W wigilię 100. rocznicy urodzin Karola Wojtyły pojechałem na wycieczkę do Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego. Najwyraźniej większość pamiątek i relikwii po papieżu została już rozdysponowana pomiędzy różne inne instytucje, bo nie uświadczamy ich tutaj za dużo.
Jan Paweł II chodzi za mną kolejny dzień, choć wcale się o to nie modliłem. Jest niedziela, do śniadania włączamy Polsat News, gdzie nadawana jest transmisja mszy ze Świątyni Opatrzności Bożej. Newsem, jak rozumiem, jest fakt, że obchodzimy wigilię setnych urodzin Karola Wojtyły, nazywanego również Janem Pawłem II, polskim papieżem i Wielkim Człowiekiem. Przełączamy na TVP 1, gdzie z kolej leci transmisja mszy z Wadowic. Trochę nuda, więc zmieniamy program na TVP3, gdzie leci film dokumentalny o przyjaciołach papieża. Z filmu wynika, że nie było ich zbyt wielu, ale może za późno przełączyliśmy. To nie jakaś zwykła niedziela, tylko 17 maja 2020 roku i jestem prawie pewien, że można by spędzić cały dzień przed telewizorem, oglądając wyłącznie programy poświęcone polskiemu papieżowi.
czytaj także
Niestety, nie sprawdzę, bo umówiłem się na wycieczkę do Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego, które tuż przed pandemią otworzyło swoje podwoje dla publiczności, nie gdzie indziej, jak w Świątyni Opatrzności Bożej, przy alei Rzeczypospolitej na warszawskim Wilanowie. Grunty kosztują tu tyle, że stać by mnie było co najwyżej na miejsce parkingowe, ale wiernych Boga bogatego w miłosierdzie najwyraźniej stać, żeby utrzymywać to wielkie betonowo-marmurowe pudło, które swoją dziwaczną bryłą i wizją polskości straszy z daleka.
Z okazji zbliżających się setnych urodzin JPII jest 50-procentowa zniżka na bilety, które normalnie kosztują całe 25 złotych. Być może to rozsądna cena za blisko dwie godziny rozrywki. Oczywiście zakładając, że godzina rozrywki powinna być droższa niż przeciętne wynagrodzenie za godzinę pracy. Najwyraźniej warszawiaków nie skusiła specjalnie promocja, bo jesteśmy w muzeum sami, nie licząc kilkuosobowej obsługi. Dopiero nazajutrz pojawi się delegacja, z premierem Mateuszem Morawieckim i kardynałem Kazimierzem Nyczem, którzy sekundować będą w przekazaniu do kolekcji fragmentu muru berlińskiego. Co prawda nie wiem, którego stopnia to relikwia, ale rozumiem, że skoro papież obalił komunizm, to na pewno się przyda.
Nie wiem, czemu tak bardzo prześladuje mnie ten człowiek, i umiarkowanie pociesza mnie fakt, że nie tylko mnie. Teoretycznie mógłbym się nim nie interesować, ale obserwując kult Wielkiego Polaka nie mogę się powstrzymać, żeby trochę w nim nie uczestniczyć. Przyznaję, że płakałem na Franciszkańskiej pod oknem papieskim, choć wcale nie planowałem, a Ojciec Święty nie był moim bohaterem. Jakoś jednak nie mogłem się powstrzymać, bo taka była energia tłumu.
Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego zaskakuje swoją nowoczesnością. To jedno z czterech muzeów poświęconych pamięci papieża Polaka, a do tego najnowsze, więc musiało wyróżnić się formą i treścią. Wystawa jest świetnie przygotowana wizualnie i nastawiona na oddanie głosu samym bohaterom. Głos papieża rozlega się już w pierwszej sali, gdzie wita nas jego wielka rzucona na ścianę sylwetka. Robimy sobie z nim zdjęcia. Choć byłem na Błoniach podczas ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, to nigdy na żywo nie udałoby mi się tak bardzo zbliżyć do Wielkiego Polaka, który tutaj jest gigantyczny jak na memach. Jak widzimy, papież ciągle żyje. Nie tylko w naszych sercach, ale też na ścianach, witrażach, portretach, pomnikach. Staram się być mocny mocą miłości, nie lękać się i pamiętać, że nie ma wolności bez solidarności.
