Bardzo lubię ustawę o zamówieniach publicznych. Oczywiście za paragraf drugi artykułu 91, który głosi, że: „Kryteriami oceny ofert są cena albo cena i inne kryteria”. Bo wiadomo, że pieniądze są najważniejsza, a nie żadna Polska. (Anegdota: Kiedyś próbowaliśmy sobie wyobrazić, że u naszych południowych sąsiadów funkcjonuje partia „Czechy są najważniejsze”. Było śmiechu co nie miara.) Jeśli ktoś bardzo nie wierzy, że najtańsze jest najlepsze, to może ewentualnie wziąć pod uwagę też inne kryteria. Ale na szczęście nie musi. Lubię też artykuł 92: „Kryteria oceny ofert nie mogą dotyczyć właściwości wykonawcy, a w szczególności jego wiarygodności ekonomicznej, technicznej lub finansowej”. Bo przecież, gdyby oceniać wiarygodność wykonawców, to nic by nigdy w tym kraju nie zbudowano, a tak to jakoś idzie. Powoli, bo powoli. Ale do przodu.
Dobrym przykładem szlachetności i skuteczności Prawa o zamówieniach publicznych służy gmina Police. Jak podaje TVN: „W polickich szkołach od początku września serwowane są dwa rodzaje obiadów, których dostarcza dwóch odrębnych podwykonawców. W efekcie obraz ze stołówki wygląda tak: biedniejsze dzieci jedzą z plastikowych naczyń; te, których rodziców stać, by płacić za posiłki – z ceramicznych. Dzieci stają też w odrębnych kolejkach”. Zważywszy, że kiedyś tak nie było, możemy wyciągnąć słuszny wniosek, że zmierzamy do przodu.
Segregacja, proszę państwa, to przyszłość narodu. Dzieci jedzące z plastiku z pewnością będą zazdrościć tym, które mają do dyspozycji ceramikę, co sprawi, że będą się lepiej przykładać do nauki i ciężej pracować. Dzięki temu zarobią na utrzymanie swoje i swojej rodziny. Dzięki czemu będą mogły jeść z porcelany. Wtedy pozazdroszczą im dzieci jedzące z ceramiki itd. Świat idzie do przodu. Jest progres. Z pewnością taka właśnie myśl przyświecała polickim urzędnikom. Bo przecież trudno mi uwierzyć pani Gabrieli Dobie, kierowniczce Ośrodka Pomocy Społecznej w Policach, gdy twierdzi: „Przepisy o zamówieniach publicznych są bezduszne” i obligują do wyboru tańszej oferty. Jak widzieliśmy w cytowanym wcześniej ustępie Prawa o zamówieniach publicznych, nie jest to tak do końca prawda. Przepisy mówią, że kryterium może być jedynie cena, ale mówią też, że można zastosować tez inne kryteria. Precyzują nawet, że w szczególności chodzi o jakość.
To nie przepisy, tylko ludzie zdecydowali, że jakość wychowywania społeczeństwa poprzez segregację nie jest ważna, bo ważniejsza jest cena. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że to nie przepisy są bezduszne, tylko ludzie. Osobiście nie mam o ludziach tak złej opinii (choć nie mam też tak dobrej, żeby wierzyć pani Dobie na słowo). Ludzie nie są źli, tylko zagubieni i zmęczeni. I gdy mają napisane, że kryterium może być tylko cena, nie chce im się myśleć o tym, że może nie tylko cena powinna nim być.
No, ale to, że im się nie chce, nie zwalnia z ich (naszego) obowiązku. Dopóki urzędnicy sami nie zlizują zupy z podłogi – bo przecież jasne jest, że firma, która to zaproponuje, będzie miała najlepszą ofertę w przetargu, a przepisy są bezlitosne – nie ma dla nich żadnego usprawiedliwienia. O mamo, ale wyszło patetycznie. No, ale serio: nie ma. A nawet jak będą już zlizywać zupę z podłogi, to nie jestem pewien, czy będzie.