Ministerstwo Sprawiedliwości organizuje fabrykę stalkingu i fejków, którzy hejtują sędziów sprzeciwiających się reformom wymiaru sprawiedliwości wprowadzanym przez PiS. Witajcie w Polsce 2019, witajcie w naszym rodzimym „Black Mirror”.
Trudno orzec, co w aferze Piebiaka sprawia, że włosy stają człowiekowi dęba. Onet ujawnił, że urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości wynosili dane i dostarczali kłamstw nakłanianym przez siebie do współpracy trollom, a trolle te zaszczuwały uczciwych ludzi tylko za to, że, jako sędziowie, protestowali przeciwko zawłaszczeniu sądów.
Dla jednych będzie to podżeganie do przestępstwa zniesławiania i znieważania funkcjonariuszy publicznych, jakimi są sędziowie, i to podżeganie przez urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości. Albo udostępnianie danych osobowych trollom i stalkerom przez tychże urzędników, za co także grozi kara pozbawienia wolności.
Dla drugich będzie to przede wszystkim kompletna degeneracja moralna obozu władzy, który dążąc do podporządkowania sobie sędziów, a więc de facto wprowadzenia systemu autorytarnego w środku Europy, nie cofnie się przed niczym, a więc nawet przed wykorzystywaniem danych wrażliwych o dzieciach i romansach, nie będzie miał żadnych zahamowań przed generowaniem fejków o aborcjach czy wyłudzeniach.
Dla trzecich będzie to szok, że robiła to trollerka @MalaEmiE – żona sędziego z neo-KRS, która, jak twierdzi jej pełnomocniczka, najpierw miała dostawać za to pod stołem pieniądze, a potem została tak zastraszona, że wreszcie odważyła się wszystko ujawnić i teraz musi się ukrywać, bo ma otrzymywać groźby pozbawienia życia. To już nie brzmi jak państwo mafijne, to po trochu już jest państwo mafijne.
Czwartych z kolei zszokuje całkowicie odwrócony łajdacki ciąg produkowania kłamstw i szczucia ludzi. Do tej pory bowiem, jak wskazuję choćby w Pancernej brzozie, ciąg polegał na tym, że trolle wysiłkiem zbiorowym produkowały przekaz, który następnie jako propagandowy kontent był wykorzystywany przed reżimowe media i polityków. Teraz się okazuje, że ciąg został odwrócony: to urzędnik podrzuca fejka albo dane wrażliwe, troll publikuje na Twitterze i szantażuje publicznie groźbami, że ma danych więcej, a potem reżimowe media i politycy szczują i gnoją publicznie swych przeciwników.
Jeszcze innych zszokować może rola mediów, które nawet nie tyle podawały dalej fejkowe informacje, ile grały podstawową rolę w przemyśle szkalowania ludzi. Przemysław Wenerski, który w TVP zrobił program oparty na manipulacjach i kłamstwach trollerki @MalaEmiE, albo Wojciech Biedroń, który publicznie dziękował jej za tyle dobrego, ile zrobiła dla sprawy.
Ona – młoda dziewczyna. On – znany warszawski sędzia.
Internetowy romans i kilka prezentów. A później coś pękło, bywa… Finał?
Ona – z wyrokiem za wyłudzenie upominków. On – w pierwszym szeregu walki o #WolneSądy. Niesamowita historia. Niebawem w @alarm_tvp1.— Przemysław Wenerski (@PrzemWenerski) May 21, 2018
Szanujmy tłity, bo tak szybko odchodzą. pic.twitter.com/qyR0xCYXLn
— Tynx (@tynxik) August 20, 2019
Wcześniej reżimowi dziennikarze sami wymyślali nagonki na polityków, teraz nagonki na polityków wrzucają im politycy za pośrednictwem trolli.
RT @DawidWildstein To Pereira broni honoru polskiego dziennikarstwa co konfę Tuska" Hihi pic.twitter.com/y0mW7fodOE
— Gamuel (@galopujacymajor) July 8, 2013
Mnie jednak najbardziej zmroził fragment zapisów wiadomości, które przesyłali między sobą Jakub Iwaniec, sędzia (!) pracujący w Ministerstwie Sprawiedliwości, i Emilia. W jednej z takich rozmów Iwaniec podaje bardzo szczegółowe dane dotyczące Krystiana Markiewicza, szefa stowarzyszenia Iustitia. Zacytujmy Onet:
„Dalej Emilia informuje Iwańca, że potrzebuje komórki na kartę, ale nie ma jej na kogo zarejestrować. Podkreśla też, że potrzebuje numeru telefonu do szefa Iustitii.
