Protestuje kilkaset tysięcy ludzi, jest blackout kilkuset witryn internetowych. To obywatele zaprotestowali.
Magdalena Błędowska: Donald Tusk podpisał upoważnienie dla polskiej ambasador do podpisania ACTA 26 stycznia. Ale z wypowiedzi ministrów w ostatnich dniach, czasem sprzecznych, wcale nie wynikało, że tak się stanie.
Jarosław Lipszyc: Bo były niejednoznaczne. Rząd trzymał opinię publiczną w napięciu, a jednocześnie przyzwyczajał do myśli, że porozumienie ACTA zostanie jednak w czwartek podpisane. Wszystko zmierzało w tym kierunku.
Minister Boni zapowiada, że po podpisaniu dokumentu zaczną się konsultacje. I że Polska dołączy do ACTA przed ratyfikacją specjalną klauzulę, w której wyjaśnimy, jak interpretujemy niektóre zapisy porozumienia, żeby zabezpieczyć wolności w internecie.
Zapowiedź, że ACTA podpiszemy, a potem będziemy zgłaszać poprawki, jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Podpisywanie dokumentu, którego nie musimy podpisywać, po to, żeby później dołączyć do niego klauzulę informującą, że nie będziemy przestrzegać części zapisów, to konstrukcja niebywała i kuriozalna.
Znowu powraca pytanie: jeśli w ACTA są artykuły, które nie będą wdrażane, a wszystkie pozostałe są już zawarte w polskim prawie, to po co w ogóle do ACTA przystępujemy? Dla mnie odpowiedź jest dość jasna: te przepisy, których tak się boimy, a które według rządy wdrażane nie będą, nie będą wdrażane dziś. Ale jutro, w bardziej sprzyjającej sytuacji politycznej, przez inny rząd, wdrożone niechybnie zostaną. Po to są zapisane w traktacie. Inaczej by ich tam nie było.
Dlaczego pomimo wszystkich zgłaszanych wątpliwości i masowych protestów rząd tak bardzo chce podpisać ACTA?
ACTA uniemożliwi nam w przyszłości swobodne kształtowanie porządku prawnego dotyczącego własności intelektualnej i praw autorskich. To jest dla mnie klucz do zrozumienia tego, co się dzieje. Istotą ACTA – i dążeń rządu – jest zabetonowanie obecnego systemu tak, że jego zmiana w kierunku innym niż zaplanowany w ACTA będzie w przyszłości niemożliwa. To będzie świetna wymówka, żeby nie rozważać żadnych postulatów reform: nie możemy, bo jesteśmy stroną ACTA. Jedyne, co możemy zmienić, to zwiększyć restrykcje, ściganie, kontrolę, zrezygnować z pośrednictwa sądów.
Ale ja nie akceptuję tej logiki. Mamy prawo do swobodnego kształtowania naszego porządku prawnego, w warunkach społecznej, demokratycznej kontroli. Przez naszych wybranych w powszechnych wyborach przedstawicieli, a nie powołanych urzędników negocjujących tajne traktaty. Skoro więc nie musimy dziś przystępować do traktatu, to nie przystępujmy. Szczególnie, że rząd w żaden sposób nie wykazał, że Polska odniesie z podpisania jakiekolwiek korzyści. Traktat, z którego nie odnosimy korzyści, a odbiera nam suwerenność w istotnej sferze kształtowania norm społecznych – w czasach społeczeństwa informacyjnego bodaj czy nie najważniejszej – jest w mojej opinii sprzeczny z polską racją stanu.
Mieliście nadzieję, jako organizacje walczące o wolną kulturę, że Michał Boni, minister cyfryzacji, który ma w planach na przykład wdrożenie w Polsce idei open government, zrozumie wasze racje i zatrzyma albo opóźni cały ten proces?
Tak, liczyliśmy na to. I się przeliczyliśmy.
A może tu wchodzą w grę jakieś polityczne stawki na arenie międzynarodowej czy zobowiązania rządu, o których jeszcze nie wiemy?
Być może. Wiemy, że jest dużo dokumentów dotyczących ACTA, które nie zostały ujawnione: stanowiska negocjacyjne poszczególnych państw, opinie podmiotów gospodarczych, do których podobno zwracał się minister Zdrojewski. Rząd musi je w końcu ujawnić. Bo w dokumentach, które znamy, nie ma żadnego uzasadnienia dla jego postawy.
