Lewica ma całą masę powodów, żeby nie szanować katedr. Czy naprawdę musimy wydawać miliony na odbudowywanie Notre Dame, skoro jest tyle znacznie bardziej (nomen omen) palących potrzeb? I dlaczego ja muszę się z tego tłumaczyć?
Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy.
Juliusz Słowacki
Na początku był szok i niedowierzanie. Notre Dame płonie? Serio?
Nie uwierzyłem, dopóki nie zobaczyłem. Od razu włączyłem laptopa – i rzeczywiście. Katedra Notre Dame płonie. Nie do wiary! Wybuchnąłem śmiechem. Bez żadnej głębszej refleksji. Oczywiście wiedziałem już, że nikomu nic się nie stało – cierpienie ludzkie mnie jakoś nie śmieszy. Pomimo całego zła, które wyrządzamy światu, homo sapiens to wciąż mój ulubiony gatunek zwierzęcia. Oczywiście nie każdy jego przedstawiciel. Co nie zmienia faktu, że wszystkim życzę dużo miłości, szczęścia, spokoju i zdrowia.
A jednak z pożaru katedry się śmiałem. Dlaczego? Może dlatego, że choć nikt nie umarł, to w płomieniach stał symbol władzy, przemocy i ucisku. Jeden z najbardziej znanych kościołów świata. Co prawda znany bardziej za sprawą Disneyowskiej bajki i musicalu na podstawie powieści Victora Hugo, ale czy to nawet nie lepiej? Dwa w jednym. Płonie słynny kościół, ale też kapitalistyczny fetysz.
Trochę szkoda, bo to przecież cenny zabytek gotyckiej architektury i miejsce przechowywania dzieł sztuki. Ale też świętych relikwii – od razu przyszło mi do głowy. Chyba nie muszę wyjaśniać, co lewica myśli o relikwiach. Chyba nie muszę też tutaj powtarzać wszystkiego, co lewica ma do zarzucenia Kościołowi katolickiemu (i właściwie każdej innej religii).
No więc szkoda, że piękny zabytek się pali, ale jednocześnie radość, że płonie symbol władzy. OK, nie jest to najmądrzejsza radość. Ostatecznie nic z niej nie wynika. Kościół nie stanie się przez to biedniejszy. A może nawet wręcz przeciwnie – już zyskał setki milionów euro na odbudowę i utrwalanie swojej symbolicznej władzy. Mniejsza z tym, że katedra Notre Dame formalnie należy do państwa – to ciągle symbol Kościoła, do którego mam stosunek raczej negatywny.
Czy to wystarczający powód, żeby się cieszyć z jej pożaru? Oczywiście, że nie. Ostatecznie można by z Notre Dame zrobić masę pożytecznych rzeczy. Na przykład przerobić na dyskotekę. Niestety katedra jest nie tylko katedrą, ale również zabytkiem i mekką przemysłu turystycznego, więc póki będzie istnieć kapitalistyczna turystyka, będzie opłacało się zachować jej funkcje. Czy muszę tłumaczyć, co lewica myśli o masowym przemyśle turystycznym, który nie tylko generuje masę emisji CO2, ale równocześnie prowadzi do skomercjalizowania i zadeptania każdego pięknego miejsca na ziemi? Oczywiście też lubię podróże i być może istnieje coś takiego jak odpowiedzialna turystyka, ale nie zmienia to faktu, że jestem jak najgorszego zdania o przemyśle turystycznym w kapitalizmie, którego symbolem – tak się składa – również jest katedra Notre Dame.
Lewica ma całą masę powodów, żeby nie szanować katedr. Oczywiście ma też kilka dobrych powodów, żeby je szanować. W moim sercu jednak zwyciężyły wiadome emocje. Moja radość z pożaru była więc spontaniczna. I głupia. Ostatecznie nie ma się z czego cieszyć. Nawet płonąca katedra powoduje wzrost emisji CO2, a jednocześnie stratę dla kultury. Dzięki jej istnieniu możemy podziwiać ten piękny symbol ucisku i mieć dużo refleksji na temat losów przemocy w historii Europy oraz marzeń, że w przyszłości może być (już jest) lepiej. Czyż nie jest pewnym postępem, że przy pożarze katedry nikt nie umarł? Tego z całą pewnością nie da się powiedzieć o jej powstawaniu.
