Strona kwejk.pl jest potęgą. Kiedy raz zawiesiła się na pół dnia, pisała o tym „Gazeta Wyborcza”. Wszyscy zapewne wiedzą, czym jest kwejk, ale na wszelki wypadek napiszę: jest to nieustannie uaktualniany wybór najbardziej popularnych lub osobliwych obrazków, filmików, gifów i tekstów z internetu. Regularnie wchodzę na kwejka, a także na inne podobne strony, a nawet na osławione jebzdzidy.pl, które, jak sama nazwa wskazuje, chlubi się tym, że pokazuje rzeczy nie tyle popularne czy osobliwe, co chamskie. Rzadziej zaglądam na demotywatory, komixxy, chamsko.pl czy Fabrykę Memów: demoty są co i rusz mdląco sentymentalne, komixxy zbyt gimnazjalne, chamsko powtarza po jebzdzidy, a Fabryka Memów jest koszmarnie nudna. Chociaż nie ma co jej specjalnie przyganiać, bo wszystkie te strony nie są miejscem szampańskiej rozrywki. Po co więc na nie wchodzę? Bo dzięki nim się dowiaduję, czym żyją ludzie i jakie memy (zarówno w węższym, jak i w szerszym znaczeniu tego pojęcia) krążą między ich głowami. Tam widać to lepiej niż w oficjalnych mediach. Inna rzecz, że mógłbym w tym celu siedzieć na Facebooku, ale ja Facebooka nie znoszę i od dawna go bojkotuję.
Oczywiście, kwejk i inni nie są jakimś kompletnie szczerym i spontanicznym drugim obiegiem informacji. Jest to miejsce, gdzie zderzają się ze sobą różne wytwory ideologiczno-popkulturowe, często spreparowane w celu czysto propagandowym, jeśli nie reklamowym. Można więc tam znaleźć agitki zarówno lewicowe, jak i prawicowe, potępienie kapitalizmu (i potępienie tych, którzy rzekomo walcząc z kapitalizmem jedzą w McDonaldzie), jak również laurki dla antysemitów z NSZ. Do tego – znane nam wszystkim na pamięć i do mdłości opowiastki o raju niskich podatków, w którym byśmy żyli, gdyby złe urzędasy nie przeszkadzały. Czasem pojawiają się dowcipy nienawistne, rasistowskie, seksistowskie i homofobiczne. Sądzę, że akurat kwejk, który ma ambicję być najlepszym zbiorem takich ciekawostek, mógłby jako aspirujący lider wykazać się pewną klasą i pozostawić nienawiść serwisom typu jebzdzidy. Tam tego rodzaju syf nie razi, skoro strona sama przyznaje się do tego, że jest zbiornikiem syfu, a człowiek wchodzi na nią tylko po to, żeby mentalnie zwymiotować. Ale najwyraźniej rasizm, seksizm i homofobia są zbyt atrakcyjne dla ludzi, żeby kwejk mógł z nich zrezygnować. To smutne, ale najwyraźniej mamy do czynienia z wielkim zapotrzebowaniem: serwis komixxy w swoim czasie zapowiedział, że nie będzie dłużej publikował komiksów rasistowskich (niezwykle zresztą finezyjnych – na przykład o tym, że wiersz bez rymów jest lepszy, bo biały), ale szybko o tej obietnicy zapomniał.
Tak więc jest to wszystko antropologicznie i kulturowo ciekawe, ale nieuchronnie skażone ideologią, nieraz bardzo parszywą. Lepiej niż media mainstreamowe ukazuje mentalną zupę, w której żyjemy, ale w tej mentalnej zupie też pływają tłuste oka fałszu. Im dłużej to obserwowałem, tym bardziej tęskniłem za czymś, co byłoby bliżej prawdziwego życia. Rzecz jasna, szukanie prawdziwego życia w necie to sprzeczność sama w sobie, ale mam wrażenie, że częściowo mi się udało. Znalazłem serwis piekielni.pl, na którym ludzie opisują różne bolesne zdarzenia i zderzenia z innymi ludźmi (nieraz naprawdę piekielnymi). Być może niektóre z opisanych tam sytuacji są zmyślone, ale większość z nich ma smak absolutnej szczerości.
