PiS ma problem, bo przestaje być jedynym dużym graczem, który na poważnie zgłasza realne postulaty socjalne.
O tym, że Wiosna Biedronia jest konkurentką partii lewicowych, napisano już wiele. O tym, że jest konkurencją dla Platformy Obywatelskiej, napisano jeszcze więcej. Panika liberalnych dziennikarzy jest spektaklem wesołym i strasznym, a przecież walka na dobre jeszcze się nie rozpoczęła. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, co wzrost popularności Roberta Biedronia oznacza dla Prawa i Sprawiedliwości.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że dla partii Kaczyńskiego to prezent. Oto na lewo od PO powstaje ruch polityczny, który Platformę w oczywisty sposób osłabi. Nic tylko przyklasnąć. W tym duchu o Biedroniu poczytać można na łamach prawicowej prasy, będącej swoistym pasem transmisyjnym przekazów władzy. Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem – zdaje się rozumować część PiS-owskiej prawicy, i dlatego Biedroniowi na moment zostaje odpuszczone.
Pytanie tylko, czy rzeczywiście PiS ma się z czego cieszyć. Niedzielna konwencja wyborcza pokazała bowiem kilka bardzo istotnych zagrożeń, które program Biedronia niesie także dla Prawa i Sprawiedliwości.
czytaj także
Po pierwsze, przekaz liberalny. Owszem, Biedroń zrobił to, czego od lat boi się sparaliżowana Platforma, czyli na pierwszym miejscu przedstawił postulaty tzw. liberalizmu obyczajowego. Problem z punktu widzenia PiS polega na tym, że Biedroń zdecydował się podnieść postulat dostępu do aborcji, a akurat ta kwestia jest dla partii Kaczyńskiego najbardziej niewygodna. W przypadku wyborczej batalii o prawo do aborcji stanowiska głównych graczy będą jasne: Biedroń i lewica liberalizację popierają, PO broni tzw. kompromisu aborcyjnego, radykalne prawicowe partie są za całkowitym zakazem. A PiS? No właśnie, z jednej strony oficjalnie krzyczy o obronie życia poczętego, ale z drugiej jest w tej sprawie całkowicie niewiarygodny, bo projekt Kai Godek od miesięcy leży w sejmowej zamrażarce. A przecież Kaczyński ma Sejm, Senat, prezydenta i Trybunał Konstytucyjny, więc zaostrzyć przepisy antyaborcyjne może w kilka dni. Mimo wszystko tego nie robi i prawicowi wyborcy słusznie czują się oszukani. W momencie, gdy Biedroń wynosi sprawę prawa do aborcji na agendę, PiS ma więc nie lada kłopot, stojąc w tym oczywistym dla wszystkich rozkroku.
Po drugie, przekaz socjalny. Nie, Biedroń nie jest i nigdy nie będzie politykiem typowej lewicy. To, co mu się może udać i czego wciąż nie rozumie PO, to wymyślenie nowego 500+. Takim właśnie pomysłem są gwarantowane emerytury. Kłopot obecnego PiS polega na tym, że po przejęciu lewicowego, opiekuńczego dyskursu partia Kaczyńskiego nie może już, jak za czasów Zyty Gilowskiej, skrytykować Biedronia z pozycji liberalnej nowomowy o populistach i rozdawnictwie. Skoro cały przekaz premiera Morawieckiego polega na tym, że pieniądze obywatelom dajemy, to trudno teraz uderzać w Biedronia za pomocą retoryki Balcerowicza.
Nie od dziś też wiadomo, że po rewolucyjnym przełomie 500+ PiS ani razu nie wpadło na równie skuteczny pomysł. Oczywiście próbowało i wciąż próbuje (ostatni pomysł to Mama 4 plus), ale do powszechnej świadomości przebija się to słabo. Postulat Biedronia jest prosty i chwytliwy: 1600 emerytury minimum. W czasach przed wprowadzeniem 500+ byłby to w odczuciu wyborców pomysł wręcz księżycowy, ale dzisiaj jest dla jak najbardziej realny. PiS ma więc problem, bo przestaje być jedynym dużym graczem, który na poważnie zgłasza realne postulaty socjalne.
Po trzecie, kordon sanitarny. Największym zmartwieniem dla partii rządzącej jest jednak nie tyle program, ile wyborcze wyniki. Owszem, Biedroń zabierze coś PO, ale zabierze też coś Kukizowi oraz zintegruje wokół siebie lewicę. Przy rozdrobnionej scenie radykalnej prawicy realny staje się scenariusz, w którym PiS wygrywa wybory do Sejmu, ale nie ma większości bezwzględnej. I powstaje kordon sanitarny wokół partii Kaczyńskiego. Stać się tak może tym bardziej, że SLD nie popełni już drugi raz błędu tworzenia koalicji wyborczej z progiem 8% do pokonania, a obecnego Kukiza nie będzie, albo inaczej: będzie nim właśnie Robert Biedroń.
Dlatego na miejscu wyborców Prawa i Sprawiedliwości tak bardzo bym się nie cieszył z powstania Wiosny. O ile bowiem do wczoraj konkurowali tylko z jedną Platformą, o tyle teraz będą z dwiema: tą stetryczałą Schetyny i tą świeżą Biedronia. I nawet jeśli w czasie kampanii obie Platformy będą się atakowały, to i tak można o nich śmiało myśleć jako o ewentualnych sojusznikach po wyborach.