Tak jak Platforma była święcie przekonana, że zaspokajając część infrastrukturalnych aspiracji Polaków, może już tylko zając się administrowaniem, tak PiS, po kilku mocnych ruchach socjalnych nagle uznaje, że wszystko, co najważniejsze się już udało. I teraz wystarczy tylko nową, sprawiedliwszą i bardziej dostatnią Polską zarządzać.
Nietrafnymi analizami wybrukowane jest piekło politycznych przepowiedni, a zapowiedzi kolejnych przełomów, ostatecznych klęsk i nieodwołalnych upadków złośliwie wypominane są każdemu domorosłemu futurologowi. Niemniej jednak takie analizy warto robić z dużym wyprzedzeniem: ryzyko nietrafienia z polityczną prognozą jest dość wysokie, ale tym większa za owe ryzyko premia. Cóż nam bowiem po prognozach, które spełniają się w momencie ich wypowiadania? Wtedy przestają być przecież prognozami przyszłości, a stają się zwykłym opisem tego, co jest.
Dlatego właśnie teraz pora sobie zadać pytanie, czy aby Platforma Obywatelska nie wykona w najbliższym półroczu sondażowej mijanki z PiS-em i nie zastąpi partii Jarosława Kaczyńskiego? To pytanie, na które odpowiedź nie musi być wcale zero-jedynkowa, możemy natomiast spróbować oszacować prawdopodobieństwa takiej mijanki. Otóż, moim zdaniem, prawdopodobieństwo takie jest naprawdę spore.
Jawi się bowiem dziś PiS, a ostatnia konwencja tylko mnie w tym utwierdza, jako partia, która nie tylko sama weszła w buty PO z 2014 roku, ale której te buty zdają się jak najbardziej pasować. Tak jak Platforma zdziwiona była brakiem wdzięczności ludu za stadiony i autostrady, tak PiS dzisiaj dziwi się, że lud nie jest dostatecznie wdzięczny za 500+. Tak jak Platforma była święcie przekonana, że zaspokajając część infrastrukturalnych aspiracji Polaków, może już tylko zając się administrowaniem, tak PiS, po kilku mocnych ruchach socjalnych nagle uznaje, że wszystko, co najważniejsze się już udało. I teraz wystarczy tylko nową, sprawiedliwszą i bardziej dostatnią Polską zarządzać – przemówienie Beaty Szydło jest tego podręcznikowym przykładem.
PiS zalewa Polaków marzeniami o Europie, wyższych płacach i szczęśliwej klasie średniej
czytaj także
Tak samo też jak Platforma w ostatnim roku rządów – zamiast uczciwie wyjaśniać własne afery – wekslowała temat na afery PiS-u, za które nijak nie potrafiła nikogo ukarać, tak teraz Jarosław Kaczyński w Jachrance opowiadał głównie o platformerskich grzechach sprzed lat. I teraz też, mimo przejęcia przez PiS parlamentu, Trybunału Konstytucyjnego, prokuratury i prezesów sądów, nikt z owej skorumpowanej PO jakoś nie poszedł siedzieć. Tak samo jak Platforma po odejściu duetu Tusk-Ostachowicz kompletnie utraciła moc nadawanie tonu medialnej narracji, tak teraz PiS od kilku miesięcy jest wciąż w medialnej defensywie i wciąż się musi tłumaczyć. Wcześniej, przez trzy lata medialnie musiała się tłumaczyć Platforma, a teraz PiS nie potrafi jednoznacznie określić nawet tego czy i jak wysokie będą podwyżki cen energii. Ma PiS nawet własnego Komorowskiego w pałacu, stosuje też PiS podobnie zdesperowane gesty, na przykład w postaci dnia wolnego 12 listopada, który większość Polski przyjęła raczej ze wzruszeniem ramion. I co najważniejsze, ma też PiS swoją „Nowoczesną” w postaci faszystowsko-liberatariańskiego sojuszu oraz realną, mimo wszystko, groźbę usamodzielnienia się partii Rydzyka.
Wszystko to dzieje się w kontekście coraz bardziej trafnych ruchów Grzegorza Schetyny, który przecież nie robi nic innego, jak tylko to, co cztery lata temu robił sam Jarosław Kaczyński. A więc, po pierwsze, brutalnie integruje Schetyna obóz antyrządowy, w czym sekundują mu wiecznie rozhisteryzowane liberalne media. Po drugie, formułuje program całkiem zgrabny w swej wymowie propagandowej: pomysł wypłacania 500+ dla najmniej zarabiających połączony z ugłaskaniem egoistycznej klasy średniej obniżką PIT-u przebija swym potencjałem nawet pomysły Kaczyńskiego i jednocześnie uprzedzająco uderza w projekt Biedronia. Schetyna wreszcie zrozumiał, że może zacząć licytować wysoko, bo gra tylko wirtualną walutą, podczas gdy Morawieckie musi uwzględniać realne koszty dla budżetu, tym bardziej pokiereszowanego rekompensatami za podwyżki cen prądu.
Coraz bardziej zatem PiS przypomina schyłkową Platformę z roku 2014. Po klęsce Mieszkania+ oraz reformy sądów coraz bardziej widać, że, tak jak PO kilka lat temu, tak teraz PiS nie za bardzo ma pomysł na siebie samego. Co jednak najważniejsze, coraz bardziej widoczna jest rosnącą nadzieja wyborców liberalnej opozycji oraz – co dla PiS najgorsze – zniechęcenie i zawód u wyborców prawicy. To nie tak miało wyglądać: miało być chwytanie wrogów za gardło, a jest gilganie ich po stopach. Dla prawicowego elektoratu PiS z partii nadającej ton polityce staje się już tylko mniejszym złem i partią gardłujących nieudaczników, którzy nie tylko sądów, UE, czy Tuska nie potrafią załatwić, ale nawet doprowadzić do końca tak prostej sprawy jak dekomunizacja ulic.
Nie znaczy to oczywiście, że mijanka PiS-u z PO na pewno nastąpi. Dlatego tak ważne są ruchy PO w samorządach, w tym zwłaszcza w Warszawie, gdzie najłatwiej będzie PO pozbawić wiarygodności. Platformerskie odwołanie zwiększenia bonifikaty na przekształcenie użytkowania wieczystego we własność Warszawie wydaje się być niczym tlen, który Rafał Trzaskowski na moment podał partii Kaczyńskiego. Problem jednak w tym, że ostatnio taki tlen podawać trzeba stale, a Trzaskowski właśnie poszedł po rozum do głowy i zapowiadając wycofanie odwołania zwiększenia bonifikaty, postanowił kurek z tlenem zakręcić.