Proszę Państwa, coraz więcej wskazuje na to, że obecny papież jednak nie jest chujem. Jeśli to prawda, mamy do czynienia z wydarzeniem epokowym, zapewne zwiastującym koniec świata. Czegoś takiego nie było od czasu biednego Celestyna V (i wtedy też zwiastowało to koniec świata).
Domyślam się, że Państwa moje (ostrożne zresztą) stwierdzenie zaszokowało. I nic dziwnego. Gdy Tomasz Piątek stwierdza, że papież nie jest chujem, to wiedz, że coś się dzieje. Oczywiście, pozostaję niezachwiany w mojej protestanckiej ortodoksji fundamentalizmu liberalnego. Jeżeli to Państwa uspokoi, papież z teologicznego punktu widzenia nadal pozostaje dla mnie wrogiem. Ale przyzwoity wróg to już nie wróg, a przeciwnik. Walka z wrogiem – czy jest to obłudny dogmatyk Wojtyła, czy jest to tchórzliwy dogmatyk Ratzinger – jest wkurzająca, upokarzająca, frustrująca i prowadzi do (zupełnie zresztą zrozumiałego) rzucania chujami. Natomiast zapasy z przyzwoitym i inteligentnym przeciwnikiem robią dobrze obu stronom. Są szkołą rycerskości – i myślenia.
Proszę Państwa, moi informatorzy z Argentyny (wszyscy peroniści, a więc przeciwnicy Kościoła katolickiego i kato-jankeskiej junty) przysyłają mi kolejne informacje, z których wynika, że Bergoglio raczej ratował ludzi przed prawicowymi mordercami niż nie ratował. A to wymagało od niego ostrego lawirowania, raz mógł kogoś uratować, raz nie – i stąd nieporozumienia. Inni donoszą, że Bergoglio po cichu proponował peronistom kompromis w sprawie homo-małżeństw: związki partnerskie chronione przez prawo mogą być, tylko niech nie nazywają się „małżeństwo”. Te informacje potwierdził polski „Newsweek”, a dokładnie wywiad z przyjacielem papieża, argentyńskim rabinem o swojskim nazwisku Skórka.
To wszystko jest bardzo ciekawe. Bardzo ciekawe, że nasza partia, pożal się Boże i papieżu, „liberalna” jest bardziej na prawo niż ultrareakcyjny Kościół katolicki i jego szef. To ciekawe, że papież może, a Gowin nie może. Zapytają Państwo, kto to jest Gowin? Przypominam, całkiem niedawno był taki minister sprawiedliwości z ambicjami. Zdaje się, że nadal wydaje o sobie gazetkę pod tytułem „Super Lider”. Pewnie teraz w niej napisze, że wszystko, czego dowiadujemy się właśnie o papieżu, to kłamstwa, szerzone przez peronistyczno-żydowską międzynarodówkę i jej gadzinówkę, czyli kłamliwy „Newsweek” (nie to, co „Super Lider”, gazeta poważna). Napisze, że rabin Skórka nie istnieje, że w Argentynie nie ma rabinów, bo przecież nie ma Argentyny. Argentyna jest na antypodach, a jak wiemy z Przygód dobrego wojaka Szwejka, według świętego Augustyna antypody nie istnieją i kto w nie wierzy, jest przeklęty. Nawet papież (ten z antypodów). Papież oczywiście jest nieomylny, ale tylko wtedy, gdy zgadza się z Gowinem. Bo papież to lider, a Gowin Super Lider. Kto umie czytać między wierszami (albo między Superem a Liderem), ten wie.
Mówiąc zupełnie serio, Gowin może powiedzieć, że interesuje go tylko to, co papież mówi oficjalnie, ex cathedra – a potem mieć nadzieję, że papież jednak nic nie powie lub że cathedra się przewróci, a papież będzie ex.