Na przykład, możemy się tam dowiedzieć o firmie, która każe swoim pracownikom podpisywać umowę-śmieciówkę, z klauzulą mówiącą, że w razie potrzeby (nie wiadomo jakiej) wynagrodzenie wykonawcy może zostać całkowicie wstrzymane. Możemy poczytać o doświadczeniu dziewczyny, która w wieku lat szesnastu postanowiła zarobić pierwsze pieniądze i poszła roznosić ulotki pizzerii. Po kilku godzinach pracy zadzwonił do niej szef, wrzeszcząc, że ją wyrzuca. Za co? Za to, że ludzie, którym dawała ulotki, niekulturalnie wyrzucali je później na chodnik, a jego pizzeria ma się kojarzyć z KULTURĄ (ciekawe, co miała robić: przyklejać im te ulotki do ręki? Kretyn powinien wiedzieć, że rozdawanie ulotek jest najgorszą formą reklamy i zawsze się wiąże z zaśmiecaniem miasta). Możemy też posłuchać innej dziewczyny, która pracuje w hipermarkecie. Pewnego dnia podszedł do niej klient (o wiele wyższy od niej) i zażądał, aby podała mu towar leżący na najwyższej półce. Sam mógł tam sięgnąć, ale chciał, żeby zrobiła to ona, chociaż było to dla niej fizycznie niemożliwe. Kiedy poprosiła o pomoc kolegę, klient ryknął na nią: „Ty masz to zrobić, ty sama!”. Poszła więc po drabinkę, wspięła się na nią i podała klientowi towar, a on powiedział: „Zapamiętaj, takie plebsy jak ty robią to, co ja im każę”. Dużo jest relacji o tym, jak dzieci „markowe” znęcają się w szkole nad dziećmi „niemarkowymi” (na przykład, chłopcy z bogatych domów przecięli hamulce w rowerze biedniejszej dziewczynki, narażając ją na wypadek). Ciekawa jest też opowieść o tym, jak na wywiadówce szkolnej nauczycielka razem z kilkoma bogatymi rodzicami wymuszała na pozostałych uczestnikach zebrania (przeważnie biednych) wysokie składki na zakup drogich przyborów plastycznych. „Moje dziecko nie będzie rysowało kredkami z Biedronki”, mówi bogata matka. „Kredki nie są z biedronki, są z drewna” – odpowiada jej matka biedna. Inna kobieta, która przyszła do perfumerii Douglas w dżinsach i polarze, na dzień dobry usłyszała od ekspedientek, że ma wyjść, bo nie ma tu nic na jej kieszeń.
Na stronie znajdziemy też masę przykładów tego, jak prywatne firmy oszukują swoich klientów (chociażby słynne procedury wypowiedzenia, pułapki internetowe, zapętlone infolinie, które uniemożliwiają konsumentowi zrezygnowanie z usługi: ile razy by się nie wypisywał, zawsze dostanie rachunek za kolejny miesiąc). Ale żeby nie być jednostronnym, znajdziemy też sporo przykładów tego, jak klienci znęcają się nad firmami. Powtarzającym się motywem jest postać klienta, który dzwoniąc do firmy, zamiast od „Halo” zaczyna od „Wy chuje niemyte, kurwa wasza mać” lub podobnej wiązanki. Jak na przykład ten pan, który regularnie wykupywał wycieczki klasy standard w różnych agencjach turystycznych, a po przybyciu na miejsce za pomocą krzyków, bluzgów i wycia uzyskiwał od przerażonych rezydentów firmy przenosiny do luksusowego apartamentu. Przenosiny i przeprosiny. Albo ten sympatyczny właściciel warsztatu samochodowego, który po zakupie urządzenia stwierdził wyciek oleju i zażądał, żeby firma, która sprzedała mu maszynę, przyjechała z odległego o 430 kilometrów miasta i powstrzymała wyciek. Firma tłumaczy mu przez telefon, że wystarczy przykręcić jedną zakrętkę, wiadomo którą, on sam może to zrobić, skoro ma na miejscu wszystkie potrzebne narzędzia. „Nie, to wy macie przyjechać, ja tu mam potop, wszystko zalane olejem, będziecie płacić za szkody”. Firma przyjeżdża. Warsztat czyściutki, żadnego potopu. No to gdzie ten wyciek, pyta firma. Tutaj, odpowiada tryumfujący właściciel warsztatu, pokazując mikroskopijną kropelkę na rurze.
