Pytanie o dzietność było pytaniem z tezą i sprowadziło dyskusję na temat aborcji. Nikt nie wspomniał o tym, że powinniśmy przygotować model państwa do społeczeństwa, w którym będzie więcej seniorów, albo że liczebność kraju powinni uzupełniać migranci.
Debata w TVP zamknęła cykl debat kandydatów na prezydenta. Zwykle to właśnie ona przykuwała najwięcej uwagi, jednak w tym roku telewizję publiczną ubiegły inne media, które pokazały, że zainteresowanie publiczności to także szansa na nowe formaty. TVP połączyła zatem format znany – pytania od dziennikarzy oraz lubiany – czyli pytania wzajemne kandydatek i kandydatów.
W transmitowanej również przez inne telewizje debacie TVP wprowadzono zasadę, że niedozwolone są gadżety. Już na samym początku złamał ją Krzysztof Stanowski, który – bez konsekwencji – ustawił na pulpicie masę różnych flag. Kontrkandydat postanowił nawet wziąć flagę Polski od Stanowskiego, ale była mocno przyczepiona do podstawki i zanim sobie z tym poradził, kamera skupiła się już na czymś innym.
Rafał Trzaskowski przyszedł z oświadczeniem Karola Nawrockiego w sprawie mieszkania pana Jerzego i pokazał je na wizji, również bez konsekwencji. Nikt nie został wyrzucony ze studia za gadżety, a przypominana przez prowadzących bezużyteczna zasada jest dobrym skrótem debaty – zasady zasadami, a każdy robi i mówi, o czym chce.
W tym miejscu polecam rozmowę Kuby Majmurka z prof. Antonim Dudkiem o tym, jak skonstruowany jest w Polsce urząd prezydenta:
Dudek: W wyborach prezydenckich opłaca się startować liderom mniejszych partii [rozmowa]
czytaj także
Pytania o Polskę
Na start każda kandydatka i kandydat mogli odpowiedzieć na pytanie o postulat, jaki mają w programie, który nie jest popularny, ale potrzebny. Mentzen mówił, że NFZ nie działa, Hołownia – że nigdy nie ułaskawi żadnego polityka, Trzaskowski o tym, że bezpieczeństwo jest ważne. Nie wiem, która z tych spraw jest niepopularna.
Adrian Zandberg wspomniał, jak złe są dopłaty do kredytów – co nie jest najpopularniejszym pomysłem głównie dlatego, że wiele osób nie wierzy w inną szansę na własne mieszkanie niż wzięcie kredytu. O mieszkaniach mówiła też Magdalena Biejat – wspomniała o zmniejszeniu marż dla banków udzielających kredytów. Joanna Senyszyn proponowała zmniejszenie wydatków na obronność, przekonując, że wojny nie będzie.
Stanowski skrytykował wyznaczenie Doroty Wysockiej-Schnepf do prowadzenia debaty. Dziennikarka odcięła się po wielu minutach, cytując wypowiedź o rzyganiu, a potem jeszcze dogryzła Stanowskiemu, że prowadził program w TVP Kurskiego, choć nie wie, bo nie oglądała. To był jedyny moment, kiedy prowadząca cokolwiek skomentowała, prowadzący nie komentowali. A kilka razy mogli zareagować.
W rundzie pytań o Polskę padło pytanie o katastrofę demograficzną – i było to pytanie z tezą. W Polsce rodzi się mniej dzieci, a kobiety – jak słyszeliśmy w pytaniu – deklarują, że boją się rodzić, od kiedy zaostrzono ustawę antyaborcyjną. Powiedzmy szczerze, że są kraje, gdzie dostęp do aborcji jest dużo lepszy niż w Polsce, a i tak dzietność w nich spada.
Hołownia przypomniał, że chce referendum w sprawie aborcji i popiera ustawę ratunkową Lewicy. Zandberg – że jest za prawem do aborcji do 12. tygodnia ciąży, a także że ludzie potrzebują mieszkań i stabilnej pracy, żeby zdecydować się na dziecko. Biejat także od razu przeszła do mieszkań i żłobków, pomijając kwestię ustawy aborcyjnej. Senyszyn wspomniała, że model ojcostwa, w którym ojciec nie wspiera matki w wychowaniu, nie pomaga, żebyśmy decydowały się na rodzenie dzieci. I dodała coś, czego zabrakło we wszystkich wypowiedziach – niektórzy po prostu nie chcą mieć dzieci.