Jednak nawet mimo tego niewątpliwego postępu Kościół katolicki ciągle prześladuje osoby LGBTQIA, wspiera patriarchat, ukrywa pedofilów i święci ubojnie. Oczywiście nie wierzę, że pożar to kara za grzechy. Gdyby jakiś bóg istniał, to już dawno rozgromiłby ogniem instytucję, która tak daleka jest od wypełniania przykazania miłości. Na to oczywiście nie możemy liczyć, ale spontaniczny pożar to zawsze jakaś symboliczna namiastka piekielnego ognia, do którego powinni trafić liczni kapłani za utrwalanie tego systemu przemocy.
Czy to już wystarczający powód, żeby się cieszyć z pożaru Notre Dame? Na pewno nadal nie, ale czasami zdarza się ludziom cieszyć zupełnie bez sensu i irracjonalnie. Kto się nigdy nie zaśmiał, widząc, jak ktoś inny się przewraca, a potem nie było mu trochę głupio, że się zaśmiał, niech pierwszy rzuci kamień. Śmianie się z płonącej katedry Notre Dame jest nawet bardziej niewinne, bo – powtarzam – nikomu nie stała się krzywda.
Niewinne – tak przynajmniej mi się wydawało, dlatego pozwoliłem sobie wrzucić na portal społecznościowy post, który tak bardzo rozwścieczył internautów.
Moja dziewczyna powiedziała, że nie była w środku, bo za drogo i ja też nie byłem, ale przypomniał mi się za to wiersz…
Opublikowany przez Jaś Kapela Poniedziałek, 15 kwietnia 2019
Nawet szanujące mnie osoby zaczęły pisać, że tym razem przesadziłem. Rozsądni skądinąd ludzie uderzali w tony moralnej paniki, w najlepszym razie domagając się, żebym się nie wygłupiał. Ci co bardziej spanikowani pisali nawet do mojego pracodawcy, że powinien zawiesić ze mną współpracę. I za co? Za zacytowanie, że przypomniał mi się fragment wiersza? Za cieszenie się, że płonie symbol cywilizacji, do której mam stosunek co najmniej sceptyczny, co wiedzą chyba wszyscy, którzy przeczytali w życiu kilka moich tekstów? Skąd to zdziwienie, że nie szanuję zabytków tak bardzo jak Puszczy Białowieskiej czy jakiejkolwiek innej przyrody? Oczywiście – cytat istnieje w kontekście, ale szybko został z niego wyrwany i fragment wiersza stał się moimi własnymi słowami, a nawet nie tyle moimi, ile symbolem degeneracji lewicy i „eksperta TVN-u”, jak mnie postrzegają eksperci z Wykopu, a za nimi jakieś prawackie portaliki.
Co jest gorsze?
Opublikowany przez Jaś Kapela Wtorek, 16 kwietnia 2019
Kto by pomyślał, że to, co piszę, może być tak ważne dla społeczeństwa i opinii publicznej? Z pewnością nie ja sam. Bo choć udało mi się wywołać parę skandali, to wciąż pozostaję raczej niszowym lewicowym publicystą i aktywistą. Oczywiście życzyłbym sobie, żeby moje książki, w które włożyłem miesiące ciężkiej pracy, były równie namiętnie komentowane co wpisy na Facebooku i prowokacje, których przygotowanie chyba jeszcze nigdy nie zajęło mi więcej niż pół dnia.
W przypadku wpisu o katedrze ani przez sekundę nie przyszło mi do głowy, że stanie się takim hitem. Bardziej udostępniany był chyba tylko mój mem ze zdjęciem członków Konferencji Episkopatu Polski i podpisem „Polskie towarzystwo ginekologiczne”. No ale cóż. Taka cywilizacja, że premiuje głupotę, a nad poważnymi sprawami woli się za bardzo nie pochylać.
