Najbliższa kampania wyborcza będzie festiwalem konkurowania PO i Biedronia na liberalne, progresywne (jak na Polskie warunki) pomysły.
Za każdym razem w roku wyborczym obserwujemy tę samą grę. Politycy PiS chowają do szafy radykałów, a politycy PO wyjmują z szafy postulaty progresywne. Kto wie, być może to nawet ta sama szafa? Nie inaczej jest i tym razem. Sobotnia konwencja Koalicji Obywatelskiej (czyli PO z przystawką, która tym razem nie przyszła) Kobieta, Polska, Europa znowu skupiała się na postulatach progresywnych, tym razem na prawach kobiet, znowu powtarzała te same hasła (finansowanie in vitro, dostęp do żłobków i przedszkoli, realne funkcjonowanie konwencji antyprzemocowej), które powtarza od lat tuż przed wyborami, a potem o nich zapomina.
Wielu komentatorów sądzi, że tym razem się nie uda, że tym razem to nie zadziała, bo ile razy można grać ten sam numer? Tymczasem moim zdaniem sobotnia konwencja i skupienie się na takich akurat postulatach tym razem zadziała. I to zadziała być może nawet bardziej niż dotychczas.
Oczywiście, część dotychczasowych wyborców i wyborczyń będzie PO pamiętało wszystkie puste obietnice i upokarzające kobiety gesty polityczne. Ale mam wrażenie, że jest to elektorat, który i tak na obóz Schetyny by nie zagłosował. I Schetyna to wie, dlatego nie ma zamiaru szarpać się o elektorat lewicowy. Dlaczego więc te hasła? Dlaczego znowu PO wyciąga progresywnego królika z kapelusza, chociaż może się zdawać, że wszystkim ten numer już się przejadł?
Otóż robi tak z dwóch powodów.
Pierwszy, rzecz jasna, nazywa się Robert Biedroń. To dla Platformy przeciwnik bardzo trudny, bo to nie jest typowy polityk lewicowy. Gdyby Biedroń był typowym politykiem nowej lewicy, jego skontrowanie byłoby dla PO łatwe, tak jak łatwe jest tłumaczenie, że może i tzw. nowa lewica ma rację w niektórych sprawach równościowych, ale patrzcie, patrzcie oni chcą 75% podatku dla najbogatszych! A taki postulat w polskich warunkach to, bez względu na jego moralną słuszność, postulat skrajnie radykalny. Po prostu polska scena tak się przesunęła na prawo, że za „komunizm” uchodzą zwyczajne postulaty socjaldemokratyczne. Biedroń postulatu 75% stawki podatku unika, w ogóle unika wielu typowych lewicowych pomysłów ekonomicznych, za co dostaje mu się na lewicy, ale co w fatalnej sytuacji stawia obóz liberalny. Bo obóz ów nie może już tak ordynarnie bić w „komunistyczny” bęben. Dlatego też z takim zapałem dziennikarskie zaplecze PO rzuciło się na biedroniowy pomysł emerytury obywatelskiej niczym na „lewacki” ochłap, którym wreszcie można chociaż przez moment poczuć się jak dawniej i obijać nim „lewaka” co „nie rozumie ekonomii”.
czytaj także
Drugim powodem jest przemysł racjonalizacji. Otóż, jak twierdzą kognitywityści z Johnem Haidtem na czele, nasze wybory moralne, a w konsekwencji także polityczne, są wyborami intuicyjnymi, do których dopiero ex post dorabia się racjonalizację. Nam się tylko wydaje, że podejmujemy decyzję na skutek racjonalnego osądu, podczas gdy ów racjonalny osąd to tylko utwierdzanie samego siebie w dawno już dokonanym wyborze. Rolą polityków, którzy są przez danego wyborcę już intuicyjnie wybrani, jest więc przede wszystkim generowanie gotowych zestawów takich racjonalizacji. Oczywiście wybór intuicyjny na skutek określonych emocji może się zmienić, ale dzieje się to przecież dosyć rzadko i zwykle w obrębie tego samego zestawu wartości. W tym sensie rolą PO jest generowanie takich poręcznych zestawów racjonalizmów, którymi głosujący na PO wyborca może sam sobie wytłumaczyć, że głosując na PO, bynajmniej nie lekceważy praw kobiet, ale je wzmacnia. Bo przecież PO ma te prawa na swoich sztandarach! Jako że Biedroń porusza się w obrębie podobnych, liberalnych wartości, zestawy produkowane przez Platformę muszą być o wiele mocniejsze, bo zwykła racjonalizatorka pigułka light może już nie wystarczyć. Trzeba będzie naprawdę podać dawkę dwa razy większą.
Dlaczego liberałowie muszą zniszczyć Biedronia (i w jaki sposób będą próbować)
czytaj także
Cóż to oznacza w praktyce? Ano oznacza to, że najbliższa kampania wyborcza będzie festiwalem konkurowania PO i Biedronia na liberalne, progresywne (jak na Polskie warunki) pomysły. I bez względu na to, kto wygra i jak to się skończy, trudno nie patrzeć na to z sympatią, albowiem nic tak dobrze nie robi równościowej polityce, jak wprowadzenie jej postulatów z liberalno-lewicowych think tanków do mainstreamowej agendy. To przecież pierwszy konieczny krok do jej realizacji.