Urszula Pasławska, myśliwa, prezeska Klubu Dian Polskiego Związku Łowieckiego, została przewodniczącą sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. Poparli ją posłowie Lewicy i Zielonych. To nie jest Aszdziennik − pisze Jaś Kapela.
Wybór aktywnej myśliwej i prezeski Klubu Dian Polskiego Związku Łowieckiego na przewodniczącą sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa wywołał słuszne oburzenie. Oburzali się nie tylko działacze i aktywistki ze środowisk prozwierzęcych i ekologicznych, ale prawie wszyscy, którzy uważają, że ochrona środowiska nie powinna polegać na strzelaniu do mieszkańców lasów i pól.
Dodatkowe wzburzenie wywołał fakt, że wyboru Pasławskiej dokonano również głosami Zielonych i Lewicy.
Trochę jednak kompromitacja
O ile w przypadku Lewicy można zrozumieć, że oddała ochronę środowiska za fotel przewodniczącej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny dla Magdaleny Biejat, o tyle trudniej zrozumieć postawę partii Zielonych.
czytaj także
Przynajmniej z początku trudno było zrozumieć, bo szybko się okazało, że posłowie Zielonych po prostu nie wiedzieli, kim jest Pasławska. Trochę to dziwne, bo myśliwa jest posłanką trzeciej kadencji, a w poprzedniej również zajmowała miejsce w Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Czyżby Zieloni byli aż tak bardzo zieloni w polityce parlamentarnej, że nawet jej nie śledzili? Nawet jeśli, powinni przecież słyszeć o przewodniczącej Klubu Dian PZŁ, którą to funkcję Pasławska pełni co najmniej od momentu powstania tego dziwacznego bytu. A może nawet i wcześniej, bo Diany oficjalnie powstały w 2015, a PZŁ przedstawiał Pasławską jako przewodniczącą już w 2014.
Trochę trudno uwierzyć, żeby żaden z posłów i posłanek Zielonych nic o tym nie słyszał, ale nawet jeśli damy wiarę tym tłumaczeniom, to jednak trochę kompromitacja.
Ostatecznie oczekiwałbym, że partia mająca ochronę środowiska na sztandarach będzie miała również wystarczające zasoby i kompetencje. A przynajmniej że ktoś tam przed podniesieniem ręki i naciśnięciem przycisku wpisze w Google nazwisko osoby, której zamierza powierzyć stanowisko przewodniczącej sejmowej Komisji Ochrony Środowiska.
czytaj także
Zostawmy jednak biednych Zielonych. Nie pierwszy raz strzelają sobie w stopę, a jednak mimo wszystko udało im się w końcu trafić do sejmowych ław. Pozostaje mieć nadzieję, że teraz będą się po nich poruszać z trochę większą gracją.
Pierwsza Diana
Skupmy się na przewodniczącej Dian. To już w sumie polska tradycja, że spora część Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa składa się z myśliwych. Chyba nawet zdarzało się, że większość jej członków stanowili członkowie PZŁ. Czy jednak rzeczywiście Urszula Pasławska będzie tak złą przewodniczącą, jakby to wynikało z internetowego oburzenia? Oczywiście trudno ufać osobie, która lubi strzelać do istot, które ma za zadanie chronić.
Łatwo też zauważyć, że poglądy Pasławskiej są dosyć oryginalne i niemożliwe do wdrożenia na szerszą skalę.
Swego czasu ze swojego zamiłowania do myślistwa tłumaczyła się następująco: „Dziczyzna jest najzdrowszym mięsem, które nie ma antybiotyków. (…) Wiem, co przynoszę i czym karmię swoje dzieci, i to jest odpowiedzialne żywienie. Czy odpowiedzialnym żywieniem jest chociażby kupowanie mięsa za 5 złotych z dyskontu? No nie”.
Można się dziwić, że taka deklaracja przeszła posłance przez gardło. Większość osób w naszym kraju stać właśnie na mięso z dyskontu za 5 zł. Myślistwo kosztuje więcej. Oczywiście prostym i odpowiedzialnym wyjściem z tej fałszywej alternatywy byłoby wybranie − najzdrowszej ze wszystkich możliwych − diety roślinnej.
Trzeba jednak przyznać, że Pasławska ma na swoim koncie również całkiem pozytywne inicjatywy. Opowiada się za całkowitym odejściem Polski od węgla i za energetyką obywatelską. Wspierała nauczycieli. Ostatnio aktywnie sprzeciwia się budowie czteropasmowej drogi mającej przebiegać przez Mazurski Park Krajobrazowy.
To ostatnie szczególnie mnie zainteresowało. Oczywiście też jestem przeciwny budowaniu dróg przez cenne przyrodniczo tereny, więc trudno tutaj nie wspierać przewodniczącej.
czytaj także
Tylko trochę nie wiem, jak to pogodzić faktem, że posłanka deklaruje, że planuje skierować pod obrady Sejmu projekt ustawy o ekoterroryzmie. Skąd to wiem? Niestety z jej publicznej wypowiedzi.
Po tym, jak Pasławska została wybrana na przewodniczącą Komisji Ochrony Środowiska, podzieliła się radością na swoim oficjalnym profilu na jednym z portali społecznościowych. W krótkiej notce zapowiedziała: „W atmosferze wzajemnego szacunku będziemy wypracowywać rozwiązania najlepsze dla Polaków, Polski i klimatu na świecie”, oraz zwróciła się do swoich fanów: „A może macie Państwo własne sugestie co do priorytetów pracy Komisji Ochrony Środowiska? Proszę o opinie w komentarzach”.