Marek Woch twierdził, że mamy lewicowy rząd, a Mentzen zarzucił TVP, że powinna mówić więcej o pięknie macierzyństwa. Braun i Jakubiak opowiadali oczywiście o „zabijaniu dzieci”. Fakt, że możemy w mediach usłyszeć o „doktor Gizeli Mengele”, sprowadza na ziemię i przypomina, w jakim kraju żyjemy. Może to były momenty, kiedy prowadzący powinni zareagować?
czytaj także
Pytanie o dzietność było pytaniem z tezą, bo sprowadziło dyskusję na aborcję, a nikt nie powiedział, że po prostu żyjemy w takich czasach, że w społeczeństwie rodzi się mniej dzieci. W związku z tym albo trzeba się przystosować do modelu państwa, w którym będzie więcej seniorów, a z czasem będzie mieszkać mniej ludzi, albo powiedzieć, że to migranci będą uzupełniać liczebność kraju, o czym nie wspomniał nikt.
Na debacie prezydenckiej wspomniano, że polityków – wedle badań opinii publicznej – mało kto szanuje. To ciekawe, że zdecydowano się przypomnieć o tym kandydatom. Ci mieli powiedzieć, co zrobią, żeby zmienić złą opinię o politykach. To w zasadzie kolejne otwarte pytanie, na które wszyscy mogli opowiedzieć o czymś, co dla nich ważne i potrzebne.
Braun postanowił zaszachować wszystkich i powiedział, że jego „wiarygodność” zmieni zdanie o politykach. I dodał, że jest zwolennikiem kary śmierci. Joanna Senyszyn nie zawiodła – przypomniała, że polityk jest słabo ceniony, a profesor wysoko. Ona, profesorka, nie musi się więc martwić. Senyszyn do końca zaskakiwała refleksem.
Pytania o politykę międzynarodową
Im dalej w debatę TVP, tym mniej energii, więc kiedy po niemal półtorej godziny ruszyła runda pytań o Unię Europejską, widać było, że części kandydatów spada zapał do odpowiadania. Nie zawiódł Szymon Hołownia, przypominając, że zna nazwiska polityków europejskich. Trzaskowski szczerze przyznał, że ważne, żeby politycy Europy mówili to, co my im mówimy – nie zabrzmiało to jak zapowiedź partnerskich stosunków z sojusznikami. Historyk Nawrocki przypomniał, że Polska jest w Europie „od tysięcy lat” – tak, tysięcy – a w UE krócej.
Kiedy doszło do pytania o cła zapowiedziane i wycofane przez Donalda Trumpa oraz o to, co z tym może zrobić Europa, można by zapytać, jak to pytanie ma się do kompetencji prezydenta RP.
Majmurek: O co pytać kandydatów na prezydenta (a o co nie warto)
czytaj także
Słuchając odpowiedzi kandydatów mogliśmy przypomnieć sobie, kto z kandydatek i kandydatów kibicuje Trumpowi, a kto nie, kto przyszedł na debatę śmieszkować (Stanowski), a kto bez względu na pytania mówi o swoim programie (Zandberg, Biejat).
W serii odpowiedzi na pytanie o wojnę w Ukrainie Szymon Hołownia zaskoczył wspomnieniem, że Polska musi być pierwsza w kolejce do odbudowy Ukrainy, a Ukraina musi nam dać wiedzę o obronności – nie wiem, czy określenie „musi” jest tu na miejscu. Inni kandydaci wspominali, że Polska powinna być przy stole negocjacyjnym, a Mentzen – że Polska nie może wysłać do Ukrainy wojsk, co powtórzył w debacie wielokrotnie.
Pytanie brzmiało konkretnie „co jest podstawowym interesem Polski” w kontekście rozmów o zakończeniu wojny w Ukrainie. Odpowiedź „pokój” była oczywista dla wszystkich, więc w tej rundzie nie było zaskoczeń, a znudzenie w połowie debaty udzielało się chyba wszystkim, może poza Karolem Nawrockim, który kolejny raz wspomniał o swojej wizycie w Białym Domu.