Opublikowany przez Jaś Kapela Czwartek, 31 marca 2016
Moja radość szybko przeszła we wkurw. Serio? Pożar katedry Notre Dame to taka ważna sprawa, a gdy świat płonie, to nasza cywilizacja niemal nic z tym nie robi? Od wielu lat żyję ze świadomością, że zmiany klimatu to najważniejszy problem, z jakim musimy się zmierzyć, jeśli chcemy, żeby ludzka cywilizacja przetrwała. Co prawda badania pokazują, że trzy czwarte Polaków niepokoi się zmianami klimatu, ale jakoś specjalnie tego nie widać w ich politycznych i codziennych wyborach. Chciałbym żyć w świecie, w którym tyle energii co pożar katedry Notre Dame wywołuje chęć zbudowania kopalni w pobliżu Poleskiego Parku Narodowego, odpalanie nowego bloku elektrowni węglowej w Ostrołęce czy utworzenie Turnickiego Parku Narodowego.
Ba, budowa każdej nowej kopalni czy elektrowni węglowej powinna nas bardziej niepokoić niż pożar katedr, które będą płonąć coraz częściej, o ile w ciągu najbliższych jedenastu lat nie zredukujemy dramatycznie poziomu emisji CO2, do czego niezbędna będzie mobilizacja na poziomie tej, z jaką ostatni raz mieliśmy do czynienia w przypadku II wojny światowej. Widzicie gdzieś tę mobilizację? Ja też nie. Widzę biznes jak zwykle i wiarę w cuda.
Oczywiście świat powoli odkrywa zalety energii odnawialnych, ale emisje ciągle rosną, a szóste masowe wymieranie postępuje. Słyszeliście już pewnie o apokalipsie insektów? Pisze o niej już nawet Fronda.pl. Umiera Bałtyk i Wielka Rafa Koralowa. Wymierają orangutany, a Polskę pustoszą pożary i (sic!) burze piaskowe. Rocznie z powodu chorób związanych z zanieczyszczeniem powietrza umiera jakieś siedem milionów osób. Co roku mały Holocaust, tylko trudno znaleźć odpowiedzialnych za niego nazistów. Ludzkość cierpi na plagę depresji i uzależnienia od opioidów, które tak chętnie Amerykanom przypisują lekarze, że aż szefowie firmy farmaceutycznej zostali skazani za dilowanie. Oczywiście aresztowanie ich to za mało – wszystko okaże się niewystarczające, dopóki nie uświadomimy sobie, że chorobą, na którą cierpią i umierają ludzie na całym świecie, jest kapitalizm. Leki przeciwbólowe i antydepresyjne nie uśmierzą tego bólu.
Mimo tego to z powodu wpisu o pożarze nastąpiła gównoburza (już trzecia dla mnie w tym tygodniu, bo wcześniej o tekst, że Unia chce zabrać weganom kiełbaski i, trochę mniejsza, o mój tekst o psychodelikach). Gdy czytasz setki komentarzy na temat swoich myśli, czasami już sam przestajesz wiedzieć, co właściwie myślisz. Przynajmniej ja tak mam. Nie wiem, ilu z was znajdowało się kiedyś w środku wywołanej przez siebie gównoburzy. Pewnie mniejszość niż większość. Ale może pamiętacie jakieś swoje emocjonalne podejście do negatywnych komentarzy na temat waszych przekonań czy osoby. Pewnie nikt nie lubi, gdy podważa się jego najgłębsze przekonania moralne i poczucie własnej wartości (na nadmiar którego cierpią chyba tylko buce bez serca). OK, sam się na to decyduję. Pisząc niniejszy tekst, znowu wzniecam ogień, w którym sam się spalam. Jestem gotów znowu czytać, że jestem imbecylem, śmieciem i cwelem, którego dziewczyna ma na imię Krzysztof. (Swoją drogą, co w tym złego? I jaka rządzi tymi obelgami logika? Nie szanuję zabytków, więc na pewno jestem homoseksualistą? Czy to przypadkiem nie osoby niehetero często tworzyły te piękne obiekty?)
