Kolejne doniesienia ufologiczne wywołały podniecenie w polskich mediach. I nic dziwnego: chodzi o Gwiazdę Mórz. Tak to by się nazywało po polsku. Bo po nadpolsku czyli po watykańsku mówi się: Stella Maris. Zapewne wiedzą Państwo, że w Polsce poza Polakami żyją Nadpolacy. Są ponad prawem, podatków ani ceł nie płacą, dostają od rządu coraz to nowe kamienice i latyfundia, a od czasu do czasu wyrzucą staruszkę na bruk, żeby zamarzła. Oni decydują, z kim Polacy mają spać i jak mają to robić, co jest normalne, co jest nienormalne, i tak dalej. Prawicy nie udało się wyhodować Nadczłowieka, ale za to wyhodowała Nadpolaka. Nietzsche w zaświatach może być zadowolony. Zawsze przyznawał się do polskich korzeni i zawsze podziwiał szwindle tak zwanego Kościoła katolickiego. „To przecież Bóg moralny jest przez nich poniżony!“ – zachwycał się jezuitami.
To, co tu piszę o władzy Nadpolaków, to żadna nowość. Okazuje się jednak, że Nadpolacy mają także uzdolnienia parapsychiczne i ufologiczne, o których dotąd nie wiedziałem. W powieści Paragraf 22 amerykańscy generałowie mają taką niezwykłą moc, że potrafią kogoś zniknąć. W powieści, którą jest nasze polskie życie (Paragraf 22+ z krzyżykiem. Opowieść o nieusuwalnej samookupacji, amen) Nadpolacy mają jeszcze większą moc: potrafią zniknąć coś, czego brakuje. To już wyższy stopień ufologii. Jak wiadomo, UFO to niezidentyfikowany obiekt, który pojawia się na niebie, zaraz potem znika, a my sami nie wiemy: było coś, czy nie? Tutaj mamy do czynienia z czymś, czego ewidentnie nie ma, ale nagle okazuje się, że tego „nie ma“ też nie ma. „A nima jest?“ – w trudnych czasach PRL-u Bogusław Schaeffer pytał sprzedawczynię, która na pytanie o każdy towar odpowiadała „Nima“. „Nima jest“ – usłyszał w odpowiedzi. Wychodzi na to, że teraz jest jeszcze ciekawiej niż w PRL-u, skoro nima nima. Zamiast NOL-a czyli Niezidentyfikowanego Obiektu Latającego mamy NON, czyli Niezidentyfikowany Obiekt Nieistniejący. A może Niezidentyfikowany Obiekt Niebiański? Bo Nadpolacy obracają się w sferach niebiańskich, są oficjalnymi reprezentantami nieba na Polskę.
Mówiąc po prostu: hipoteka katolickiej Katedry Oliwskiej i siedziby kurii gdańskiej została zajęta do kwoty 21 milionów złotych za sprawą kościelnych długów, związanych głównie z aferą Stella Maris. Kiedy wiadomość o tym rozniosła się po Polsce, wśród moich znajomych zapanowała wielka radość. Zapowiadała się niezła licytacja, niektórzy co bardziej ekstrawaganccy eleganci już rwali się, aby przymierzać komże, mitry, tiary, stuły, pierścienie i inne groteskowe elementy katolickiego stroju liturgicznego. Ostatnia taka akcja miała miejsce w Anglii podczas reformacji, z tym, że władze nie wyprzedały strojów, tylko przekazały je aktorom, żeby porobili sobie z nich kostiumy sceniczne. Te władze były niegłupie: doszły do wniosku, że skoro odbiera się ludziom dziwaczne widowisko pseudoreligijne, to trzeba dać im dziwaczne widowisko świeckie. Zaczęły wspierać teatr i dzięki temu mamy Szekspira.
Niestety, radość moich kolegów była przedwczesna. Nie mieliśmy naszego Szekspira i najwyraźniej nie będziemy mieli naszej wielkiej gdańskiej big fat wyprzedaży za sprawą czegoś, co nazwałbym kościelną zdolnością metaanihilacji (anihilacji tego, czego nie ma). W kwestii zadłużenia kurii „Wyborcza“ nie mogła uzyskać żadnego komentarza ze strony władz Archidiecezji Gdańskiej, ale do ataku ruszył emerytowany arcybiskup Gocłowski, który udzielił niesamowitego wywiadu świadczącego o wybitnych zdolnościach metaanihilacyjnych, połączonych z wyrafinowaną, kontrolowaną sklerozą. Długi? Jakie długi? Aha, Długi John Silver. Też nie znam. Nie ma żadnej hipoteki. Może się pomyliła panu z hipotezą. A hipoteza to, jak wiadomo, też coś, co jest raczej niepewne. To komornikowi komórki szare szwankują, coś mu się pomyliło. Myśmy zawarli przecież Tajemnicze Porozumienie, które anulowało wszystkie nasze długi. Tak Tajemnicze, że nawet komornicy o nim nie wiedzą. Sympatycznym atramentem podpisaliśmy z nimi sympatyczny konkordat, na mocy którego, choć sami nie wiedzą dlaczego, co godzinę śpiewają godzinki i nie dostrzegają naszego długu. To znaczy, przepraszam, naszego ługu. Rozwiązaliśmy problem usuwając za pomocą naszej duchowej mocy literę „d“ i teraz mamy masę ługu, który sprzedajemy po cenach konkurencyjnych. Niestety, przy okazji litera „d“ zniknęła także z mocy duchowej i teraz mamy moc uchową. Uchowaj Panie. A jak próbuję usiąść, to wojowniczo usposobieni Ukraińcy z lat 40. kłują mnie tryzubem w krzyż, ciekawe laczego. Tak więc tych brakujących pienięzy nie ma. Ale nie latego, że brak. Latego, że braku nie ma. Nie ma braku, won żebraku. Spaaj, urny komorniku, spaaj, urny ziennikarzu, zanim się okaże, że was też nie ma.
Proszę Państwa, sami Państwo widzą, że trudno w jakikolwiek sposób sprzeciwić się takiej niesamowitej pewności i mocy. Szczególnie, jeśli się pomyśli, kto za nią stoi. Stella Maris, czyli Gwiazda Mórz to przydomek pogańskiej bogini seksu i wojny, którą katolicy przemianowali na tak zwaną Matkę Boską (ale przydomek zostawili, podobnie jak drugi przydomek Astarte: Królowa Niebios). W świątyniach Astarte praktykowano seks rytualny (co zresztą robi się nadal, z tym, że teraz obniżono wiek połowy uczestników i nazywa się to namiętnością). Nikt nie ośmieli się podskoczyć takiej władczyni. W ramach protestu możemy jedynie szeptać po cichutku: „NON, NON, NON“. To znaczy: Niezidentyfikowany Obiekt Niebiański. Ale również: Należy Odizolować Nadpolaków.