Ta pierwsza możliwość – że papież nie powie tego, co myśli – jest nie tylko przerażająca, ale przerażająco możliwa. Wyobraźmy sobie taką sytuację: facet dysponujący władzą duchową nad 800 milionami ludzi, najwyższy autorytet, ogłoszony nieomylnym – i boi się powiedzieć, co myśli. Jak to możliwe? A bo ma dobre powody, żeby się bać. Boi się, że gdy na przykład powie „Prezerwatywy są OK”, to straci podwójnie. Z jednej strony ci katolicy, którzy prezerwatyw używają i papieża olewają (nie równocześnie, mam nadzieję), będą jeszcze bardziej olewać i używać – no bo jak tu wierzyć Kościołowi, który przez stulecia lansuje z pianą na ustach tajemniczy zakaz, a potem nagle mówi: sorki, OK, mieliście rację, pomyliliśmy się. Z drugiej strony zaś staruszki, które ze względu na swój wiek programowo (i na odległość) nienawidzą seksu oraz prezerwatyw, przejdą masowo do lefebrystów. W ten sposób autorytet Kościoła i jego baza finansowa podupadną i nie będzie już do kogo wołać „Babka, dawaj rentkę”. Akurat Bergoglio bardzo słusznie zaleca wstrzemięźliwość w sprawach babki z rentką, jak również troskę o ubogich (on ekonomicznie też jest o milion lat świetlnych na lewo od Polski), ale na pewno ma świadomość, że nagła demoheryzacja Kościoła katolickiego i exodus twardogłowych wiernych do jeszcze bardziej twardogłowych sekt mogłyby być katastrofalne dla Watykanu. Za owieczkami mogą pójść księża (bo tam idzie pasterz, gdzie jest co strzyc), prałaci i biskupi, motywując to oczywiście „zdradą doktryny katolickiej przez papieża”. Rzecz jasna, największe bitwy byłyby przy podziale majątku. Już sobie wyobrażam te procesy, bójki, okupowanie Kościołów i parafii przez wściekłe moherowe grupy. Już sobie wyobrażam te wszystkie: „To nasz kościół!”, „Nie, to nasz kościół!”. „To my jesteśmy prawdziwym Kościołem katolickim!”, „Nie, to my!”. To byłaby niezła niespodzianeczka, gdyby nowa globalna wojna religijna okazała się wojną katolicko-katolicką.
Niektórzy obserwatorzy sugerują jednak, że będziemy mieć raczej do czynienia z drugą spośród wyżej wymienionych możliwości: cathedra się przewróci, papież spadnie z tronu, a dokładnie – nagle umrze. Umrze, bo coraz bardziej okazuje się, że o sprawach obyczajowych on myśli to, co myśli (a nawet jeśli teraz nie mówi, co myśli, to przecież zawsze może nie wytrzymać i powiedzieć, a więc zagrożenie jest). A jeszcze pewniej umrze, bo nawołuje do ubóstwa. Nie do końca chciałem wierzyć w te cyniczne przepowiednie, ale uderzyła mnie jedna rzecz: dlaczego biskupi posiadający pałace, limuzyny i hodowle zwierząt osobliwych teraz nie wyzbywają się na gwałt tych dóbr? Dlaczego katoliccy konserwatyści nie przemalowują się na socjalistów? Znając tchórzostwo i oportunizm tych panów, powinni wszyscy nagle przebierać się za czerwonoskórych, kosmonautów i wyidealizowaną wizję człowieka renesansu (że zacytuję Monty Pythona). A oni zachowują się, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby Bergoglio ze swoją wizją Kościoła Ubogiego miał nie potrwać długo. Najwyraźniej czekają na coś – i raczej nie jest to kolejna abdykacja, dwie abdykacje pod rząd to byłby już zbyt ewidentny kryzys. Od razu przychodzi do głowy jakieś bardziej tradycyjne, katolickie, watykańskie rozwiązanie – takie w stylu Borgiów.
Na zakończenie dodam, że według jednego z moich informatorów Bergoglio na razie nie likwiduje celibatu księży właśnie ze względu na kwestię ubóstwa. Jego zdaniem księża są już i tak monstrualnie pazerni. A co dopiero będzie, gdy doczepi im się rodzinkę. Pierwsza dama parafii będzie chciała mieć swoją własną limuzynę, synowie i córeczki zażądają markowych ciuchów, sprzętu jeżdżącego, komputerowego, dzwoniącego i migającego, no bo to przecież wstyd na całą diecezję, żeby syn proboszcza nie miał dizajnerskiego smartfona z szafirowym ekranem wstrząsoodpornym. Ksiądz żonaty i dzieciaty byłby możliwy tylko wtedy, gdyby to był ksiądz akceptujący i skutecznie propagujący skromne życie, także wśród najbliższych.
Myślę, że to można byłoby załatwić szybciej i prościej. Niech papież wyśle swoich księży na przeszkolenie do naszych pastorów, którzy utrzymują wielodzietne nieraz rodziny za 1800 PLN (a katolicy mówią, że w naszych zborach cuda się nie zdarzają…). W ten sposób przyszli proboszczowie nauczą się ubóstwa. Przy okazji może i Biblię przeczytają, co też nie byłoby źle.