Ogromna większość państw rozumie, że teraz jest czas na podłączanie przedsiębiorstw i ich pracowników pod kroplówkę. Teraz jest czas na podtrzymywanie pacjenta, więc Polska jako papuga narodów w swoim peryferyjnym zapatrzeniu na Zachód zacznie w końcu i to naśladować. Ufam, że nie będzie za późno.
Chyba najlepszą radą, jaka przemknęła w necie odnośnie epidemii, jest radykalne ograniczenie czytania i słuchania newsów. Bo nakręcają nas tak bardzo, że nawet stoik może zostać panikarzem. W tym sensie Wielkanoc przyniosła więc pewną ulgę, bo mimo wszystko można było od tego wzmożenia odpocząć. Święta się jednak skończyły i znowu zaczyna się młotkowanie informacji o zakażeniach i zgonach, zgonach i zakażeniach; znowu 24 godziny na dobę media karmią pesymizmem. Tym bardziej więc warto szukać nadziei. Pytanie tylko: gdzie?
Po pierwsze – w sytuacji wyjściowej. Ona jest lepsza – o niebo lepsza – od tej z 2008 roku. Tak, mówię o transferach socjalnych. Wyobraźcie sobie, że macie dwójkę dzieci, ale nie przysługuje wam 500+ ani na pierwsze, ani na drugie dziecko. A waszym dziadkom nie przysługuje trzynasta emerytura. I nagle was zwalniają. Grupowo, z dnia na dzień. Macie kredyt, mało na koncie i na to konto co miesiąc nie wpływa żadne 1000 PLN. Skąd wzięlibyście na opłaty? Skąd na jedzenie? Pomijam kwestię oceny efektywności tych programów: nawet jeśli mogłyby być lepsze, dają mi dziś nadzieję. Nadzieję, że duża część społeczeństwa dostanie swoje minimum.
Po drugie – w Unii Europejskiej. Wyobraźcie sobie, że cofacie się do 2003 roku, Roman Giertych nie siedzi jeszcze w wirtualnym lesie i nie bije wirtualnych wyroków Tuskowego Państwa Podziemnego przeciwko reżimowi PiS. Tylko namawia was do głosowania przeciwko UE. I wy się na to zgadzacie. Gdzie byście byli dzisiaj? Unia w tej chwili chce dać 100 miliardów euro tylko na walkę z bezrobociem. Nie wierzę temu rządowi, ale wierzę, że te pieniądze muszą zostać wydane na utrzymanie miejsc pracy, bo inaczej przepadną. I tak, to też mi daje nadzieję.
Po trzecie – u bliższych sąsiadów. Mamy to szczęście, że nie graniczymy bezpośrednio z Włochami, gdzie było epicentrum epidemii, a nasze kontakty z Chinami są dość sporadyczne. I mamy to szczęście, że graniczymy bezpośrednio z Niemcami i Czechami. To ważne, bardzo ważne. Dlaczego? Bo Niemcy na pomoc dają od 814 miliardów do 1,2 biliona dolarów. A my, Polska, jesteśmy pochodną ich gospodarki. Cieszą też Czechy. Oni dają pomoc w wysokości 18% własnego PKB. To gigantyczne transfery, które odpryskiem pomogą polskim firmom i ich pracownikom. I to mi daje nadzieję. Dlatego – wasze zdrowie i zdrowie waszych rządów!
Po czwarte – u sąsiadów dalszych. Koronawirus objął cały świat. I szczęściem w nieszczęściu jest to, że dotyczy wszystkich. Albowiem oznacza to, że wszyscy rzucili się szukać szczepionki. Więc znajdą ją raczej szybciej niż później. A jak znajdą, to raczej żaden koncern farmaceutyczny nie położy na nich łapska, tylko będzie udostępniona wszystkim bez żadnych patentów. Bo tego wymaga interes wszystkich państw bez wyjątku. I to mi też daję nadzieję. Zdrowie naukowej międzynarodówki!
Po piąte – u ekonomistów. Oni są już bardziej doświadczeni. Wyobraźcie sobie, że mamy ludzi z umysłem tkwiącym w czasach wybuchu kryzysu greckiego. Ludzi, którzy wierzą, że jak będą ciąć, to Grecja zacznie wydobywać się z długów. Ale jak miała się wydobyć z długów, skoro nikt nie miał kasy na kupowanie towarów w sklepach? Więc sklepy nie zarabiały. I nie zarabiali wytwórcy. Nikt nie zarabiał. Dziś, z ważnych osób tego świata, już mało kto wierzy w rozwiązania stosowane w Grecji. Międzynarodowy Fundusz Walutowy już dobre kilka lat temu napisał, że polityka austerity nie działa. „Financial Times” na pierwszej stronie pisze w podobnym duchu. Ogromna większość państw rozumie, że teraz jest czas na podłączanie przedsiębiorstw i ich pracowników pod kroplówkę. Teraz jest czas na podtrzymywanie pacjenta, więc Polska jako papuga narodów w swoim peryferyjnym zapatrzeniu na Zachód zacznie w końcu i to naśladować. Ufam, że nie będzie za późno.
Zandberg: Premier bardziej boi się ambasady USA niż tego, że ludzie umrą
czytaj także
Tak, jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż w roku 2008. O wiele lepiej stoi gospodarka, chociażby mierzona relacją długu do PKB (zaledwie 47,1 % w roku poprzednim). O wiele lepiej, to jest sprawiedliwiej, dystrybuowane są pieniądze bezpośrednio do ludzi. Trzeba tylko przetrzymać jeszcze te, miejmy nadzieję, kilka tygodni i zacznie się odmrażanie gospodarki. Dlatego tak ważne jest, aby pacjent nam w tym czasie od zimna nie padł. Polski rząd z oporami to zaczyna rozumieć, ale najważniejsze, że rozumieją to inne kraje, w tym Unia Europejska. W nich pokładam nadzieję. Nie pierwszy zresztą raz w historii Polski.