Wystarczy niezbyt sympatyczny bogacz na ekranie i już przyklaskujemy: satyra na jeden procent, triumf lewicy.

Wystarczy niezbyt sympatyczny bogacz na ekranie i już przyklaskujemy: satyra na jeden procent, triumf lewicy.
W piątym sezonie „The Crown” miejsca na społeczeństwo zabrakło. Brytyjczycy mogą co najwyżej pomachać swoim suwerenom albo zagłosować w nic nieznaczącej telewizyjnej ankiecie na temat monarchii.
Jeśli podział na centrum i peryferie zniknie, a Amerykanki i Iranki usłyszą swoje postulaty w wersach Wielkiej Improwizacji, „Gazeta Wyborcza” może przestać potrzebować stałego korespondenta w Londynie.
Doradcy premiera Wielkiej Brytanii zdawali sobie sprawę ze skali zagrożenia, ale z niejasnego powodu zwlekali z przekazaniem mu odpowiednich wskazówek.
Wbrew słynnym słowom Theresy May „brexit” na razie wcale nie znaczy „brexit”.
Co sprawia, że „The Mandalorian” jest tak dobry, a „Skywalker. Odrodzenie” tak zły?
Nazywane „anty-Narnią” „Mroczne materie” oferowały młodym czytelnikom i czytelniczkom zdrową dozę sceptycyzmu i buntu wobec zastanych hierarchii. O serialowej adaptacji trylogii Philipa Pullmana pisze Krzysztof Juruś.
Amerykańskie centrum znów żyje złudzeniem o bezstronnym republikańskim herosie.
Pytanie może i naiwne, ale warto je postawić – czy świat nie byłby piękniejszy, gdyby ludzie częściej medytowali, a ci, którzy cipki nie mają, pomyśleli czasem, jak to jest ją mieć?
Jeśli spodziewacie się poważnego potraktowania tematu zależności między władzą i wykorzystywaniem seksualnym w mediach, „The Morning Show” was rozczaruje.
Wywiad księcia Andrzeja dla BBC oglądałem z przerażeniem, serial na Netfliksie z fascynacją, choć pokazują dokładnie to samo – ludzi zaślepionych swoim uprzywilejowaniem.
Boris Johnson naprawdę nie miał z kim przegrać. Wyniki brytyjskich wyborów komentuje Krzysztof Juruś.