„Wyobcowany z polskości”. Usłyszałem ten zarzut po raz pierwszy dwa lata temu od osoby, która była wcześniej dla mnie intelektualnie kimś naprawdę ważnym. „Pisząc to, co piszecie w KP, mówiąc to, co mówicie, wyobcowaliście się z polskości”. Ponieważ mam pewien problem z potulnym uznawaniem najbardziej nawet charyzmatycznych autorytetów zarówno „salonu”, jak też „antysalonu” (w ogóle nie lubię „argumentu z autorytetu”), tamta rozmowa było ostatnią od prawie dwóch lat, jaką z osobą wcześniej dla mnie intelektualnie ważną w ogóle odbyłem (spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą). Pomyślałem sobie wówczas: „co to kurde jest, od kiedy polskość do Pani/Pana należy, od kiedy Pan/Pani może sobie polskość ustawiać i z polskości wykluczać?”. Ale dzięki temu jeszcze lepiej rozumiem, co znaczy ta fraza, kiedy widzę ją i słyszę powtarzaną w tysiącach tekstów, wypowiedzi i facebookowych wpisów. Ta sama fraza powracała w dyskusjach „patriotów” z „emigrantami” po upadku Weimaru (już nie tylko ja lubię historyczne analogie, ostatnio polubił je także Jarosław Kaczyński, więc ja też, oczywiście bez najmniejszego choćby cienia hejtingu, mogę już sobie powrócić do mojego ulubionego analizowania Weimaru, tym bardziej, że istotnie nie chodzi tu o dalekie analogie, ale o bliskie podobieństwa, nie tylko zresztą do polskiego Weimaru, bo wokół nas możemy też obserwować Weimar europejski i globalny).
Podobnie jak tamten Weimar, historyczny, niemiecki, także dzisiejszy polski, europejski i globalny Weimar podmywane są przez populizm prawicowy i lewicowy (w momentach kryzysu prawica i lewica populistyczna zawsze są skuteczniejsze od lewicy i prawicy reformistycznej, zgodnie z naczelną zasadą całkowicie wyzwolonej polityczności – „chcesz zabić wroga, użyj brudnej bomby”). Ale Weimar (dawny i obecny) mógł być podmyty prawicowym i lewicowym populizmem tylko dlatego, że jeszcze skuteczniej podmyty został bezradnością swojej własnej słabej polityki wobec wolnorynkowej globalizacji, wobec społecznych i politycznych kosztów tamtego i dzisiejszego Wielkiego Kryzysu.
Kiedy jednak tamten Weimar już upadł, w dyskusjach prowadzonych z emigrantami też nagminnie używano frazy „wyobcowaliście się z niemieckości, z niemieckiego Narodu, z niemieckiego Ducha, czapkami was nakryjemy…”). Argument wrócił po wojnie, kiedy ci, co przeżyli, wrócili do Niemiec, także do niemieckiej polityki (Klaus Mann nie wytrzymał subtelności tego argumentu i popełnił samobójstwo, ale to był człowiek zdecydowanie zbyt wrażliwy jak na nasze czasy). Był używany nie tylko przez nazistów, ale też przez niektóre odmiany konserwatystów, a także przez rozmaite odmiany oportunistów, którzy też zwykle przeżyli. Argument był niełatwy do obalenia, skoro przytłaczająca większość Niemców rzeczywiście na czas jakiś wybrała szaleństwo – szaleństwo racjonalnie zakorzenione w politycznych i społecznych słabościach Weimaru. Ten sam argument jest używany dziś, kiedy póki co mniejszość Polaków wybiera szaleństwo – równie zresztą racjonalnie zakorzenione we wszystkich społecznych i politycznych słabościach Weimaru polskiego (nawet szaleństwo „Złotej Jutrzenki” jest racjonalnie zakorzenione w słabościach Weimaru greckiego).
I tak samo jak emigranci odpowiadali tym, którzy oskarżali ich o „wyobcowanie z niemieckości”, warto i dziś powtórzyć, że jeśli kiedykolwiek doszłoby do sytuacji, w której większość Polaków wybrałaby szaleństwo, to lepiej wyobcować się z polskości niż z człowieczeństwa. Lepiej wyobcować się z polskiego ducha, kiedy popada w szaleństwo, niż z ducha ludzkiego. Całe szczęście wciąż jednak większość Polaków w szaleństwo nie popadła, nawet jeśli nasza polityka popadła w późnoweimarską bezradność.
A do tych, spośród używających zarzutu „wyobcowania z polskości”, którym jednak na tej polskości realnie zależy (a nie wyłącznie na własnej apokaliptycznej i estetycznej świetnej zabawie) drobne przypomnienie. Kiedy Niemcy w swojej większości wybrali szaleństwo – powtarzam raz jeszcze, szaleństwo racjonalnie zakorzenione w politycznych i społecznych słabościach Weimaru – to z racji swego potencjału, swej realnej siły, zdziesiątkowali nie tylko siebie, ale i parę okolicznych narodów. Polacy, gdyby kiedyś w większości wybrali szaleństwo, zrobiliby krzywdę wyłącznie sobie samym. A nie jestem aż tak „wyobcowany z polskości”, żeby mnie to miało jakkolwiek pocieszać.