Jeśli nic się nie zmieni, sztuczna inteligencja nie tylko nie obali dotychczasowych fundamentów gospodarki, ale zwielokrotni to, co znamy: koncentrację władzy i bogactwa oraz zależność od infrastruktury i globalnych hegemonów.
Jeśli ktoś twierdzi, że dokładnie wie, jak sztuczna inteligencja wpłynie na światową gospodarkę — nie mówi prawdy. Prognozy nadal są zbyt rozbieżne, zmiany za szybkie, a dane — niepełne. Radykalnie różne prognozy o wpływie AI dla gospodarkę to wynik przede wszystkim tego, że nie potrafimy precyzyjnie ocenić, na ile AI faktycznie automatyzuje ludzką pracę. Brak pewności to jednak za mało, aby zniechęcić firmy i polityków do wydawania na AI coraz bardziej astronomicznych kwot.
Według badaczy Stanforda, w 2024 firmy wydały na AI w skali globu ponad 250 mld dolarów. Wśród państw prymat w wiodą USA i Chiny. Jeszcze w 2024 r. administracja Bidena przyjęła program wspierający rozwój AI o wartości 42 miliardów USD (część ustawy CHIPS and Science Act). Bidena przebić chce Donald Trump, który w lipcu tego roku przedstawił plan wpompowania dodatkowych gigantycznych środków w ekosystem AI, w tym infrastrukturę energetyczno-komputerową. Znamy informacje o inwestycjach w najbliższych latach, na kwotę prawie 100 mld dolarów, ale jest niemal pewne, że do firm AI popłyną znacznie większe sumy.
Od zdolnego hakera do broligarchy. Jak Mark Zuckerberg niszczy internet i demokrację
czytaj także
Ruch Trumpa należy czytać jako odpowiedź na ambicje Chin, które do 100 mld USD wydadzą na AI tylko do końca tego roku. Dystans zmniejszyć chce Unia Europejska, która w najbliższej perspektywie finansowej chce uruchomić inwestycje w sektor AI ok. 200 mld euro.
Wszystkie te inwestycje to zakład na przyszłość, której nikt nie potrafi przewidzieć. Paradoksem jest także to, że ten gigantyczny strumień pieniędzy płynie w stronę twórców technologii, która zarówno według entuzjastów, jak i krytyków podważa podstawy gospodarki kapitalistycznej.
Zawodowi optymiści
Entuzjastów i krytyków sztucznej inteligencji łączy jedno: przekonanie o podkopaniu fundamentów kapitalizmu. Biznesmeni z sektora AI, tacy jak Sam Altman czy Bill Gates, twierdzą, że dzięki AI już w ciągu dekady do wykonania większości zadań ludzie będą zbędni. Według analityków takich jak Nouriel Roubini może to sprawić, że będziemy żyć w gospodarce bez niedostatku, w której jedynym problemem będzie zadbanie o rzesze „zbędnych” ekspracowników.
Nawet jeśli odrzucimy te wizje jako przesadzone, urzędowy optymizm co do korzyści z AI słychać także w publikacjach największych firm konsultingowych. McKinsey szacuje, że generatywna AI może przynieść globalnie od 2,6 do 4,4 biliona dolarów wartości rocznie. PwC podnosi stawkę, twierdząc, że do 2035 roku AI może zwiększyć światowy PKB o nawet 15 proc. Goldman Sachs natomiast sugeruje wzrost globalnego PKB o 7 proc. w ciągu dekady oraz automatyzację 300 milionów miejsc pracy. Te ostatnie niekoniecznie będą zlikwidowane, a jeśli nawet, to pracownicy będą mogli znaleźć zajęcie w nowych zawodach. Problem w tym, że nie wiadomo dokładnie jakich.
Prorocy dystopii
Na drugim biegunie tej dyskusji pozycję zajmuję lewicowi ekonomiści. Dla nich sztuczna inteligencja to nie tyle wielofunkcyjne narzędzie w rękach kapitału, ile nowy typ władzy. Shoshana Zuboff, autorka koncepcji „kapitalizmu nadzoru” dostrzega, że AI jako technologia nie tylko analizuje nasze zachowania, ale je przewiduje i modeluje. To tworzy nowe formy kontroli społecznej, w której dominacja elit opiera się na zautomatyzowanej kontroli poprzez dane. Profilowanie populacji za pomocą danych osobowych zastępuje „stare” narzędzia supremacji: kulturę i ideologię oraz policję i armię.
czytaj także
Mariaż analityki i państwowej przemocy jest faktem, a firmy takie jak Palantir Alexa Carpa i doradcy Trumpa, Petera Thiela, podpisują nowe kontrakty z Departamentem Obrony USA na dostarczenie AI do zarządzania danymi wywiadowczymi nie tylko dla służb specjalnych i imigracyjnych, ale także policji i wojska.
Janis Warufakis idzie jeszcze dalej i wprost ogłasza koniec kapitalizmu. Według byłego ministra finansów Grecji i profesora ekonomii na naszych oczach rodzi się technofeudalizm – system, w którym właściciele kodu i platform nie potrzebują już państwa i rynku jako mechanizmu dzielenia dóbr i zasobów. W takim świecie sztuczna inteligencja to nie tylko narzędzie zastraszania pracowników wizją dołączenia do „rezerwowej armii bezrobotnych”, ale również uzależniania i podporządkowania przez Big Techy wszystkich innych korporacji i przedsiębiorstw. Cyfrowym gigantom chodzi o uwięzienie ludzi i firm w ekosystemie, w którym nie będą klientami czy kontrahentami, ale wasalami oddającymi suwerenowi nie tylko prowizję z każdej sprzedaży, ale również cenne dane rynkowe oraz know-how.