Co ciekawe, na serwisie mało jest tego, co nieustannie się pojawia w mediach oficjalnych i na różnych kwejkach, czyli rytualnego kwękania (kwejkania) na Państwo, Urzędy, Biurokrację, Która Hamuje Inicjatywę, Pomiata Obywatelem I Przejada Nasze Podatki. Najbardziej wyrazisty przykład absurdu biurokratycznego, jaki udało mi się znaleźć, polegał na tym, że po śmierci właściciela pewnej firmy urząd miasta wysłał mu pismo mniej więcej takiej treści: „W związku ze śmiercią właściciela Pańskiej firmy informujemy, że Pańska firma została skreślona z rejestru, od której to decyzji przysługuje Panu odwołanie w ciągu 14 dni”. Jeżeli jakieś elementy sektora publicznego wypadają tutaj źle, to służba zdrowia i szkoły (ze szczególnym uwzględnieniem księży katechetów). Niektóre opowieści są po prostu śmieszne, jak na przykład relacja o badaniach psychiatrycznych, którym został poddany pewien mężczyzna. Badania polegały na tym, że psychiatra przez pięć minut milczał, a potem nagle rzucił w badanego długopisem. Na pytanie: „Co pan wyprawia?”, lekarz odpowiedział: „Wszystko w porządku, następny proszę”. Większość z tych relacji jest jednak przerażająca, jak na przykład ta o księdzu, który wyrzucił z lekcji religii ciężarną uczennicę, krzycząc na nią, że nie ma prawa uczestniczyć w tych zajęciach, obrzucając ją wyzwiskami, wreszcie wyjąc o „puszczaniu się”. Dziewczyna popłakała się i wyszła, a razem z nią wyszła cała klasa. Kiedy wychowawca przyszedł usadzić katechetę, ten napadł na niego z podobnym wrzaskiem, strasząc go zwolnieniem z pracy i swoimi znajomościami w kurii. Kuria mać, powiedziałem sobie czytając tę opowieść: oto w jakim jesteśmy punkcie, oto jaką cywilizację zbudowaliśmy w Polsce. Po to przeszliśmy reformację, oświecenie, pozytywizm, rewolucję obyczajową lat 20. i rewolucję seksualną lat 60., po to budowaliśmy i demontowaliśmy kapitalizm, po to budowaliśmy i demontowaliśmy socjalizm, po to znowu zbudowaliśmy kapitalizm, po to były te wszystkie bolesne próby modernizacji – po to, żeby ktoś mógł znęcać się nad ciężarną dziewczyną, jak w średniowieczu. Do tej opowieści należy jeszcze dodać drugą (może apokryficzną, ale symptomatyczną), o innej dziewczynie w ciąży, która ze strachu przed opinią upierała się, że jest dziewicą i ma ostrą niedrożność przewodu pokarmowego. Gastrolog ją prześwietlił i o mało nie zemdlał, widząc głowę i kości już nie embriona, a całkiem dużego dziecka, gotowego do porodu. Zanim doszedł do siebie, dziewczyna zaczęła rodzić na leżance. Tak wygląda nasz XXI wiek.
Przy tym wszystkim pamiętajmy, że piekielni.pl to nie jest serwis lewicowy: zamieszcza, co ludzie nadeślą. A jednak obraz naszej rzeczywistości i jej wad, jaki się wyłania z nadesłanych materiałów, w niczym nie przypomina prawicowej wizji, jaką lansują nasze media mainstreamowe. Jest wręcz przeciwnie. Kiedy media mainstreamowe przedstawiają wady naszej rzeczywistości, mówią o niezaradności ludzi, o roszczeniowej postawie, o zawiści tych gorszych wobec tych lepszych, o populizmie, o duszącej wszystko biurokracji, o rozdętym socjalu (w Polsce!). Czasem coś się powie o wysokich pensjach polityków (bo oni są najwyraźniej dobrym celem zastępczym, żeby skierować na nich tę „zawiść gorszych wobec lepszych”), ale to już raczej w pismach mocno bulwarowych, by nie powiedzieć brukowych. Czasem coś się powie o odejściu od nauk Jana Pawła II, który to slogan jest mieczem obosiecznym, można nim pomachać zarówno na zlaicyzowaną „cywilizację śmierci”, jak i na niemiłosierny kler (jak gdyby Jan Paweł II był miłosierniejszy od swoich pomagierów i funkcjonariuszy). Tymczasem kiedy ludzie piszą w necie, co ich konkretnie w życiu zabolało, opisując zdarzenia, a nie wtłoczone im do głowy ideologiczne fantazmaty – wtedy jawi się zupełnie inny obraz. Niewiarygodne rozpanoszenie się tak zwanego Kościoła katolickiego. Niewiarygodne chamstwo nowej klasy średniej czy też średnio-wyższej. Niewiarygodne pomiatanie pracownikami przez pracodawców. A przede wszystkim zabójczy klincz pomiędzy Firmą, a Konsumentem. Wygląda to tak, jakby połowa firm robiła wszystko, żeby oszukać konsumenta, a połowa konsumentów starała się zaszantażować i zastraszyć firmę. Firmy wykorzystują przy tym swoją przewagę realną, jaką w późnym kapitalizmie mają nad konsumentem (odkąd konkurencja marketingowa zastąpiła prawdziwą konkurencję). Konsument za to wykorzystuje swoją przewagę ideologiczną, czyli mit, który mówi, że w kapitalizmie to on jest panem. Zmorą pokojowo nastawionego konsumenta jest nieuczciwa firma. Zmorą uczciwego i pokojowo nastawionego przedsiębiorcy jest agresywny konsument (chociaż w większości wypadków wybryki takiego konsumenta spadają przede wszystkim na głowę pracowników firmy, a nie właściciela).
Najwyraźniej to, z czym zderzają się ludzie w realnym życiu, odbiega od prawicowej opowieści dominującej w mainstreamowych mediach. A ich relacje są pod wieloma względami zbieżne z diagnozami lewicy. Może wszyscy redaktorzy naczelni w Polsce powinni wyciągnąć z tego jakiś wniosek? Niekoniecznie taki, żeby zgłębiać serwis piekielni.pl i uznać go za wyrocznię. Może taki, żeby odkryć na nowo rzeczywistość?