Debatę prezydencką oglądałam w księgarnio-kawiarni Prześniona. Śledząc odpowiedzi na pytania kandydatek i kandydatów graliśmy w bingo. Na kartach były hasła, na które czekaliśmy, jak np. „zielony ład”, „odzyskamy niepodległość”, czy zdarzenia, np. „Nawrocki przywołuje, że spotkał się z Trumpem”, „Woch mówi o samorządzie”. Oglądaliśmy, słuchaliśmy i skreślaliśmy debatowe bingo.
Gra była możliwa, bo spora część wypowiedzi i zachowań po kilku podobnych potyczkach była łatwa do odgadnięcia. Co nie znaczy, że debata nie była potrzebna. Była. W tegorocznej kampanii zobaczyliśmy, że takie debaty cieszą się sporym zainteresowaniem, i nawet jeśli jako całość czasem bywają przewidywalne, to zawsze dzięki nim dowiadujemy się o kandydatkach i kandydatkach więcej.
Pytania wzajemne
W pierwszej rundzie pytań wzajemnych Hołownia zaczął od zapytania Nawrockiego o mieszkanie pana Jerzego (ta sprawa wracała wielokrotnie). Nawrocki odesłał do filmiku na swoich social mediach, gdzie jest aktualne wyjaśnienie sprawy – i oczywiście niczego nie wyjaśnił. Ani w tej rundzie, ani w żadnej kolejnej.
Maciej Maciak, który dał się już poznać jako zwolennik Putina, spytał Stanowskiego, który przyszedł w bluzie zachęcającej do wsparcia leczenia chorego dziecka, czy nie lepiej wysyłać dzieci na tanie leczenie do Rosji zamiast na drogie do USA. Stanowski zapunktował prostą i celną odpowiedzią, wyśmiewającą fantazję Maciaka o Putinie leczącym dzieci. To jedna z tych wypowiedzi, która ma szansę stać się wiralem.
Trzaskowski spytany przez Mentzena o ochronę zdrowia opowiadał, jak to „zbudował” szpital i „otworzył” przychodnię, odnosząc się do tego, że jest prezydentem Warszawy. Jak się domyślamy, to nie sam Trzaskowski ten szpital budował.
czytaj także
„Nie ma owoców bez drzewa, nie ma drzewa bez korzeni” – powiedział Jakubiak, zadając pytanie Hołowni, ale tak się zapędził w mowę trawę, że trudno było zrozumieć, o co chciał zapytać. Na szczęście Hołownia coś powiedział. W drugiej rundzie pytań wzajemnych Jakubiak rozkręcał się jeszcze dłużej i nie doszedł nawet do skrawka pytania do Joanny Senyszyn. Jakubiak udowodnił w tej debacie, że nie tylko niełatwo odpowiadać na pytania, ale też je zadawać.
Wszystkich przebił Maciak w drugiej rundzie pytań wzajemnych, dotyczącej polityki międzynarodowej. Wydawało się, że po pytaniu o leczenie u Putina już nic nas nie zaskoczy, a tu Maciak, który sam miał zadać pytanie któremuś z kontrkandydatek czy kontrkandydatów, poprosił prowadzących, żeby przypomnieli pytanie. Przypomnieli mu, że teraz to on zadaje pytanie.
Bardzo źle, że Braun opowiadał o „paradzie sodomitów”, „eurokołchozie”, „eurofederastach” i na oburzające słowa kandydata nikt nie reagował. Prowadzący debatę Piotr Witwicki krótko, choć niekonkretnie skomentował Maciaka zachwalającego Russia Today.
Joanna Senyszym zapytała Mentzena o wypowiedzenie konkordatu, skoro jest za suwerennością Polski. Mentzen migał się przekonując, że ta umowa do niczego nas nie zmusza, na co Senyszyn przypomniała mu, że to nieprawda. Było to kolejne potwierdzenie, że Joanna Senyszyn utrzymała czujność i dobrze przygotowała pytania do kontrkandydatów.
Magdalena Biejat przypomniała Karolowi Nawrockiemu słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego o tym, że czeka na Ukrainę w Unii Europejskiej i NATO. Zmusiła kandydata PiS do odcięcia się od dziedzictwa prezydenta Kaczyńskiego. Przypomnijmy, że to Biejat w jednej z poprzednich debat zapytała Nawrockiego o podatek katastralny i to wtedy powiedział, że ma jedno mieszkanie, co rozpoczęło kryzys kandydata. Czy i tym razem Nawrocki pożałuje odpowiedzi na pytanie Biejat?
W drugiej rundzie pytań wzajemnych Adrian Zandberg wyglądał na wściekłego, a Rafał Trzaskowski na zmęczonego albo znudzonego, szczególnie kiedy zadawał Hołowni pytanie, na które odpowiedź chyba w ogóle go nie interesowała, bo doskonale ją znał. Pytanie i odpowiedź brzmiały jak przyklepanie koalicyjnej współpracy. Podobne wrażenie można było odnieść, kiedy Szymon Hołownia pytał Magdalenę Biejat, czy podpisze np. ustawę o zakazie smartfonów w szkołach. Biejat oczywiście się zgodziła.
Zandberg zapytał Hołownię o kilometrówki posłów, czyli co zrobi jako marszałek sejmu – nawet nie udawał więc, że jest to pytanie związane z debatą prezydencką. Czy już wspominałam, że debata to szansa na mówienie o sobie i swoim programie, a niekoniecznie o tym, czego dotyczy urzędu prezydenta?
czytaj także
Trzecia runda pytań wzajemnych wyglądała już jak końcówka długiego biegu. Zmęczenie kandydatek i kandydatów – pewnie też części widzek i widzów – było spore. I może to jest niezaplanowany element debaty, który pokazał, kto ma siły wytrwać czterogodzinny występ w mediach.
Magdalena Biejat trzymała powagę i z zaangażowaniem do końca zadawała konkretne pytania. Szymon Hołownia do końca zachował spokój – co pokazał zresztą podczas wszystkich dotychczasowych debat. Do końca formę trzymała Joanna Senyszyn, która w swoim niepowtarzalnym stylu zadawała zaskakujące pytania.
Na koniec zobaczyliśmy mocną wymianę zdań między Biejat i Zandbergiem. „Czas na odrobię odwagi zamiast siedzenia na ławce rezerwowych” mówiła Biejat. „Magda, o czym ty mówisz?” ripostował Zandberg. Podobnie mocno Hołownia zapytał Zandberga, co konkretnie zrobił, zarzucając mu, że zdezerterował z podejmowania decyzji.
Całość zakończyły swobodne wypowiedzi kandydatek i kandydatów. I zaskakujące, swobodne wypowiedzi prowadzących. „Nie wiemy, czy była to najlepsza debata, ale z pewnością najdłuższa” podsumował prowadzący Piotr Witwicki. Trzeci z prowadzących, Radomir Wit, na zakończenie wspomniał, że odszedł z mediów publicznych w 2016 roku „po naciskach politycznych i po wpływaniu na treści, które znajdywały się wtedy na antenie” oraz zareklamował TVN24.
Ostatnia z serii debat prezydenckich pokazała nam trzy ważne rzeczy. Po pierwsze, choćbyśmy nie wiem jak narzekali na nudny i drętwy format debaty, to i tak obejrzą ja miliony. Całą debatę od deski do deski obejrzało na pewno mniej ludzi, niż obejrzy później fragment, best of, wycinki przygotowane przez sztaby czy różne media. Po drugie, debata była okazją do poznania kandydatek i kandydatów – nawet jeśli powtarzali swój główny przekaz, to właśnie była okazja zobaczyć, co jest dla występujących w debacie najważniejsze – mieszkania, zakończenie z przywilejami Kościoła czy zapatrzenie w Putina. Po trzecie, tak po ludzku zobaczyliśmy, kto ma tyle siły i zapału, żeby cztery godziny utrzymać uwagę, nie okazywać zmęczenia. Niby niewiele, ale polityka – jeśli serio chce się w niej coś ważnego zrobić – to po prostu bardzo ciężka praca.
Wybory już w najbliższa niedzielę. Zachęcam do głosowania. Wśród tak wielu kandydatek i kandydatów na pewno znajdziecie osobę, która reprezentuje wasze poglądy.