Julia Pitera powiedziała, że protesty przeciw ACTA to „sprytnie zaplanowana akcja”. I że zamiast zgłaszać wcześniej uwagi, internauci na kilka dni przed podpisaniem dokumentu wywołują chaos, żeby zastraszyć rząd.
Jeśli ktoś zaplanował tę akcję, to Ministerstwo Kultury poprzez sprytny sposób procedowania i informowania opinii publicznej o postępach prac nad ACTA.
Jest oczywiste, że ACTA nie ma poparcia społecznego. Protestuje kilkaset tysięcy ludzi, jest blackout kilkuset witryn internetowych, zapowiedziano kilkadziesiąt manifestacji w różnych miastach. Dzisiaj w Warszawie na ulicy stało kilka tysięcy ludzi. Chyba ta skala o czymś mówi? To nie jest jakaś jedna grupa interesu, która forsuje swój model biznesowy. To obywatele zaprotestowali. A obowiązkiem rządu jest obywateli przynajmniej wysłuchać, bez agresji i szantażowaniem ich pośpiechem.
Ale rząd twierdzi, że obywatele zostali w sprawie ACTA wprowadzeni w błąd. Po pierwsze, sprawa była jawna od wiosny 2010 roku.
Jeśli była jawna, to dlaczego Ministerstwo Kultury opublikowało dokumenty na temat ACTA – wniosek do premiera o podpisanie przez Polskę traktatu i uzasadnienie naszego stanowiska – dopiero teraz, po tym, jak organizacje pozarządowe 16 stycznia wysłały zapytanie?
A kiedy po raz pierwszy wystąpiliście oficjalnie do rządu o udostępnienie dokumentów związanych z negocjacjami ACTA?
Internet Society Polska domagało się tego już w 2010 roku. Dostaliśmy odmowę. Organizacje pozarządowe informowały premiera o problemie, jakim jest ACTA, podczas spotkania w sprawie Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych w lutym 2010 roku. Dostaliśmy od premiera zapewnienie, że rząd będzie ten temat dyskutował.
Zdrojewski upiera się, że konsultacje społeczne w sprawie ACTA się odbyły i nikt nie zgłaszał zastrzeżeń.
Mamy chyba inną niż minister Zdrojewski definicję konsultacji społecznych. Zwrócenie się do wybranych 27 podmiotów zrzeszających przemysł opierający się na restrykcyjnym prawie autorskim to nie są konsultacje społeczne. To naprawdę nie polega na tym, że piszemy do zaprzyjaźnionych instytucji: „Chłopaki, co myślicie?”, zwłaszcza gdy wiemy, co chłopaki myślą, i że myślą dobrze.
Konsultacje powinny się odbywać według pewnych standardów: nieograniczona liczba podmiotów, które chcą się wypowiedzieć, wcześniej publikacja wszystkich dokumentów. Rolą ministerstwa jest zebrać wszystkie uwagi i je przeanalizować. Konsultacje nie służą do tego, żeby potwierdzić własny punkt widzenia, tylko do tego, żeby na postawie zebranych opinie dany kurs polityczny zmienić bądź zatrzymać.
Wśród zapytanych o zdanie podmiotów były m.in komercyjne telewizje?
Tak. Pełna lista tych podmiotów jest już znana. Oprócz organizacji zbiorowego zarządzania, takich jak ZAIKS, są producenci i dwie komercyjne stacje telewizyjne. Nie ma ani jednej organizacji niezwiązanej z przemysłem, ani jednej zajmującej się ochroną praw obywatelskich czy prawami konsumentów. Taka gra do jednej bramki.
Optymalny z waszego punktu widzenia scenariusz – odstąpienie przez polski rząd od podpisania ACTA – jest już niemożliwy. Co teraz?
Najmniejszym złem będzie niepodpisanie przez Polskę tego traktatu. Teoretycznie premier ciągle może to zrobić. Powinnyśmy wystąpić do Trybunału Sprawiedliwości UE o sprawdzenie, czy ACTA jest zgodne z prawem unijnym. Wypracować własne, krytyczne stanowisko, opierając się na opiniach Głównego Inspektora Danych Osobowych i Rzecznika Praw Obywatelskich. Wreszcie zablokować proces ratyfikacji tego traktatu na poziomie Unii Europejskiej i w Polsce. Tak, żeby stał się on tylko złym snem. Ale do tego potrzeba woli politycznej partii rządzącej.
Jarosław Lipszyc – prezes Fundacji Nowoczesna Polska