Podczas gdy ekscytujemy się zeznaniem podatkowym Trumpa z 2005 roku (źródło nieznane) lub obruszamy się na idiotyczne oskarżenia jakoby Obama nasłuchiwał przez pluskwy, co się dzieje w Wieży Trumpa, republikański Kongres urządza prawdziwą legislacyjną orgię.
Najgłośniej jest oczywiście o Trumpcare – tej naprędce skreślonej hipokryzji na glinianych nogach, która paradoksalnie zabiera ubezpieczenie przede wszystkim wyborcom obecnego prezydenta, a zarazem obraża obie strony politycznego spectrum. Zarówno republikanie jak i demokraci zgadzają się, że nowy projekt to nic innego jak Obamacare Light – gorsza, mniej logiczna wersja z lekko przesuniętymi akcentami (zabrać biednym, pomóc bogatym). Uwagę przyciąga też nowy zakaz wjazdu do kraju dla muzułmanów, który został zresztą błyskawicznie zablokowany decyzją sędziego federalnego z Hawajów. Donald jest oburzony niesubordynacją amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Tymczasem w tle dzieje się dużo i niedobrze. Republikanie mają obie izby Kongresu i już teraz dają niezły show, przy czym warto zaznaczyć, że dominują tu nastroje libertariańskie, które mają mało wspólnego z populizmem Trumpa i potrzebami jego wyborców. Na szczęście ten ostatni nie lubi czytać, więc Paul Ryan ma realne szanse przepchnąć wiele elementów swojej agendy. Trumpcare – jak głosi plotka – został pospiesznie napisany za zamkniętymi drzwiami gabinetu Spikera Izby Reprezentantów.
Złożone projekty ustaw, żeby zlikwidować Departament Edukacji (HR 899) i Agencję Ochrony Środowiska (HR 861) do końca 2018 to oczywiście gesty symboliczne – gówniarstwo, które dopiero co weszło do Kongresu popisuje się dobrą wolą przed sponsorami i lokalnym elektoratem. Wieje grozą, ale na tym się kończy. Edukacji i środowisku dostanie się gdzie indziej. Ustawa o Wyborach w Edukacji (HR 610) to już na przykład nie przelewki – zabierze fundusze szkołom publicznym w najbiedniejszych dystryktach, przesunie kontrolę z centrali do poszczególnych stanów i wyeliminuje takie prawa, jak regulacja wartości odżywczych w szkolnych posiłkach. Nota bene, nowa sekretarz edukacji, Betsy de Vos, nie ma nic przeciwko temu, żeby zlikwidować jej resort.
W ochronie środowiska jeszcze gorzej, bo tu większość reform sfrustrowany nieruchliwością Kongresu Obama machnął w ramach dyrektyw prezydenckich. Łudził się, że Hillary będzie kontynuować ostrożne amerykańskie tip topy w kierunku przejęcia się zmianą klimatyczną. Łatwo przyszło, łatwo poszło – Trump podpisze nowe dyrektywy i za jednym pociągnięciem pióra wszystkie reformy biorą w łeb. Spodziewamy się zmian w regulacji emisji dwutlenku węgla w elektrowniach i w postanowieniach dotyczących wydobywania należących do państwa złóż węgla. Parę dni temu światło dzienne ujrzała także pierwsza wersja nowego budżetu z 30-procentowym cięciem dla Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Mimo, że większość propozycji budżetowych – wśród nich podobnie szokujące cięcie dla Departamentu Stanu (przy zwiększeniu nakładów na obronę i walkę z imigracją) – nie wejdzie w życie w obecnym kształcie, akurat Agencji Ochrony Środowiska mocno się oberwie. Przypomnijmy – obecnie na jej czele stoi Scott Pruitt, który do niedawna był jednym z oskarżycieli w pozwie przeciw nadużyciom, jakich EPA dopuszcza regulując emisję dwutlenku węgla. Sprawa jest wciąż nierozstrzygnięta – utknęła w Sądzie Apelacyjnym okręgu DC.
czytaj także
Kolejna kontrowersyjna ustawa – walka z tzw. miastami-sanktuariami (HR 83), które nie zamierzając partycypować w tępieniu imigracji w takiej wersji, w jakiej chce tego Trump. Ich mapę można obejrzeć sobie tutaj – chodzi o tradycję, w ramach której lokalna policja np. nie pyta o status delikwenta i mandat za złe parkowanie nie prowadzi do deportacji. Miasta, które upierając się przy tym zwyczaju, nie dostaną rządowych pieniędzy. Ustawa HJ 69 zamierza wyeliminować ochronę gatunków zwierząt na Alasce – będzie można polować na wilki i niedźwiedzie w dotychczas objętym ochroną rejonie dzikiej przyrody. Projekt już przeszedł przez Izbę Reprezentantów. Projekt ustawy HJ 785 osłabia już i tak anemiczne związki zawodowe w Ameryce – składka przestałaby być obowiązkowa przy jednoczesnym założeniu, że związek zawodowy ma reprezentować zarówno tych, co płacą, jak i tych, którzy nie chcą płacić.
Wreszcie, szerzej dyskutowane, odebranie funduszy Planned Parenthood (HR 354), największemu dostarczycielowi usług zdrowotnych dla kobiet. Mimo że rządowe pieniądze nie były i nie są wykorzystywane na opłacanie aborcji, nie przeszkadza to republikanom postrzegać tej instytucji jako niemoralnej. Planned Parenthood będzie mogło zatrzymać federalne dotacje na badania ginekologiczne i antykoncepcję, jeśli zaprzestanie wykonywania aborcji w ogóle.
Tyle o legislacyjnych tendencjach. Demokraci zawsze mają do dyspozycji tzw. filibuster – formę obstrukcji parlamentarnej, która blokuje dalszą pracę Senatu, pozwalając senatorowi mówić tak długo, aż 3/5 (zwykle 60) senatorów nie zamknie debaty. Parę lat temu republikanin i były kandydat na prezydenta 2016 Ted Cruz dał piękny popis czytając Kto zje zielone jajka sadzone Dr Seussa – taki odpowiednik Brzechwy Dzieciom… Jego filibuster z 2013 roku był protestem przeciw Obamacare i trwał 21 godzin.