Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – czy nie tak to leciało? Tymczasem władza pracodawcy nad pracownikiem to też władza.
„Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom” – pisał swego, to jest stalinowskiego, czasu Konstanty Ildefons Gałczyński. Nie wiem, czy przy nadchodzącym kryzysie gospodarczym przedsiębiorcom trzęsą się portki, wiem, że wielu z nich portki dziś spadły i widzimy ich w pełni obnażonych. Wygląd to iście odrażający.
Wielu z nich, chociażby na grupie Strajk Przedsiębiorców, otwartym tekstem pisze o tym, jak oszukiwać pracowników, jak ich wykorzystywać, jak nie płacić pensji albo wyrzucać z pracy pod byle pretekstem. Wielu też, na różnych forach, cieszy się, że wreszcie, wreszcie dostaną ten mityczny rynek pracodawcy, gdzie na jedno miejsce pracy czekać będzie cała kolejka chętnych, więc o tę pracę będą prosić albo nawet o nią błagać. Zresztą, wystarczy zerknąć na pomysły Grzegorza Hajdarowicza, żeby mieć pewność, że ludzie pod nazwiskiem piszą wprost o zawieszeniu kodeksu pracy.
czytaj także
Wiele też czytaliśmy, a teraz pewnie czytać będziemy ciągle, o tym, jak władza polityczna może wykorzystywać kryzys do zwiększenia swoich uprawnień i zwiększania opresji. Jak może zwiększać inwigilację, jak może pod byle pretekstem karać aresztem, jak może zawieszać prawa obywatelskie. Ba, gdyby się z lotu ptaka przyjrzeć historii ustroju państwa, to nietrudno zauważyć, że jedną z najważniejszych, o ile nie najważniejszą osią sporu jest pomysł powstrzymywania władzy przed despotyzmem. Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie – czy nie tak to leciało? Tworzymy masę zabezpieczeń, mechanizmów checks and balances, aby zapędy władzy ograniczyć.
Tymczasem władza pracodawcy nad pracownikiem to też władza. Ba, to władza bardziej bezpośrednia, władza wręcz namacalna, na pewno o wiele bardziej niż władza rządowa. Władza sprawowana na co dzień, władza, która potrafi uprzykrzyć nam życie. Władza, która faktycznie kończy się, gdy z pracy odejdziesz, tylko że w momencie, gdy jest kryzys i bezrobocie wystrzeli w górę, odejście z pracy równać się może licytacji mieszkania. Władza stanie się więc coraz bardziej wszechwładna. Czyż słynne „jak się nie podoba, to zmień pracę” nie przypomina równie słynnego „jak się nie podoba, to wyjedź z kraju”?
I teraz wyobraźmy sobie, że ktoś pisze: oddajmy całą władzę na czas kryzysu dyktatorowi Kaczyńskiemu! Zawieśmy wszystkie nasze obywatelskie prawa. Dajmy mu pełną swobodę! Czy nie usłyszelibyśmy, że to absurd i prosta droga do zniewolenia, na którą niestety właśnie wkroczyły Węgry? A przecież dokładnie taką samą, niczym nieograniczoną władzę, chcą sobie przyznać przedsiębiorcy. Chcą zawieszać kodeks pracy, chcą zwiększać czas pracy do 12 godzin, chcą robić wszystko, by mieć więcej i więcej władzy.
Czas kryzysu to czas teoretycznie wymagający solidarności, ale w praktyce generujący darwinizm społeczny. Podczas okresu, w którym silniejszy wygrywa, wzrost władzy – czy to po stronie rządu czy przedsiębiorców – jeszcze bardziej ich zdeprawuje, bo jak to szło, każda władza deprawuje, prawda?
Tarcza antykryzysowa okiem związkowców: antypracownicza, antyzdrowotna i antyludzka
czytaj także
Dlatego w czasie kryzysu nie powinno się kodeksu pracy zawieszać, ani ograniczać, ale go wzmacniać. Gdy mamy koniunkturę gospodarczą i niskie bezrobocie władczy przedsiębiorca przychylniej patrzy na kodeks pracy, bo może to być benefit, którym przyciągnie pracownika. Im mniejsze bezrobocie, tym władza pracodawcy maleje, bo odejście pracownika jest łatwiejsze. Im jednak wyższe bezrobocie, tym władza pracodawcy się zwiększa, bo odejście pracownika jest trudniejsze. Dlatego im bardziej wzrasta faktyczna władza pracodawcy, tym bardziej powinna być ograniczana. Inaczej będziemy mieć w Polsce Węgry, tyle że nie parlamencie, ale w polskich miejscach pracy.