Obok przywilejów „biurowej klasy średniej” i drobnego biznesu AI podkopuje również inny fundament współczesnej gospodarki: prawa autorskie i prawo własności intelektualnej. Generatywne modele trenowane są na milionach utworów objętych prawami autorskimi – od tekstów i obrazów po muzykę i filmy – bez wiedzy, a według krytyków także poszanowania praw twórców.
ChatGPT uczył się na książkach, DeepSeek na zachodniej literaturze, a DALL-E na dziełach artystów, tworząc konkurencyjne treści. Wydaje się, że i UE, i USA sankcjonują ten stan rzeczy, jednak nikt nie ma odpowiedzi na pytania o rekompensatę dla artystów czy wpływu AI na opłacalność pracy twórczej. Problemy mogą mieć także inne firmy technologiczne, którym firmy AI będą odbierać nie tylko użytkowników, ale także własność intelektualną (szczególnie wraz z rozwojem tzw. agentów AI).
Argumenty za radykalnymi scenariuszami daje m.in. Geoffrey Hinton, jeden z najbardziej uznanych informatyków od AI na świecie, któremu w 2019 przyznano prestiżową nagrodę Touringa. Według niego, tempo rozwoju technologii w obecnym modelu doprowadzi do jeszcze większych nierówności i koncentracji kapitału i władzy politycznej w rękach wąskiej elity. Odwołując się do pomysłu twórcy pojęcia „prekariatu” Guy Standing, Hinton wierzy, że jedynym rozwiązaniem będzie wprowadzenie gwarantowanego dochodu podstawowego.
Ostrożni realiści
Na szczęście, w zgiełku sporów entuzjastów z katastrofistami da się usłyszeć również głosy umiarkowane. Niedawny zdobywca ekonomicznego Nobla Daren Acemoglu spodziewa się co prawda, że AI pozytywnie wpłynie na gospodarkę, ale w stopniu co najwyżej homeopatycznym (wzrost PKB o 0,9–1,6 proc. w skali dekady).
Jakiego typu agentów AI próbuje stworzyć branża sztucznej inteligencji?
czytaj także
Taką tezę można uzasadnić m.in. tym, że nawet giganci branży, tacy jak OpenAI, według szacunków biznesowo są „pod kreską”. Ogłoszone niedawno 12 mld dolarów rocznego (wzrost o 50 proc.) przychodu firmy Sama Altmana może sprawiać wrażenie spektakularnego sukcesu. Kłopot w tym, że to mniej niż opłata, którą firma Altmana ponosi na rzecz Microsoftu za moce obliczeniowe. Jeśli doda się do tego pozostałe koszty działalności, to okaże się, że z każdym dolarem zysku Open AI generuje stratę.
Acemoglu ostrzega też, że obecny kierunek rozwoju sprzyja wzrostowi kapitału kosztem zatrudnienia i redystrybucji. Dziś kierunek używania tej technologii preferuje automatyzację nad „rozszerzeniem” ludzkich kompetencji, w szczególności pracowników intelektualnych. Potwierdzają to badania Międzynarodowej Organizacji Pracy (ILO) i NASK, z których wynika, że generatywna AI wpływa głównie na zawody „białych kołnierzyków”. Powoduje to „przekształcanie” stanowisk pracy, szczególnie w administracji, finansach i edukacji, w wyniku których szczególnie mocno ucierpieć mogą kobiety i osoby lepiej wykształcone.
czytaj także
W raporcie dla IMF Acemoglu i Johnson pozostawiają promyk nadziei. AI może podnieść produktywność i dobrostan społeczny, ale tylko jeśli wcześniej zmienimy paradygmat ekonomiczny. Wymagałoby to jednak globalnej współpracy na rzecz zmniejszania nierówności czy powstrzymania zmian klimatu. Jak wiemy m.in. z badań zespołu Thomasa Piketty’ego czy raportów ONZ, trend jest dokładnie odwrotny.
Wszystko musi się zmienić, żeby zostało tak samo?
Kapitalizm do tej pory pochłaniał ruchy sprzeciwu, które według krytyków miały go pogrzebać. Tym razem stawka jest wyższa. Automatyzacja dotyka nie tylko pracy fizycznej, ale też intelektualnej, co dotyka w takim samym stopniu urzędników, artystów czy przedsiębiorców. Kluczowe jest jednak nie to, co potrafi technologia, lecz kto i jak zdecyduje o podziale korzyści i odpowiedzialności z jej wytworów.
Wbrew dominującym opowieściom, o rozwoju technologicznym nie decydują żelazne prawa wszechświata prowadzące nas ku dystopijnej lub utopijnej przyszłości. Dziś sektor AI rozwija się pod chaotyczne dyktando największych funduszy inwestycyjnych i stojących za nimi państw. Jeśli nic się nie zmieni, sztuczna inteligencja nie tylko nie obali dotychczasowych fundamentów gospodarki, ale zwielokrotni to, co znamy: koncentrację władzy i bogactwa oraz zależność od infrastruktury i globalnych hegemonów. Może obserwujemy więc „tylko” kolejną transformację systemu, który przetrwa wszystko — nawet pogłoski o własnej śmierci.