Na polu literatury najbardziej udanym przykładem trollingu jest, jak sądzę, Dorota Masłowska.
Dlaczego ładne dziewczyny są takie głupie? Bo Warszawie jest więcej predyspozycji, wszystkiego. Tak, też obejrzałem pierwszy odcinek Miłości na bogato i nie bardzo wiedziałem, co mam o tym myśleć, aż do momentu, gdy w napisach końcowych zobaczyłem nazwisko scenarzysty.
Przemysław Pilarski to komik uprawiający stand-up, całkiem zresztą niezły. Można też sobie poczytać jego tumblra, gdzie widzimy, że na co dzień uprawia raczej inne rodzaje komizmu niż ten, z jakim mamy do czynienia w serialu wyprodukowanym dla Vivy.
Wniosek jest prosty. Te wszystkie żarciki z gotowaniem musli oraz wypowiedzi w rodzaju: „Masz tak wyrąbane na mnie, że to jest w ogóle jakaś abstrakcja”, to najprawdopodobniej żarciki właśnie. Starannie wymyślone wyłącznie po to, żebyśmy mieli się z czego naśmiewać. Wniosek też jest inny: daliśmy się wkręcić.
I dajemy się wkręcać nieustannie. Jak to ładnie napisał Michał Radomił Wiśniewski: „Tu nawet nie ma po co pytać <<a co jeśli>>, bo to wszystko jest oczywiste. Żyjemy w czasach trollingu, zarówno nagrodzenie prześwietlonej fotografii zrobionej samsungiem, jak i wyprodukowanie Miłości na bogato ma na celu jedynie wzbudzenie fermentu w socjalu; tańczcie, marionetki, tańczcie”. No i tańczymy.
Choć trochę nam z tym tańcem głupio. Bo jednak chcielibyśmy wierzyć, że coś jest naprawdę. A uwierzyć w to coraz trudniej. Choć znam też takich, którzy już nawet przestali próbować. I dobrze się z tym czują. Trochę im zazdroszczę. A tymczasem chciałbym przedstawić parę udanych – moim skromnym zdaniem – przykładów trollingu.
Jak literat zacznę od literatury. Na tym polu najbardziej udanym przykładem trollingu jest, jak sądzę, Dorota Masłowska. Pamiętają może państwo mój felieton, w którym zżymałem się, że pisarka przeszła na pozycje reakcyjne? Dziś już wiem, że dałem się wkręcić. Masłowska wcale nie jest prawicowa i sama przyznaje, że wygłasza prawicowe opinie tylko po to, że nas zdenerwować: „Gdyby istniał program komputerowy służący do wyliczeń i określania światopoglądu za pomocą ścisłych parametrów – to podejrzewam, że mój profil wypadłby jako lewicowy. Nie chcę jednak, żeby jakikolwiek ośrodek zagarniał moją lewicowość, nie chcę zamawiać tam prenumeraty poglądów. Jako osoba aspirująca do wolności osobistej upatruję jej również w byciu otwartą, w byciu konserwatywną, nie przyjmuję poglądów w zestawie”.
Bo oczywiście wszyscy pozostali lewicowcy dostają prenumeratę poglądów wraz z każdym nowym numerem „Krytyki Politycznej”. Dzięki czemu wiemy, co mamy na jaki temat uważać.
Warto też zauważyć, że Masłowska trolluje z pozycji wyjątkowo uprzywilejowanej: najgłośniejszej pisarki swojego pokolenia (choć nie na tyle uprzywilejowanej, żeby zdawać sobie sprawę, że taki program rzeczywiście istnieje).
Tutaj zahaczamy o ciekawy wątek. Tradycyjny trolling był domeną słabych. Jesteś sfrustrowany, nieszczęśliwy, nikt nie liczy się z twoim zdaniem, to możesz się przynajmniej wyżyć na internetowych forach. Dziś trollig stałem się domeną głównego nurtu. Wszyscy znamy te nagłówki, których brzmienie często nie ma nic wspólnego z treścią artykułu. Przykład: „Chyba najlepiej by było, gdyby ministrem finansów został abp Głódź”, czytamy na stronie Tok Fm. Czyżby Tusk zdecydował się szukać nowego ministra finansów? Oczywiście nie, to tylko żarcik Jarosława Makowskiego à propos funduszu kościelnego.