czytaj także
Mimo wszystko ciągle wierzę w ludzi i w to, że ktoś rozumie, co próbuję napisać. Wiem, że tak jest. Wiem, że potrzebujemy ludzi, którzy czują i myślą inaczej, bo monokultura może prowadzić tylko do wymierania wszystkiego, co nie jest pożądane przez hodowców. Potrzebujemy różnorodności, żeby nie wymrzeć. Żeby się nie zajebać. Choć może nas dzielić stosunek do symboli i zabytków, to wszystkim powinno nam zależeć na ocaleniu przyrody i klimatu. Jednocześnie czytając te wszystkie komentarze w internecie, trudno być optymistą w kwestii przyszłości rasy ludzkiej. Jeśli jesteśmy gotowi być tak bardzo agresywni w przypadku płonącej katedry, to co będziemy sobie robić, gdy nadejdą bardziej dramatyczne wydarzenia. A to, że nadejdą, jest pewne. Będziemy się zabijać jak w Grze o tron? Niestety wiele na to wskazuje i nie bardzo wiem, co z tym zrobić.
Potem był już tylko smutek. Pojechałem w góry i odinstalowałem apkę do Facebooka ze smartfona. Przez cztery dni nie korzystałem z fejsa i podziwiałem piękno natury. Las zdemolowany po zimie i drzewa zagradzające ścieżki nie pozwalały przestać myśleć o zmianach klimatu i wrażliwości ekosystemów. Nie pomagał też Karol Wojtyła, którego imię wzywane jest nadaremnie prawie na każdym szlaku i przybytku w górach. Czy warto walczyć o przetrwanie ludzkości, która woli oddawać cześć bożkom, zamiast zadbać o nieskalane dzieło stworzenia? Trochę nie jestem pewien, ale ponieważ sam jestem jej częścią i wolałbym nie patrzeć, jak moje przyjaciółki umierają, to wierzę, że tak.
Wróciłem do Warszawy, sprawdziłem Facebooka. Gównoburza minęła. Dostałem tylko jeszcze na fanpejdża parę obelg i obietnic wpierdolu oraz wierszyk:
Powinni cię zamknąć w Berezie Kartuskiej
Albo w jakiejś katowni ruskiej
Albo, i w tym jest nadzieja
Zrobić Ci Noc św. Bartłomieja
Noc to także dobra pora
Na atak na ciebie Kryształowego Potwora
Chciałem coś jeszcze napisać, ale dopaliła się właśnie ostatnie iskra weny,
więc schodzę z areny…
Na szczęście od pisania wierszy (chyba) nikt jeszcze nie umarł. Tylko co z tą katedrą? Czy naprawdę musimy wydawać miliony euro na jej odbudowywanie, skoro jest tyle znacznie bardziej (nomen omen) palących potrzeb? Oczywiście, że nie. Nie bez powodu protestują paryscy bezdomni, którzy też chcieliby mieć dach nad głową. Suma, którą milionerzy i kapitalistyczne przedsiębiorstwa zdecydowały się wesprzeć odbudowę, można by wydatkować znacznie bardziej pożytecznie. Choćby na pomoc uchodźcom. W końcu katedra jest symbolem cywilizacji europejskiej, a jednym z jej głównych dokonań jest idea, że każdy człowiek ma prawo do godnego życia. Może warto wydać te pieniądze na wspieranie praw ludzi niż symboli władzy nad ludźmi?
Katedra niech pozostanie ruiną, symbolem władzy i przemocy, której musimy się wyrzec, jeśli chcemy przetrwać. Co postuluje Paul Preciado, pisząc, jak mogłaby wybrzmieć nowa, lewicowa modlitwa na ruinach:
Katedro bogatych, módl się za nami.
Katedro gwałtu, módl się za nami.
Katedro antropocenu, módl się za nami.
Katedro kapitalizmu, módl się za nami.
Katedro patriarchatu, módl się z nami.
Katedro turystyki, módl się z nami.
Katedro optymalizacji podatkowej, módl się za nami.
Katedro politycznej korupcji, módl się za nami.
Katedro masowego wymierania, módl się za nami…