, że możemy swobodnie zrezygnować z lekcji historii w szkołach, bo dzieciaki i tak nie zapamiętają, kto wygrał powstanie warszawskie.
A mówiąc poważnie, Kaczyński w jednym punkcie ma rację. Naziści w Polsce to ciągle margines marginesu. Tylko dlaczego pozwalamy im maszerować po stolicy i godzimy się, żeby pod pozorem miłości do Boga wzywali do nienawiści do uchodźców? Ja się oczywiście na to nie godzę, ale godzi się na to PiS i na tym korzysta i zostanie mu to zapamiętane po wsze czasy. Kaczyński, który nigdy sam faszystą nie był, pozwala faszystom się plenić, bo póki co ciągle jeszcze na tym korzysta. Okazuje się, że ktoś może skompromitować Polskę za granicą bardziej niż jego rząd.