To nie jest moja pierwsza wycieczka szlakiem papieża. Właściwie trudno wędrować po Polsce, aby nie natknąć się na ślady Karola Wojtyły i jego pontyfikatu, więc mam już pewnie kilkadziesiąt zdjęć z pomnikami papieża i innymi znakami jego obecności na ziemi, tej ziemi. Jakiś rok temu ze znajomymi pojechaliśmy do Wadowic, gdzie to się wszystko zaczęło. Choć połowa sklepów z pamiątkami była zamknięta, i tak nie byłem w stanie powstrzymać zakupowego szaleństwa. Dzięki czemu mam nie tylko kolejny kubek z wizerunkiem papieża, ale też solniczkę, łyżkę i różowy plastikowy kryształ, który kupiłem, bo pomyślałem, że to orgonit. Niestety nie zjadłem słynnej kremówki, bo choć w Wadowicach cukiernie konkurują o miano tej jednej, do której chodził papież po szkole, to żadna nie oferuje wersji wegańskiej kultowego papieskiego ciastka. Na pocieszenie wegańską kremówkę zrobiłem sobie w domu.
W Wadowicach było całkiem zabawnie. Trudno zupełnie poważnie traktować człowieka, który został talerzem, jego symbolem jest kremówka, a na rynku z głośników leci poświęcona mu piosenka. Niedługo po naszej wizycie w Wadowicach z papieskiej laski trysnęła woda. Choć atrakcja ta została zaplanowana przez włodarzy miasta, nie przeszkadzało to lokalnym sklepikarzom sprzedawać rzekomo „cudownej” wody za 50 złotych od butelki.
Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego robi jednak znacznie bardziej ponure wrażenie niż Wadowice. Wystawa zaprojektowana jest tak, by budzić emocje i sprzedać nam historię dwójki (a właściwie trójki, bo choć niewymieniony w nazwie, to jednak bardzo obecny jest również ks. Jerzy Popiełuszko) bohaterów, którzy siłą woli i postawy moralnej walczyli z zepsutym i zdemoralizowanym światem. Już na wstępie zostaje nam przypomniana anegdota o kolegach młodego Karola Wojtyły, którzy pobili ucznia, któremu zdarzyło się przekląć w obecności przyszłego papieża. Taki to był święty człowiek, że czarną robotę wykonywali za niego inni. Strach się bać, co by mi zrobili, gdyby znaleźli moją kolekcję memów. Wspomnę tylko, że gdy pokazałem ją koledze na potrzeby pracy naukowej, chciał mnie pozwać za straty moralne. Czy usprawiedliwia mnie, że to nie ja je zrobiłem, a jedynie kolekcjonuję dla potomności? Być może jeszcze kiedyś przekonamy się w sądzie albo sanepidzie, bo przecież nie wiadomo, czy władza sądownicza przetrwa PiS-owskie reformy…
Gdańsk nie lęka się mówić o mrocznej stronie księdza Jankowskiego
czytaj także
Delikatna panika ogarnęła mnie tuż po wjechaniu na piętro świątyni i nie pomogły ostrzeżenia pani przewodniczki, żebyśmy się nie bali, jeśli w sali z okrętem usłyszymy strzały, które mogą być dosyć głośne. Pozostawało mieć nadzieję, że wciąż jesteśmy za mało ważni, żeby strzelali do nas.
W kolejnych salach mogliśmy się dowiedzieć, że Karol Wojtyła nie został papieżem przez przypadek. Właściwie nic w jego życiu nie było przypadkowe i wszystko predestynowało go do roli wielkiego człowieka, który miał zmienić świat, obalić komunizm i oddać nas w niewolę Maryi, Królowej Polski. To ostatnie było mi akurat najłatwiej zrozumieć. Karol prawie nie pamiętał matki, więc nic dziwnego, że przeniósł swoje uczucia na Matkę Boską. Zresztą wszyscy jego bliscy zmarli, kiedy był młody, dlatego można zrozumieć, że jego drugim, a z czasem i pierwszym domem stał się Kościół katolicki. Mimo wszystko zadziwiła mnie wiara w magię i numerologię tak obecna w życiu Wojtyły. Fakt, że urodził się w roku 1920, gdy Polska wygrała wojnę z bolszewicką Rosją, miał sprawić, że stał się wybrany do pokonania komunizmu. Niestety autorzy wystawy nie wyjaśniają, dlaczego wobec większości Polaków i Polek z jego rocznika Bóg miał inne plany. Szczególnie ważna w życiu polskiego papieża była liczba „13” związana z tajemnicami fatimskimi, ale również z datą zamachu na jego życie. To miłe, że nie dla wszystkich trzynastka jest pechowa, jednak przez całe moje chrześcijańskie wychowanie byłem przekonany, że katolicyzm potępia numerologię, i nie słyszałem, żeby coś się w tej kwestii zmieniło.
czytaj także
Najwyraźniej większość pamiątek i relikwii po Janie Pawle II została już rozdysponowana pomiędzy różne inne instytucje, bo nie uświadczamy ich tutaj za dużo. Nawet kajak papieża, relikwia trzeciego stopnia, wylądował w Muzeum Sportu i Turystyki. Muzeum w Świątyni Opatrzności musiało zadowolić się papieskimi butami i kilkoma pomniejszymi gadżetami, jak kołatka i gwizdek, którymi Lolek bawił się w dzieciństwie, czy papieskie szaty – choćby ta wykonana z bardzo lekkiego polichromowanego brokatu, z jedwabną podszewką, dzięki czemu papież mógł ją nosić, choć sam ledwo chodził. Mimo wszystko twórcom wystawy udało się stworzyć na tyle przejmującą atmosferę, że nawet mnie się zdarzyło wzruszyć. Choćby gdy w sali opowiadającej o walce robotników przeciwko komunistycznemu systemowi leciała Ballada o Janku Wiśniewskim. Czy usprawiedliwia mnie fakt, że walka z systemem wzruszała mnie, zanim trafiła do sali muzeów?
