Wychowanie patriotyczne polegające na kulcie śmierci za ojczyznę i pogardzie dla „tchórzy” niepokojąco przypomina nacjonalistyczny projekt Putina, tego piewcy nowego rosyjskiego patriotyzmu.
Tomasz Terlikowski, nazywany też „czołowym talibem” Rzeczypospolitej, w swoim felietonie nawołuje do zaprzestania wychowywania tchórzy i dowodzi, że chrześcijaństwo wcale nie jest religią pacyfistyczną. Dlatego polska młodzież od wczesnego dzieciństwa winna być przygotowana do oddania życia za ojczyznę lub za wiarę (ten ostatni pogląd jednoznacznie świadczy o tym, że Terlikowski w pełni utożsamił się ze swoim przydomkiem). Życie ludzkie według Terlikowskiego nie jest wartością najwyższą i dlatego to oczywiste, że w razie zagrożenia wiary czy ojczyzny należy je z ochotą poświęcić. Oczywiście nie swoje życie, tylko życie innych, bo, jak sądzę, nie jest przypadkiem, że publicystyczna wena nie poniosła Terlikowskiego tak daleko, by zadeklarował jakiekolwiek poświęcenie z własnej strony. Za to młodzi – owszem. Tych ochoczo wyślemy na wojnę. Dobre, polskie wychowanie wymaga, żeby poszli. „I niech pacyfiści nie wyjeżdżają mi tu z opowieściami, że to takie niechrześcijańskie, że prawdziwy chrześcijanin nadstawia drugi policzek i że życie jest wartością najwyższą” – tokuje w swoim stylu. – „Z punktu widzenia chrześcijaństwa żadna z tych tez nie jest prawdziwa”.
W kontekście tych zapalczywych zdań inne głośne teksty i poglądy publicysty Frondy ukazują nam się w nieco odmiennym świetle niż dotychczas. Otóż, jak się okazuje, słynny obrońca życia, według którego zgwałcone jedenastolatki powinny z pieśnią na ustach powijać niewiniątka, nie broni niechcianych ciąż w imię wartości chrześcijańskich. Te same wartości pozwalają mu przecież uznać za rzecz oczywistą i etycznie jednoznaczną, żeby urodzoną już i odchowaną młodzież lekką ręką posłać na rzeź. Co więcej uważa, że warto ją w kulcie wojny wychowywać i to nie tylko w imię obrony ojczyzny, ale także religii. Witamy w średniowieczu, wojny krzyżowe czas zacząć?
Oczywiście nawet powierzchowna znajomość historii wystarczy, by wiedzieć, że w znaczącej liczbie przypadków zaangażowanie kraju w wojnę nie jest kwestią niczyjego wyboru, ale bycia zaatakowanym przez inny kraj, i że całe pokolenia ginęły i giną za swoje ojczyzny bez względu na to, co czym im się podoba, czy nie.
Marek Edelman napisał kiedyś, że „pacyfiści to są ludzie wzięci z księżyca, którzy nie rozumieją, że jakby nie było silnego ruchu oporu przeciwko dyktaturze, faszyzmowi, komunizmowi, to pacyfizm by nie istniał” i to też jest niestety prawdą. Nie zmienia to jednak faktu, że wychowanie patriotyczne polegające na kulcie śmierci za ojczyznę i pogardzie dla „tchórzy”, którzy zapytani w sytuacji pokoju, czy chcą ginąć za kraj kierowani zdrowym rozsądkiem odpowiadają, że nie, niepokojąco przypomina nacjonalistyczny projekt Putina, tego piewcy nowego rosyjskiego patriotyzmu.
To prawda, że historia rzuca narody jak „kamienie na szaniec”, ale chociaż w sytuacji pokoju pozwólmy sobie nie ulegać czarowi obłudnych słów Horacego, iż tak „słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę”.
Nie ma w tym naprawdę nic słodkiego i warto zrobić wszystko, by tego uniknąć. Mam ogromną nadzieję, że wielu Rosjan ma podobny stosunek do idei śmierci za ojczyznę, jak znacząca część młodych Polaków i że święty spokój też jest dla nich „ważniejszy od dobra wspólnoty, która dała im język, kulturę, wartości”, choć według Terlikowskiego i jego podobnych postawa taka jest niegodna patrioty. Jeśli tak to nie-patrioci wszystkich krajów łączcie się!
Katarzyna Tubylewicz – pisarka, publicystka i tłumaczka z języka szwedzkiego (przełożyła m.in. kilka powieści Majgull Axelsson i trylogię Jonasa Gardella). Od trzynastu lat mieszka w Szwecji. Autorka powieści „Własne miejsca i „Rówieśniczki”. Strona internetowa: www.katarzynatubylewicz.pl