Iwaniec: nr do niego: […]
Emilia: Tel załatwie
Iwaniec: [tutaj zostaje podany numer telefonu do Krystiana Markiewicza]
Emilia: Ale karta mi potrzebna. Nie mogę jej zarejestrować na siebie.
Emilia: imię i nazwisko konkubiny?
Iwaniec: [w załączonym pliku podaje nazwisko partnerki sędziego Markiewicza]
Iwaniec: też sędzia. A on to jeb*ka. Kawał chu*a
Emilia: ile lat ma dziecko
Iwaniec: 5
Emilia: Konkubinat?
Iwaniec: on ją zdradzał skur***l
Iwaniec: tak
Emilia: Dowód? Nazwisko? Cokolwiek by się zaczepić
Iwaniec: zaraz
Tu sędzia Iwaniec podaje Emilii nazwisko sędziego, którego żona – według sugestii Iwańca – miała mieć intymne kontakty z sędzią Markiewiczem. Podaje hejterce także numer telefonu do tego sędziego oraz jego żony – rzekomej kochanki Markiewicza”.
To właśnie nie sam fakt podawania pojedynczych danych, ale wielce prawdopodobne ich systematyczne gromadzenie jest w tej sprawie szokujące. Przecież tak kompletne dane: od adresu, numeru telefonu przez informacje rodzinne (imię, wiek dziecka), sytuację rodzinną (zdrada, romans), nie są danymi, które Iwaniec miał w głowie czy gdzieś je przypadkiem zasłyszał. Zwłaszcza informacji o romansach i aborcjach nie ma przecież w żadnych aktach personalnych sędziów. Przecież to jest dowód na to, że takie dane są zbierane i w jakimś miejscu rejestrowane. Najwyraźniej ktoś w ministerstwie prowadzi po prostu listy proskrypcyjne, ktoś gromadzi kompromitujące dane o swoich wrogach, słowem, ktoś zakłada nowe teczki SB opozycji.
I nie, to nie jest żadna teoria spiskowa, to najprostsze zestawienie znanych nam już informacji. Informacji dodatkowo wzmocnionych tym, że, jak skarżyli się lewicowcy przesłuchiwani w sprawie Jakuba Dymka, byli oni przepytywani nie o okoliczności samej sprawy, ale o narkotyki i bliskie relacje na warszawskiej lewicy.
Podobnie z inwigilacją Ryszarda Petru, gdy jeszcze się liczył w polityce, i przede wszystkim inwigilacją Komitetu Obrony Demokracji za czasów Joachima Brudzińskiego. Media relacjonowały przebieg akcji Rekonesans, w tym podsłuchiwanie Zbigniewa Hołdysa, z czego, jak pokazała Bianka Mikołajewska, powstały nawet notatki służbowe.
Afera Piebiaka nie jest więc, jak chcą niektórzy, zwykłą nadgorliwością wiceministra sprawiedliwości. Jest czubkiem góry lodowej działań, w ramach których władza zwraca się przeciwko obywatelom, zakłada im teczki, inwigiluje ich i ujawnia wrażliwe dane albo wymyśla zwykłe kłamstwa tylko dlatego, że obywatele ośmielają się mieć inne zdanie niż ma władza. Żyjemy w kraju, gdzie jeśli tylko nie spodobasz się władzy, twoje życie może zostać skatalogowane przez różnych Iwańców, rozesłane do troll Emilek, a potem zmieszane z błotem przez Wenerskich w TVP. I jeśli się to czymś różni od czasów SB, to tym, że tamte teczki przynajmniej nie fruwały w bezpośrednich wiadomościach na Twitterze. Obecne służby nie muszą już nikogo przekupywać, mogą się dziś o twoim życiu dowiedzieć za pomocą kilku klików na Twitterze.
Witamy w Polsce 2019, witamy w Black Mirror, witamy w „Dobrym czasie dla Polski”.