Nie da się ukryć, że umiejętne ustawienie narracji, świateł i wystroju robiło wrażenie nawet na osobach tak głęboko wątpiących jak ja. Kolejne sale jawiły się jako kolejne rozdziały tragicznej polskiej historii. Musimy przejść nie tylko przez brzozowy las, w którym wiadomo, co zrobiono Polakom, ale też wejść do „pokoju łez”. Aż zrobiło mi się żal młodzieży szkolnej, która trafia tu zapewne bez takiego aparatu krytycznego, w jaki ja zdążyłem się uzbroić. Czy trafią do nich słowa cytowane za majorem KGB, który powiedział ponoć, że ZSRR nie mogło przydarzyć się nic gorszego niż taki papież? Czy może jednak zaniepokoją doniesienia, że w Watykanie był otoczony radzieckimi agentami? A może jednak bardziej rozbawią ich zdjęcia Wojtyły w stroju masajów tudzież fotografie papieża przytulającego dzieci?
Niewątpliwie nawet mało krytycznie nastawionych widzów może przerazić film w ostatniej sali, gdzie papież charczy do mikrofonu ustawionego w watykańskim oknie. Co prawda niegdyś telewizja obficie epatowała obrazami umierającego papieża, ale pewnie nie wszyscy o tym pamiętają.
Bardziej krytyczni widzowie mogą się zastanawiać, czemu zarówno prymas Stefan Wyszyński, jak i Jerzy Popiełuszko przedstawiani są w aureolach. Sprawę aureoli u Wyszyńskiego wyjaśniała nam muzealniczka, tłumacząc, że beatyfikacja prymasa miała się odbyć 7 czerwca, dlatego dla oszczędności od razu zamówili takie rollupy, ale pandemia sprawiła im psikusa. Cóż, to z pewnością nie pierwszy raz, gdy życie pokrzyżowało plany potencjalnego błogosławionego.
Ze zwiedzania wracamy wymęczeni, ale i tak nie mogę nie włączyć transmisji z koncertów pt. Cała polska śpiewa dla Jana Pawła II. Z tą całą Polską to chyba przesada, bo koncerty nadawane są zaledwie z pięciu polskich miast, ale rzeczywiście prawie każdy może się włączyć w uroczystość celebrowaną przez TVP. Na górnym pasku ekranu czytamy: „Napisz, kim dla Ciebie był Jan Paweł 2 i wyślij pod numer XXX”. Kusi mnie, żeby to zrobić, ale obawiam się, że tylko zmarnuje pieniądze, bo SMS-y są raczej jednoznaczne: „JAN PAWEŁ DRUGI był wielkim Polakiem”, „wyzwolił mnie z nałogu”, „uratował mi życie”, „uratował życie mojej matce”. Czytając tę telewizyjną listę cudów i słuchając, ile dobrego zrobił dla Polaków i Polek („czasem jak szukam miejsce parkingowe, to też go proszę o pomoc”), przestaje mnie dziwić, że nikt z występujących nie ma maseczek, jakby pandemia została odwołana. Skoro Jan Paweł II obalił komunizm, to z koronawirusem też sobie na pewno poradzi. O czym przekonują nas kolejni występujący. „Liczę na Ciebie ojcze” śpiewa Cleo. „Ja potrzebuję Ciebie, ty potrzebujesz mnie i mamy tylko siebie, czy tego chcesz czy nie” wtóruje jej Golec uOrkiestra.
Czy pozostaje mi już tylko wziąć udział w akcji hashtagowej #thankyoujohnpaul2 albo #barkachallenge i pójść spać, nie myśląc o tym, że gdyby nasz papież rzeczywiście miał na sercu wszystkich wykluczonych, to nie złagodziłby kościelnych kar dla pedofili i nie ignorował doniesień o seksualnych przestępstwach swoich podopiecznych, przez co setki, jeśli nie tysiące dzieci nie zostałoby zgwałconych, a ich życia nie zostałyby złamane? Bardzo bym chciał, ale niestety trochę mi trudno, bo nic o tym nie ma w muzeum.
Sto lat, Ojcze Święty!
ZDJĘCIA JAKUBA SZAFRAŃSKIEGO