Media nas trollują, bo potrzebują naszej uwagi. Każdy klik to pieniądz, więc nie można mieć żadnych skrupułów. Pięknym przykładem jest tutaj portal NaTemat. Nawet jeśli zdarzają się tam interesujące i wyważone artykuły, to żeby mogły trafić na główną stronę portalu, przynajmniej tytuł i lead trzeba odpowiednio podrasować.
Przyjrzyjmy się opublikowanej na NaTemat trylogii o tym, jak znaleźć pracę w Ostrołęce. Pomysł całkiem ciekawy. Bezrobocie młodych to ważny i budzący wiele emocji temat. Ale przecież nikt z Warszawy nie pojedzie serio szukać pracy w Ostrołęce. Otrzymujemy więc zestawach standardowych rad w stylu, że trzeba być kreatywnym. Jakby naprawdę nikt z wybranych do tego eksperymentu „ekspertów” nie zdawał sobie sprawy, że większość pracodawców w Ostrołęce kreatywności potrzebuje jak ryba roweru. Nie zamierzam tutaj rozstrzygać, czy „eksperci” NaTemat są idiotami, czy tylko ich udają, ciekawszy wydaje mi się sam mechanizm. Ostatecznie w końcu redakcję zapewne stać na wysłanie kogoś do Ostrołęki, żeby naprawdę tam pracy szukał. Jednak zamiast tego otrzymuję teksty z dobrymi radami, co eksperci by zrobili, gdyby mieli tam pracy szukać.
Oczywiście to też pouczające. Na przykład Miron Mironiuk, doradca zarządu agencji reklamowej DDB Warszawa, czyli reklamowego giganta, tłumaczy, że należy kłamać i konfabulować. Oczywiście nie pisze tego wprost, ale przyznaje, że podszywa się pod pracownika firmy, do której zamierza rekrutować, i umawia się na spotkania z jej potencjalnymi klientami. To ma być jego karta przetargowa na rozmowie kwalifikacyjnej. „Na tym poprzestałem, wystarczy mi świadomość, że to dobry i wykonalny pomysł. Dlaczego? Bo w ten prosty sposób możemy zmienić reguły gry w rozmowie z przyszłym pracodawcą. Stora Enso nie będzie rozważać, czy potrzebuje nowego sprzedawcy, ale czy chce pozyskać 4 nowych dużych klientów. To im powinno bardziej zależeć, żeby się ze mną spotkać”. Pomijając fakt, że od umówienia się na rozmowę do zdobycia klienta długa droga, warto też się zastanowić, czy rzeczywiście Stora Enso chciałaby zatrudnić kłamczuszka, i to na tyle bezczelnego, że swoimi konfabulacjami dzieli się z całym internetem. Osobiście mam wątpliwości.
Drugi autor, Michał Wolniak, Chief Strategy Officer w agencji VML Polska, radzi, jak skonstruować aplikację do firmy produkującej parówki. Jego rady są na tyle marne, że komentatorzy podejrzewają, że chodzi raczej o reklamę firmy produkującej te parówki. Co zresztą przecież nie byłoby niczym nowym w przypadku NaTemat. Można się też zastanawiać, czy rzeczywiście wszyscy pragnący się zatrudnić w marketingu masarni młodzi ludzie mają znajomych informatyków, którzy wskażą im słabe strony witryny internetowej danej firmy. A nawet jeśli mają, to czy taka firma nie wolałby zatrudnić raczej ich kolegów informatyków niż ich samych. W każdym razie znowu zamiast danej obietnicy: Chief Strategy Officer próbuje się zatrudnić w przemyśle mięsnym w Ostrołęce, otrzymujemy zestaw dobrych rad, które moje pokolenia zna lepiej niż Pana Tadeusza oraz podobnie nimi rzyga. Dzięki trylogii NaTemat mamy okazję porzygać się jeszcze raz. Trolling accomplished.
Ale przez te wszystkie rozważania teoretyczne zapomniałem powiedzieć, dlaczego ładne dziewczyny są takie głupie. Hmm. Tak naprawdę to nie ma takiej reguły. Ale kreatywny tytuł wymyśliłem, co nie?