Co roku, gdy oglądam filmy na festiwalu w Gdyni, i gdy słucham rozmów o nich, mam ochotę napisać uniwersalny, zmyślony wywiad z polskim reżyserem. Jakiś fragment tego wywiadu brzmiałby mniej więcej tak:
Dziennikarz: O czym jest ten film?
Reżyser/ka: To uniwersalna historia o człowieku.
Dziennikarz: Ponadczasowa.
Reżyser/ka: W kinie najbardziej interesuje mnie człowiek i jego zmagania z rzeczywistością, ale ta rzeczywistość nie musi być określona, to nie musi być tu i teraz. Film to nie artykuł prasowy. Rzeczywistość się zmienia, a ludzie są tacy sami, mają te same dylematy, zadają te same pytania. Interesuje mnie ludzki wymiar opowiadanych historii…
„Uniwersalne historie o człowieku” wypełniają program festiwalowy, wypełniają głowy twórców i dziennikarzy. Kroniki festiwalowe pełne są wywiadów z reżyserami/rkami, którzy zgodnym chórem mówią o, że zrobili „filmy o ludziach”.
Spodziewam się, że głosy na temat filmu Leszka Dawida Jesteś Bogiem utrzymane będą właśnie w takim tonie. Leszek Dawid sięgnął po legendarny już scenariusz Maćka Pisuka opowiadający o zespole Paktofonika. Pisuk napisał go wiele lat temu, w 2008 roku scenariusz został wydany przez Krytykę Polityczną. Jego autor zebrał za tekst wiele pochwał, nagrody, a mimo to lata mijały, a film o Paktofonice nie powstawał. Kiedy wreszcie można go zobaczyć na ekranach, mamy niepowtarzalną okazję skonfrontowania odbioru dwóch tekstów kultury – przez lata scenariusz Maćka Pisuka funkcjonował jako książka, zbierał pozytywne recenzje, czytelnicy zwracali uwagę na to, jak blisko rzeczywistości, realiów śląska końca lat 90., jest opowieść. Jesteś Bogiem Leszka Dawida to niby ta sama historia, ale próbująca jednak uciec od rzeczywistości w stronę „uniwersalnej opowieści o człowieku”. Nie udaje się to do końca. Na szczęście.
Jesteś Bogiem dość wiernie opisuje historię jednego z najważniejszych zespołów w polskiej muzyce ostatnich 20 lat. Nie boję się tak napisać, bo Paktofonika to legenda. Hip hop rodził się w Polsce, kiedy Magik z Kalibrem 44 nagrywał „+i-” i kiedy później z Fokusem i Rahimem tworzyli materiał płyty „Kinematografia”. Paktofonika współtworzyła nowy nurt w muzyce, i była jednocześnie świadkiem tworzenia się nowego systemu rynkowego. Film Leszka Dawida świetnie oddaje tamte realia. Do młodego, mającego na koncie ledwie trzy piosenki zespołu podchodzi facet, który przedstawia się jako menadżer/producent/wydawca (w zasadzie pełni niby wszystkie te funkcje, choć wszystkie słabo). Chłopaki wsiadają do samochodu producento-wydawcy i tam dobijają targu: oni nagrają swoje piosenki, on da im za to kasę. Nie ma tu podpisywania umów, nie ma papierów ze stempelkami. Zapewne dlatego zespół po nagraniu piosenek i przekazaniu ich producento-wydawcy zostaje z niczym. Płytę ze swoimi kawałkami zobaczą dopiero, jak ktoś im ją przypadkiem pokaże. Kupił w sklepie. Tak się rodził rynek muzyczny, tak się rodził w Polsce kapitalizm. Mam wrażenie, że 1/3 scen w filmie toczy się właśnie w samochodzie to jednego, to kolejnego producento-wydawcy. Chłopaki z Paktofoniki są niezmiennie w tych samych bluzach i mają w kieszeni tylko trochę drobniaków i fajki, a producento-wydawca zamienia starego poloneza na nowoczesny srebrny miejski samochód rodzinny.
Obok 1/3 scen filmu, które toczą się w aucie, jest 1/3 dziejąca się na śląskich blokowiskach. Przypominają one znane z Dekalogu Krzysztofa Kieślowskiego betonowe mrowiska. I u Kieślowskiego i u Dawida są zarówno bardzo realne, jak i symboliczne. Mieszkania w blokach, w których Paktofonika ma próby, w których na zwykłym komputerze nagrywa swoje piosenki, to mieszkania, jakie każdy z nas zna. Niezbyt przestronne, nie podobne do tych z katalogów sklepów z meblami. Bloki nie są tu jednak jakimś symbolem patologii czy biedy, to nie Cześć, Tereska. Bloki to po prostu bloki, takie, w jakich mieszkają miliony Polaków. W takich zwykłych blokach nagrano jedną z najlepszych płyt muzycznych dekady. Jest coś zwykłego i przez to zapewne tak mocnego w historii Paktofoniki – to rzeczywistość, która otacza zespół. Realna, konkretna, bardzo materialna rzeczywistość przełomu lat 90. i 2000. Top nie jest tylko „uniwersalna historia” o artystach, o niebywale zdolnych muzykach, to historia o śląsku, o narodzinach rynku muzycznego, wykluwaniu się kapitalizmu (kapitalne są sceny z supermarketu), to opowieść o polskiej transformacji. Niestety transformacja ta najmniej przejmowała się właśnie człowiekiem. I choć reżyser deklaruje, że nie interesuje go opowiadanie o transformacji to jednak o niej mówi: w filmie Jesteś Bogiem i w poniekąd w przytoczonym wywiadzie. Coś takiego się stało, że polskie kino zapiera się rękami i nogami przed opowiadaniem o czym innym niż „uniwersalny człowiek”.
Obawiam się, że krytyka filmowa podchwyci słowa reżysera i o Jesteś Bogiemprzeczytamy, że to wspaniała (bo film jest bez wątpienia mocny, dobry, ważny, świetnie zagrany, oglądałam go na pokazie otwartym dla widzów, na sali był tłum, ludzie siedzieli na schodach, po zakończeniu spontaniczne bili brawo) „uniwersalna historia o ludziach”. W kinie najlepsze jest jednak to, że film czasem nie jest dokładnie taki, jak mówią o nim twórcy i krytycy. Jesteś Bogiem to coś więcej niż kolejna „ponadczasowa opowieść o wrażliwych ludziach”. To opowieść o realnym świecie, który tych ludzi miał w nosie.