Kiedy tym razem jadę przez Europę Wschodnią, panuje w niej zupełnie nowa atmosfera chorego pseudoożywienia. Na kryzysie w Unii i na krwi Ukraińców w całym regionie rozkwita tysiąc narodowych kwiatów.

Kiedy tym razem jadę przez Europę Wschodnią, panuje w niej zupełnie nowa atmosfera chorego pseudoożywienia. Na kryzysie w Unii i na krwi Ukraińców w całym regionie rozkwita tysiąc narodowych kwiatów.
Polityka wyprowadzania siły roboczej i całego przemysłu poza Europę poniosła porażkę.
Abp Hoser, abp Gądecki, minister Królikowski powtarzają (jasnymi deklaracjami i jasnymi czynami), że interesuje ich głębokie wyznaniowe przekonstruowanie państwa i prawa.
Ujawniona na taśmach słabość państwa umożliwia relizację scenariuszy zupełnie nowych, i dla PO, i dla PiS.
Znów, jak co roku, nie chciałem tego felietonu napisać.
Niemcy nie porzucą europejskich interesów, ale ich postawa wobec Rosji może dziś niepokoić.
Patrząc na Putina w Murmańsku, widzę premiera Kaczyńskiego w Gdyni, jak woduje w 2023 roku, pod koniec swojej drugiej kadencji, parowy trałowiec „Mieszko Pierwszy” z oryginalnym napędem Biniendy.
Obejmując europejskie stanowisko, Tusk pozostawiłby dziś za sobą „ch…, d… i kamieni kupę”. A i „nowej Europie” czy „naszemu regionowi” nic po tym.
Konwencjonalizm prawa osłania nas przed arbitralnością fanatycznej wiary.
„Wszystko lepsze od jakiegoś lewactwa” – ten szept dojrzałych mieszczańskich gowinicznych rodziców dociera do wyćwiczonych uszu ich nigdy niezbuntowanych dzieci.
Okazuje się, że nie tylko państwo mamy „teoretyczne”, ale i teoretyczny jest cały nasz system partyjny.
Platformie trudniej czerpać siłę ze straszenia PiS-em, kiedy jej własne standardy rządzenia okazały się kiepskie.