Sugestii nie ma zbyt wiele, ale jednak są. Poza zwróceniem uwagi na problem spuszczania nieczystości z jachtów wprost do wody oraz sugestią pozostawiania opadłych liści tam, gdzie opadły, padł i inny pomysł. Jeden z czytelników pisze: „Mam nadzieję, że w tej kadencji Sejmu pojawi się projekt ustawy dotyczący ekoterroryzmu”. Na co przewodnicząca odpowiada: „Dziękuję serdecznie! Taki projekt z pewnością powstanie. Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego”.
Czym jest ekoterroryzm?
Mam co najmniej kilka problemów z tą wypowiedzią. Po pierwsze taki, że nie bardzo wiadomo, czym ten ekoterroryzm miałby właściwie być.
Po drugie, czy rzeczywiście potrzebujemy do jego zwalczania specjalnej ustawy. Czyżby to był jakiś specjalny rodzaj terroryzmu, który nie kwalifikuje się pod żaden z przepisów Kodeksu karnego, że musimy stworzyć jakieś nowe?
Młodzież wyraża swój wspólny interes: chce przeżyć [rozmowa z Edwinem Bendykiem]
czytaj także
Po trzecie, jak mówienie o ekoterroryzmie ma się do zapewnień o merytorycznej dyskusji i atmosferze wzajemnego szacunku?
Po czwarte, czy Pasławska sama nie jest aby ekoterrorystką, skoro sprzeciwia się budowie czteropasmowej drogi, która z pewnością mogłaby się przyczynić do rozwoju gospodarczego Mazur?
O ekoterroryzmie mówi się w Polsce od dawna. Co najmniej od czasów walki o Rospudę. Dziś już wiemy, że ekolodzy mieli rację. Oczywiście wtedy też o tym wiedzieliśmy, ale nie przeszkadzało to różnym politykom wyzywać aktywistów od ekoterrostów, a nawet sam Jarosław Kaczyński powiedział: „Jeżeli będziemy tolerować w Polsce terror ekologiczny, będzie trudno rozwijać Polskę”.
Podobne głosy pojawiały się przy okazji sporu o wycinkę Puszczy Białowieskiej. Ekologów blokujących demolowanie najstarszego nizinnego lasu naturalnego w Europie też oskarżano o ekoterrozym.
Dunin o Tokarczuk: Olga jest niespokojnym i bardzo dociekliwym duchem
czytaj także
Szybko jednak się okazało, że jest to taki terroryzm, który popiera nie tylko UNESCO, ale również nasze własne prawo. Sprawa musiała jednak dojść aż do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, żeby harvestery wyjechały z lasu. Tymczasem aktywiści byli ciągani po sądach, gdzie byli uniewinniani albo przynajmniej odstępowano od wymierzania kary, gdyż sąd orzekał, że działali „w stanie wyższej konieczności”.
Generalnie większość działalności, którą w Polsce różni pieniacze, lobbyści i politycy określali jako „ekoterroryzm”, okazywała się nawet nie tyle zgodna z prawem, ile wręcz obywatelskim działaniem na rzecz przestrzegania prawa. Z przestrzeganiem prawa problemy zaś mają często nie tylko biznesmeni, ale też samorządy, a nawet kolejne rządy.
Może to właśnie im potrzebna jest specjalna ustawa, która będzie penalizować zbyt obywatelską postawę?
Póki co największym ekoterrorystą jest nasze własne państwo i firmy zarabiające na niszczeniu przyrody i zabijaniu zwierząt.
Hodowcy norek i ich bajki
Od paru lat szczególnie aktywni w zwalczaniu rzekomego ekoterroryzmu są hodowcy norek.
Być może pamiętacie, jak kilka lat temu głośna stała się sprawa hodowcy norek, którego zwierzęta rzekomo mieli wypuścić z klatek niemieccy aktywiści na spółkę z reporterami „Die Welt”.
Zenon Kruczyński: Za zło czynione przyrodzie przyjdzie w końcu zapłacić
czytaj także
Odwoływanie się do antyniemieckich resentymentów zawsze znajdzie w Polsce swoją publikę. Niestety okazało się, że cała sytuacja została najprawdopodobniej ukartowana przez samego hodowcę. Choć na portalu braci Karnowskich ciągle możemy przeczytać fake newsa pod tytułem Niemcy bezkarnie niszczą polski biznes − prokuratura uznała, że napaści na fermę nie było.
Czy w nowej kadencji Sejmu ekoterroryzm stanie się czymś więcej niż bajką opowiadaną dzieciom (i dziennikarzom braci Karnowskich) przez hodowców? Czy z filmu Okja (polecam serdecznie ten film o ekoterrorystach, jest znacznie lepszy niż historyjki polskich autorów) trafi pod obrady Sejmu?
Jeśli tak, to prawdopodobnie będziemy to zawdzięczać przewodniczącej Urszuli Pasławskiej. Prezeska Dian już w roku 2016 występowała z interpelacją do ministra rolnictwa, zaniepokojona pogłoskami o zakazie hodowli zwierząt na futra.
Czy ustawa o ekoterroryzmie będzie kolejnym krokiem w obronie tego krwawego i coraz bardziej przechodzącego do historii biznesu?
czytaj także
Może i tak. Ale nie tylko. Jeśli ustawę o ekoterroryzmie uda się uchwalić wspólnymi siłami wszystkich przeciwników środowiska i jego ochrony, to z pewnością będzie wykorzystywana również w celach czysto politycznych.
Na przykład do prześladowania aktywistów walczących, żeby nie budować czteropasmowych dróg przez parki krajobrazowe…