Agnieszka Wiśniewska

Warsaw by banal

Kupcie bilet autobusowy i przejedźcie od pętli do pętli, usłyszycie więcej o życiu, miłości, zobaczycie więcej Warszawy niż w filmie „Warsaw by night”.

Moja pierwsza reakcja na film Warsaw by night: za oglądanie takich filmów krytycy powinni mieć prawo do wcześniejszej emerytury, albo chociaż do urlopu na podratowanie zdrowia psychicznego.

Moja druga reakcja, po chwili ochłonięcia: niestety nie zdołam napisać recenzji filmu o czterech kobietach, które „kochają mocniej” (hasło z plakatu filmowego). Czemu? Bo ten film jest tak nudny i tak nijaki, że nie mam siły zmuszać siebie do pisania, a czytelników do czytania. W przypływie empatii napisałam tylko maila do przyjaciół z redakcji z ostrzeżeniem, żeby przypadkiem nie szli do kina, nawet dla żartu. Niech lepiej pójdą na kawę czy wino z przyjaciółmi – na pewno będą mieli z tego więcej radości. Nie macie przyjaciół? Kupcie bilet na komunikacje miejską i przejedźcie autobusem od pętli do pętli, usłyszycie więcej o życiu, miłości, zobaczycie więcej Warszawy niż w filmie Warsaw by night. Nawet nie będę wspominać, że Warszawa jest w filmie pocztówkowa, taksówki jeżdżą w kółko Krakowskim Przedmieściem i mostem Świętokrzyskim. Pod tym względem nie oczekiwałam nic więcej.

 

Moja kolejna reakcja, po rozmowach o filmie z kilkoma osobami: jednak trzeba o tym napisać. Warsaw by night to kino z ambicjami na niegłupie kino rozrywkowe. Cztery kobiety w różnym wieku (na plakacie z jakiegoś powodu tej najstarszej kobiety nie ma) szukają w dużym mieście miłości, przygody, bliskości, zrozumienia. Maja (Roma Gąsiorowska-Żurawska) je kolację z chłopakiem. Przy stoliku obok czterech panów robi sobie niewybredne żarty z kelnerki. Z jakiegoś powodu jeden z panów intryguje Maję, a żarty reszty ją bawią. Po kolacji chłopak wraca do domu, a Maja rusza na miasto.

Bo Warszawa w filmie Natalii Korynckiej-Gruz to miasto zabawy, tętniących życiem knajp – a w zasadzie jednej knajpy, dla której ten film to półtoragodzinny product placement.

Iga (Izabela Kuna) je kolację z mężem w domu. Mają czas tylko dla siebie, bo córka wyjechała z rówieśnikami na wycieczkę. Wreszcie mogą w spokoju zapalić trawę i uprawiać seks. Nie wiem, czemu wcześniej nie mogli, nie mieszkają w ciasnym mieszkaniu, w którym domownikom brakuje prywatności – mieszkają w kilkupoziomowym lofcie. No, ale może gdy dzieci w domu, nie wypada palić trawy albo się kochać. Helena (Stanisława Celińska) zaprasza na kolację swojego byłego męża (kolacje są widać ważne w życiu wszystkich bohaterek). Helena rozstała się z mężem 35 lat temu, on wiązał się z innymi kobietami, ma dzieci, ona nigdy nie wyszła za mąż. Nastoletnia Renata (Marta Mazurek) przyjeżdża do Warszawy z mamą, chce studiować medycynę i wizyta w stolicy ma być okazją lepszego poznania uczelni, na która się wybiera. To niejedyny powód przyjazdu.

Wszystkie cztery bohaterki spotykają się w toalecie baru, do którego trafiają przypadkiem jednej nocy. Kobiety w różnym wieku, z różnymi doświadczeniami życiowymi, oczekiwaniami. Ale nawet jeśli każda jest inna, to i tak świat każdej kręci się wokół mężczyzn: męża, byłego męża, chłopaka, poznanego przypadkiem nieznajomego, kochanka. Nawet jeśli nie każda z nich zakochuje się w mężczyznach – tak, proszę państwa, mamy tu też wątek lesbijski – to nadal droga do ukochanej kobiety wiedzie przez spotkanie z mężczyzną, z opresji ratuje mężczyzna.

Warsaw by night mógłby być komentarzem do Seksu w wielkim mieście – tam również mieliśmy cztery bohaterki, które szukały miłości, przyjaźni, zrozumienia, ale też seksu. Zrozumienie i przyjaźń znajdywały w przyjaciółkach i przyjaciołach. Jeśli w ich życiu byli mężczyźni – przynajmniej w pierwszym etapie serialu – nie byli pępkiem świata. Niestety finał to już opowieść o tym, że kobieta musi znaleźć mężczyznę, który się nią zaopiekuje. I tak cała emancypacyjna para kilku lat emisji serialu poszła w gwizdek, a ideę, że kobieta może być niezależna, ostatecznie pogrzebały kinowe filmy nakręcone po zakończeniu emisji.

W Warsaw by night nikt nawet nie udaje, że życie kobiety może nie kręcić się wokół mężczyzn, nikt nie wspomina o jakiejkolwiek niezależności.

Nie oczekiwałam, że film Natalii Korynckiej-Gruz będzie głębokim kinem autorskim, choć autor scenariusza albo autor filmu na pewno by się tej produkcji przydał. Lubię kino rozrywkowe. Uwielbiam filmy o kobietach i zawsze interesują mnie one bardziej i oglądam je z większą radością, bo jest ich mniej i jestem ich z tego powodu bardziej ciekawa. Tak, średni film, który mówi coś ciekawego i nowego o kobietach, interesuje mnie bardziej niż taki sam film o mężczyznach – bo filmów o mężczyznach i ich światach widziałam już milion. Z ciekawością obejrzałam przed laty serial Seks w wielkim mieście, a dziś trzeci raz oglądam na DVD Dziewczyny, często przypominam o Wieży Agnieszki Trzos – filmie chyba kompletnie zapomnianym. Ale Warsaw by night o kobietach nie mówi mi nic ciekawego, o świecie nie mówi mi kompletnie nic, mówi mi tylko, że w Warszawie ludzie jedzą kolacje i piją w barze przy palmie. Powtarza banały, powiela filmowe klisze, utwierdza stereotypy. Robi to na dodatek w sposób kompletnie nieciekawy. Narracja jest łopatologiczna. Ciekawym formalnie zabiegiem ma być to, że wszystkie bohaterki spotykają się w jednym miejscu, albo to, że wszystkie jadą taksówką z panem zadającym im pytanie o to, czy można być jednocześnie w dwóch miejscach – ale bądźmy szczerzy, są to pomysły na poziomie narracyjnego przedszkola.

Smutek mnie ogarnia, że film o kobietach jest tak nudny i nijaki. Sensy życia odkrywane przez bohaterki są tak banalne, że Paulo Coelho to przy filmie Warsaw by night William Szekspir.

PS. I oczywiście muszę publicznie przeprosić Marcina Chałupkę za to, że go wyciągnęłam na film.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij