Moja oferta, jedna z blisko pięciuset ukazujących się co miesiąc w rubryce matrymonialnej w „Kurierze Polskim”, prezentuje mnie jako ładną, zamożną, spokojną domatorkę, która lubi przyrodę i poszukuje uczciwego pana bez nałogów.
Dostaję blisko trzysta odpowiedzi krótkich, bardzo długich, a także rymowanych, spośród których wybieram trzy: od rzemieślnika, dyrektora i technologa. Rzemieślnik na wstępie pyta mnie, czy po ślubie nie będę żądała pieniędzy za każdy stosunek seksualny, bo on miał już raz taką żonę, więc przede wszystkim tę kwestię chciałby od razu ustalić, a później będziemy mówić o szczegółach. Dyrektor od pierwszej chwili naszego spotkania zaczyna pośpiesznie opowiadać o ciekawych zdarzeniach z drugiej wojny światowej, zwłaszcza o Armii Krajowej na Wileńszczyźnie, bo tam urodzony, patrzy na bok i z ulgą ucieka wreszcie do tramwaju. Technik okazuje się inteligentnym czterdziestoparolatkiem z blokadą. Po pracy rozkręca zwykle małego fiata, a co rozkręci – skręca na powrót, hoduje poza tym sałatę w skrzynce na balkonie, czyta książki, a ożenić się pragnie na emeryturze, rozejrzawszy się najpierw już teraz, co byłoby później ewentualnie do wzięcia.
Barbara Pietkiewicz – publicystka, reporterka, od kilkudziesięciu lat związana z tygodnikiem „Polityka”.
Fragment tekstu Coś pod burką – „Polityka”, czerwiec 1986.