Może nadwiślańska hierarchia katolicka, zamiast solidaryzować się z patriarchą moskiewskim Cyrylem w zwalczaniu „ideologii gender”, poparłaby taki gest?
W „Rzepie” kolejna zjawiskowa rozmowa Roberta Mazurka. Tym razem gwiazdą jest poseł Zbigniew Girzyński z PiS. W odróżnieniu od większości polskich parlamentarzystów Girzyński myśli dalej niż do końca kadencji. Może z sondaży wyszło mu, że w ławach raczej zostanie, czy nawet awansuje. W kolejnym sejmie, w 2018 roku, chce więc Girzyński zrobić, jak mówi, „coś naprawdę ekstra”. I na setną rocznicę odzyskania niepodległości proponuje nam wszystkim… odbudowę Pałacu Saskiego na pl. Piłsudskiego. Pałac został zniszczony przez Niemców po upadku powstania warszawskiego. Resztką tego budynku jest zabudowa Grobu Nieznanego Żołnierza.
Trzeba przyznać, że to postęp nielichy. Wydawało mi się, że tej pory architektoniczne plany polskiej prawicy obejmowały raczej burzenie pałaców. Pałacu Kultury na przykład, którego sowiecko-bizantyjskiej bryle słowiański odpór od dawna chciał dać minister Sikorski. Gdzie by się wtedy podziały umiejscowione w PKiN teatry i muzea, skoro partyjna koleżanka ministra od dwóch kadencji nie radzi sobie z budową takich obiektów w Warszawie – to wie tylko CIA.
Nie lekceważę rekonstruktorskiej pasji Girzyńskiego – wiem, że prawica lubi rekonstrukcje. Ba, wzywam do tej pasji dalszego rozwijania. Tak się składa, że na dawnym placu Saskim oprócz pałacu stało coś jeszcze. Prawosławna cerkiew – Sobór św. Aleksandra Newskiego. Zburzono ją w ramach patriotycznej euforii po odzyskaniu niepodległości w latach 1924–1926, w ramach szeroko ponoć popieranej akcji. W końcu prawosławny = ruski = zaborca. Że sowieccy komuniści równolegle burzyli cerkwie w samej Rosji czy na radzieckiej Ukrainie – niewiele dla burzących patriotów znaczyło.
Niespecjalnie liczyło się też dla nich, że polska Cerkiew na początku lat 20. wykonała wielką polityczną pracę, by uzyskać autokefalię, czyli pełną niezależność od Moskwy i jakichkolwiek innych ośrodków. Wbrew woli moskiewskiego patriarchy Tichona, który nigdy jej nie uznał – polscy prawosławni zawdzięczali ją patriarsze Konstantynopola.
Tak więc jak narodowo-katolicka ekstrema u progu polskiej niepodległości zamordowała laickiego prezydenta Narutowicza, tak narodowo-katolicki mainstream zburzył prawosławną katedrę. I wiele innych miejsc w Warszawie, ważnych dla drugiego pod względem liczebności wyznania w Polsce.
A to był tylko wstęp. Burzenie przez polskie wojsko cerkwi w latach 30. było elementem programu antyukraińskiej polityki II RP. Dzieło to kontynuowały władze Polski Ludowej.
W samych Bieszczadach pełno jest miejsc, gdzie – albo po wyparciu UPA, albo po akcji „Wisła” – na przełomie lat 40. i 50. cerkwie w „niewyjaśnionych okolicznościach” płonęły lub znikały w inny sposób.
Nie przeszkadzało to bynajmniej prześladowanemu w PRL, jak wiemy, katolickiemu duchowieństwu – po przekopaniu fundamentów (i nieraz, przy okazji, cmentarzy) na cerkwiskach wyrastały rzymskie kościoły.
Ale dość na razie o trudnej przeszłości. Wróćmy do dzisiejszej upalnej Warszawy, na zalany słońcem pl. Piłsudskiego, gdzie turyści oglądają zmianę warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Girzyński w odbudowanym pałacu chce zrobić megamuzeum i zwiększyć liczbę pochowanych na placu polskich żołnierzy. Jeden, i to nieznany, widocznie nie wystarczy. Tymczasem cerkiew miałaby praktyczne, codzienne zastosowanie. Choć stołeczne kościoły katolickie pustoszeją, systematycznie wzrasta w Warszawie liczba wyznawców prawosławia. Przybywają imigrantki i imigranci z Ukrainy i Grecji, z Rosji i Gruzji, z Białorusi i Bułgarii, część z nich praktykuje tę religię. Jednocześnie w stolicy ostały się ledwo dwie cerkwie: Sobór Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny przy Dworcu Wileńskim i niewielka przycmentarna cerkiew pw. św. Jana Klimaka na Woli. W niektóre niedziele obie pękają w szwach.
Jaka piękna klamra narodowej narracji! Od zburzenia soboru – do odbudowy soboru.
Państwo z antyrosyjską i antyprawosławną manifestacją u swych początków z okazji setnych urodzin pokazuje, że wreszcie nie ma problemu ze światopoglądowymi i etnicznymi mniejszościami. Już widzę te wstępniaki, te sążniste eseje o przebaczeniu na weekendowych stronach gazet. Ojcowie naszej demokracji zachwyceni. Może nawet nadwiślańska hierarchia katolicka, zamiast solidaryzować się z patriarchą moskiewskim Cyrylem w zwalczaniu „ideologii gender” i „promocji homoseksualizmu” – poparłaby taki gest w stronę polskich braci odłączonych? Choć chyba oczekuję zbyt wiele.
Zatem – nie oglądając się na biskupów – pośle Girzyński, do dzieła!
PS Tak, wiem, że o odbudowie Pałacu Saskiego myślał również prezydent m. st. Warszawy Lech Kaczyński. Ale wolę pamiętać go z wyższych budżetów teatrów i uruchomienia w stolicy linii SKM.