Drogowiec to zwykle mężczyzna, który dba o innych mężczyzn, kierowców. Bo kobiet kierowców w Polsce w powszechnym przekonaniu nie ma.
Drogowiec to ktoś, komu wolno więcej. Zależy wszak od niego rzecz najważniejsza: to, by kierowcy mogli korzystać ze swojego niezbywalnego, świętego i zapisanego we wszechświatowej konstytucji prawa do przemieszczania się samochodem. Drogowiec dba również o to, aby ten samochód było gdzie postawić, najlepiej w odległości nie większej niż 20 metrów od aktualnie odwiedzanego miejsca. Zatem kiedy już usiądziesz na stołku drogowca, samorządowym, centralnym czy biznesowym, znaj swoje prawa i czyń sobie ziemię poddaną. Powszechne zasady są dla mięczaków, ty wyznaczasz tu swoje reguły.
Wrogami drogowca są piesi, rowerzyści i inne pyłki łkające o swoich prawach do przestrzeni w mieście. Przestrzeń ta stanowi rezerwę pod śmiałe trasy i rozległe parkingi. Ich można olać, w końcu na drogowców się nie głosuje. Czasem też na światłej drodze staną mu tacy, co nie chcą w imię postępu oddać za marne grosze dobytku, bo drogowiec przeciął go kreską na planach nowej autostrady. Ale i na tych jest sposób, bo święte prawo własności maluczkich ogranicza na szczęście specustawa drogowa. Jedno pismo i wypad, miesiąc na wyprowadzkę.
Drogowiec to zwykle mężczyzna, który dba o innych mężczyzn, kierowców. Bo kobiet kierowców w Polsce w powszechnym przekonaniu nie ma. To znaczy są, ale takie śmieszne, haha, zobacz jak baba parkuje. Żeby planując przestrzeń, ułatwić jej wyjście z wózkiem z samochodu, to już nie ma takich kokosów. A właściwie nie ma myślenia o tym, że kobietom się coś od infrastruktury należy. Jak za mała, niech się wychyla, żeby zobaczyć światła na skrzyżowaniu. Niech wysiada, żeby wyjąć bilet z bramki na autostradzie. Jak za tęga, to na parkingu nie wyjdzie z samochodu. Wszyscy się pośmieją.
No. Drogowiec nam zbuduje, wyasfaltuje i zadba o przecięcie wstęgi przez Odpowiednie Osoby dbające, by długo cieszył się urzędem. Teraz przychodzi czas na naukę. W końcu po takich ładnych drogach za miliony, a nawet miliardy byle kto nie może jeździć. Zatem strzelamy fajną kampanię o bezpieczeństwie na drogach, a kasę na nią bierzemy z Unii. Zresztą na wszystko bierzemy z Unii, co nam się potem zwraca w Kossakach i zegarkach od podwykonawców. A żeby to tylko te zegarki były.
Nazywamy naszą kampanię „Zaufajne drogi”, bo ma być zajefajnie, czyli zajebiście. Czerpiemy z kieszeni programów Infrastruktura i Środowisko oraz z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Żeby było młodzieżowo, cool i w ogóle z biglem, zatrudniamy twórców kreskówki Włatcy móch, a przynajmniej kogoś, kto potrafi jej styl podrobić. I do dzieła.
Efekt jest porażający, ale nie z punktu widzenia drogowca. Z jego perspektywy wszystko jest w porządku. Oto dwóch facetów, a jakże, jedzie drogą i widzi wysepkę z przejściem dla pieszych. Zwalniają, ponieważ na pasy wkraczają cycki. I są to nie lada cycki, cycki de luxe, wielkie i opięte różową sukienką. „Jak idą pieeesi, to zawsze stop” – mówi pasażer. „Ty, lukaj” – kierowca dostaje spiralek zamiast oczu – „Już poszły, rusz się, dzięciole!” – pogania go kolega. One poszły. Cycki. Przepraszam, pieeesi. A właściwie „piełsi”, bo tak wymawia ten wyraz lektor w kampanijnym filmiku: „Jak idą piełsi, to się staje”. Szkoda, że nie po prostu „staje”, bez „się”, byłoby jeszcze śmieszniej.
Pod tym wszystkim loga unijnych funduszy. Wchodzę na ich strony i czytam o polityce równościowej. Czytam o obowiązku walki ze stereotypami płciowymi i zwalczaniu dyskryminacji ze względu na płeć. O unikaniu podkreślania kulturowych ról kobiet i mężczyzn. A potem wracam do kampanii, którą za te fundusze zrobiła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) i nic już nie rozumiem. Bo ciągle widzę cycki, które ratują życie. Bez nich na pasach ani rusz.
Napisałam w tej sprawie do GDDKiA prosząc o dostęp do informacji publicznej, bo chciałabym wiedzieć, ile wydano na tę kampanię. Poprosiłam też o wytłumaczenie, w jaki sposób „piełsi” spełniają wymagania grantodawców dotyczące równego traktowania. Widzę, że nie tylko ja. I naprawdę jestem ciekawa odpowiedzi.
Być może okaże się, że następnymi wrogami drogowców jesteśmy my, kobiety. Z wyjątkiem tych cycatych, które nadają się do postawienia na każdych pasach. I wtedy marny nasz los, bo szybko uchwali się następną specustawę, która zniesie wszelkie niepotrzebne unijne wymogi. Bo kto to widział, żeby baby hamowały takie zabawne kampanie. Niech dają cycki i wynoszą się z drogi.
Czytaj także:
Przeciw seksistowskiej kampanii informacyjnej „Zaufajne drogi”