Maciej Nowak

Wy, wiedźmy!

Z zainteresowaniem obserwuję, jak szamocze się w mediach Katarzyna W. Jeszcze kilka dni temu wzbudzała powszechne współczucie, kobieta-matka, której wydarto z posłania ukochaną córkę. Miała w sobie coś z antycznych bohaterek, oszalała z bólu, gotowa pójść na każde rozwiązanie, by ocalić dziecko przed tajemniczym, wysokim facetem w ciemnym kapturze, który oddalił się w nieznane. Zbiorowa wyobraźnia ludu, organizowana sprawnie przez medialnych kapłanów, wzięła się do roboty. Szajka pedofili, handlarze ludzkimi organami, spisek matek, które poroniły – te scenariusze dobrze znamy i z upodobaniem używamy. W poszukiwania zaangażowały się tysiące osób, a może raczej – wolontariuszy, co brzmi lepiej, mocniej, ciekawiej. Prawie niczym mityczni templariusze. Niestety, ci szlachetni ludzie zostali zawiedzeni, matka okazała się osobą nieodpowiedzialną, niemal zbrodniarką, wprowadzającą w błąd opinię publiczną. W telewizyjnym programie z udziałem znanych kobiet-polityków dyskutantki zgodnie uznały, że afera Katarzyny W. zachwieje poczuciem społecznej solidarności i gotowością do niesienia pomocy bliźniemu. One same mają takie doświadczenie, że oszukane zostały przez nieuczciwych żebraków i więcej jałmużny już nie dają.

Czy Katarzyna W. nie jest przypadkiem współczesną Medeą? Ten życiorys nie jest oczywiście tak spójny, a jednocześnie panoramiczny jak u Eurypidesa, brak mu aż tylu wątków. Na pewno jednak porównanie to można rozwijać. Katarzyna W. jest bowiem matką, która ponad próbę ratowania dziecka wybrała własną rozpacz i ból. I tak jak w antycznej historii i tutaj znienacka pojawia się dzielny rycerz, niosący sprawiedliwość. Wtedy zwał się Jazonem, był nieustraszonym zdobywcą i mężem-cudzołożnikiem. Tutaj prawdziwy mąż jest postacią całkowicie bezradną, ale przecież Jazon i tak się nadciąga. Jego odpowiednik z XXI wieku ma kwadratową szczękę, mówi z knajackim akcentem i nosi czarne okulary. Obnaża knowania grzesznej niewiasty, zaprowadza moralny, patriarchalny porządek. 

Medea z greckiego mitu była czarodziejką z dalekiej, czarnomorskiej Kolchidy, której amoralne czyny budziły potępienie i zgrozę. Była wiedźmą. Katarzyna W. na listę wiedźm III RP też już została wpisana. Ile ich było w ostatnim czasie? Na pewno wszystko zaczyna się od Marzeny D., rzekomej warszawskiej korespondentki „Le Figaro”, która jako Anastazja Potocka opublikowała książkę opisującą jej erotyczne figle z posłami Sejmu I kadencji. Cóż to za święte oburzenie rozgorzało! Wybrańcy narodu, wyzwoliciele z okowów czerwonego reżimu – zwykłymi dziwkarzami? Marzena D. obwołana została pierwszą kurtyzaną nowej Polski i zanikła w pejzażu naszego życia publicznego. Zaglądam do Wikipedii, by dowiedzieć się, co u niej. Okazuje się, że o politycznej nimfomance rzeczywiście słuch zaginął, natomiast do prawdziwego autorstwa Erotycznych immunitetów przyznaje się znany dziennikarz Jerzy Skoczylas. Jego kariery to nie zburzyło, a nawet w zeszłym roku odznaczony został ku chwale ojczyzny Złotym Krzyżem Zasługi.

Kolejne pozycje w spisie wiedźm polskich? Niestety, moja kolekcja jest niesystematyczna, więc od razu skaczę w wiek XXI, by zatrzymać się przy życiorysie Anety K., działaczki Samoobrony, która ujawniła w tej partii praktyki molestowania seksualnego. Niestety, zawiodła na całej linii. Media szczegółowo badały jej pożycie intymne, relacjonowały, kiedy i z kim odbyła stosunek płciowy, a kiedy zmuszano ją do poronienia. Wstyd, bo nic nie zgodziło się z wynikami badań genetycznych. Aneta K. z oskarżycielki stała się zwykłym workiem grzechów i nieczystości. Przepadła gdzieś w Łódzkiem, zaś o jej domniemanym prześladowcy Stanisławie Łyżwińskim dowiedzieliśmy się niedawno, że został przez sąd uniewinniony.

Niedługo później do pocztu rodzimych czarownic dołączyła posłanka PO Beata S., oskarżona o korupcję i ustawianie publicznego przetargu. Cóż za niesmaczne były jej łzy i histeryczne płaczliwe oświadczenia przed kamerami! Tak się nie zachowuje prawdziwy polityk! Do dzisiaj sprawa nie została wyjaśniona, lecz sprawiedliwości i tak się stało zadość. Ona straciła mandat poselski, za to miejsce w Sejmie zdobył prowadzący ją oficer CBA, którego Beata S. oskarżała o uwiedzenie. Złych kobiet w polskim życiu publicznym można wyliczać jeszcze wiele. To wyraziste figury współczesności, budzące najwyższe zainteresowanie widowni i za każdym razem będące tłem dla dzielnych, broniących skutecznie swego honoru mężczyzn.

Wpadła mi właśnie w ręce książka Kelly Olivier Kobiety jako broń (Women as Weapons of War. Iraq, Sex, and the Media, Columbia University Press 2008). Przeanalizowano tu fotografie z więzienia Abu Ghraib, gdzie młodziutkie żołnierki US Army poddawały upokarzającym torturom irackich więźniów. Autorkę książki zaintrygowało, że te wyzwalające oburzenie obrazki funkcjonują na internetowych stronach pornograficznych. Poszła tym tropem dalej i zauważyła wielką ekscytację kobiecą psychiką i kobiecym ciałem jako bronią współczesnych wojen medialnych i militarnych. Oddział kobiet-samobójczyń w strukturach Hamasu, czeczeńskie szahidki, legendarne ochroniarki Muamara Kaddafiego czy niechybiające nigdy celu strzelczynie wyborowe Armii Czerwonej należą do tej samej kategorii. To współczesna przeróbka mitu Amazonek, których okrucieństwo przerasta wyczyny najbardziej bezwzględnych facetów. Bo my może jesteśmy okropni, ale wy – jeszcze bardziej. A przy okazji tak bardzo w tym podniecające. 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij