Rosyjskie Święto Zwycięstwa przypadło na newralgiczny moment w rosyjsko-ukraińskiej wojnie, kiedy wchodzi ona w mniej przewidywalną, bardziej ryzykowną i być może rozstrzygającą fazę.
Od kiedy hasło „zawieszenie broni” stało się głównym tematem medialnych debat i politycznych spekulacji, w Kijowie i innych tyłowych miastach Ukrainy ciężej o spokojny sen. W samej tylko stolicy w ostatnim miesiącu w wyniku rosyjskich ataków zginęło 14 osób, a ponad sto zostało rannych. Podczas największego z nich Rosja użyła 66 rakiet i 145 dronów. Tak Kreml prężył muskuły przed Dniem Zwycięstwa.
Jeszcze niedawno Putin zapraszał Trumpa do odwiedzenia tego dnia Moskwy, by przypieczętować zakończenie wojny. Zamiast tego spotkał się z przywódcą Chin Xi Jinpingiem i niemal trzydziestoma liderami z Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Europę reprezentowali jedynie prezydent Serbii Aleksandar Vučić i premier Słowacji Robert Fico, ale gości było więcej niż w ostatnich latach.
Wygląda na to, że amerykańska ofensywa dyplomatyczna zabrnęła w ślepy zaułek. Steve Witkoff wrócił z kilku rund rozmów w Moskwie z niczym, tj. z wyjściowymi żądaniami Moskwy, które nawet dla Trumpa są nie do przejścia. Trudno uznać za sukces rosyjską propozycję zawieszenia broni w dniach 8–10 maja.
Rankiem 8 maja trwały rosyjskie ataki wzdłuż całej linii frontu, podobnie jak podczas poprzedniego wielkanocnego niby-zawieszenia. Ukraina zapowiedziała, że nie zamierza respektować propozycji Putina, proponując zamiast niej ponownie bezwzględną 30-dniową przerwę w walkach.
– Oczywiście, kiedy siedzisz w okopach i słyszysz o zawieszeniu broni, zaczynasz fantazjować o końcu tego wszystkiego – mówi Dymytro, 42-letni żołnierz, który wrócił z Polski do Ukrainy w 2022 roku, by dołączyć do Trzeciej Szturmowej Brygady. – Ale wszyscy rozumiemy, że jeśli teraz coś pójdzie nie tak, Ukraina może zniknąć, więc nikt nie chce pokoju na rosyjskich warunkach.
W Moskwie jak co roku odbyła się wielka inscenizacja. 9 maja to fetysz Putina, w którym historia zwycięstwa nad nazizmem zinstrumentalizowana została na rzecz mitu uzasadniającego nową, ekspansjonistyczną i szowinistyczną politykę. Choć tegoroczna parada była skromniejsza niż w latach przedwojennych, ma podkreślać nie tylko „niezłomność” rosyjskiej armii, ale też „globalną izolację” Zachodu.
czytaj także
W przeddzień rosyjskich celebracji – od 2015 roku Ukraina obchodzi Dzień Pamięci i Zwycięstwa nad Nazizmem 8 maja – Zełenski zadał cios uprzedzający. Prezydent nagrał wideo ze swoistym antyputinowskim rantem podczas porannego spaceru po Chreszczatyku. – Kolumny czołgów, pułki morderców, przebrani statyści, na wpół żywe twarze, które patrzą na tę procesję z góry. Sekta o nazwie „Możemy powtórzyć”. Powtórzyliście to. Powtórzyliście całe to zło. Ukraina to widziała. Cały świat to widział. Jutro organizator masowych grobów w Buczy będzie mówił o nazistowskich okrucieństwach. A o blokadzie Leningradu będą mówić ci, którzy zorganizowali blokadę Mariupola – mówił.
Nowy etap wojny
Rosyjskie Święto Zwycięstwa przypadło na newralgiczny moment w rosyjsko-ukraińskiej wojnie. Wiele wskazuje na to, że wchodzi ona w nową fazę – mniej przewidywalną, bardziej ryzykowną i być może rozstrzygającą.
Wspomniany wcześniej Dymytro służy w batalionie przeciwpancernym. Za pomocą broni takich jak amerykański Javelin, brytyjski NLAW czy ukraińska Stugna niszczy czołgi i bojowe wozy. Przyjechał do Kijowa z frontu pod Charkowem, żeby doszkolić się w obsłudze dronów FPV. Szkolenie odbywa się w tzw. Kill House, pustym pofabrycznym hangarze przekształconym na dronowy poligon. Z sufitu zwisają opony samochodowe i neonowe obręcze. Na końcu stoi porzucony czołg, na ścianie graffiti z napisem FATUM.
Ukraina pokazuje, że bezpieczeństwa nie liczy się liczbą czołgów
czytaj także
– Jak pokazuje praktyka, kiedy dochodzi do zmechanizowanego ataku na nasze pozycje, możemy zatrzymać ciężki sprzęt, a w najlepszym wypadku zniszczyć. Ale to rzadkość. Rój dronów FPV zawsze przychodzi nam z pomocą i dziesiątkuje zablokowaną grupę – mówi.
W blaszaku obok wśród około dwudziestu innych osób osiemnastoletni Markiel ćwiczy operowanie dronem na symulatorze. – Siedzisz we względnym bezpieczeństwie, skąd możesz namierzyć wroga, który myśli, że też jest bezpieczny i zabić go, zanim spojrzy w górę – mówi. – To znacznie skuteczniejsze niż wszystkie dotychczasowe metody prowadzenia wojny. To przyszłość – dodaje.
Ukraińskie Ministerstwo Obrony zapowiada zakup 4,5 miliona dronów FPV w 2025 roku. Ma to doprowadzić do powstania swego rodzaju „muru dronów”, który zatrzyma Rosjan, już dziś ponoszących wielkie straty. Eksperci uważają, że to właśnie ta strategia może doprowadzić do faktycznego zamrożenia konfliktu.
Broń biednych. Jak wyglądają walki dronowe w 2025 roku? [korespondencja z obwodu sumskiego]
czytaj także
W końcu kwietnia ukraińska armia wprowadziła program motywacyjny wzorowany na grach wideo, w którym żołnierze zdobywają punkty za ataki dronami na cele rosyjskie. Punkty te można wymieniać na nowoczesny sprzęt w sklepie internetowym przypominającym „wojskowy Amazon”. Jak tłumaczy minister cyfryzacji Mychajło Fedorow, system ma usprawnić współpracę między konkretnymi jednostkami i producentami technologii.
Markiel jest wojsku z własnej woli mimo młodego wieku, bo uważa, że „nic innego nie ma sensu, póki trwa wojna”. W lutym 2025 roku Ministerstwo Obrony ogłosiło program „Kontrakt 18–24”, który umożliwia młodym ludziom podpisanie rocznego kontraktu na dobrowolną służbę wojskową. Zamiast przymusowej mobilizacji w wieku 25 lat chętni mogą skorzystać ze znaczących zachęt finansowych i socjalnych dla ochotników.
Wraz z początkiem wiosny rosyjska ofensywa utknęła, szczególnie w okolicach Pokrowska, a minimalne postępy terytorialne nie mają znaczenia strategicznego i przynoszą wielkie straty. Według brytyjskiego Ministerstwa Obrony, w ciągu pierwszych czterech miesięcy bieżącego roku rosyjskie straty wyniosły 160 tys. żołnierzy, najwięcej w analogicznym okresie od początku inwazji na pełną skalę. Jeśli ten trend utrzyma się, rok 2025 będzie dla Rosji najbardziej krwawy. Jednocześnie znaczący sukces, taki jak okupacja aglomeracji donieckiej, Zaporoża czy Chersonia, jest mało prawdopodobny.
W dniach poprzedzających Dzień Zwycięstwa w Moskwie kilkakrotnie wstrzymywano połączenia lotnicze z powodu ukraińskich dronów. Ukraina regularnie atakuje składy amunicji, fabryki, mosty oraz rafinerie położone nawet setki kilometrów za linią frontu, zarówno na okupowanych terytoriach, jak i w głębi Rosji. Choć Rosja zyskała istotnego sojusznika w Korei Północnej, jej możliwości prowadzenia wojny na pełną skalę nie są nieograniczone.
Negocjacyjny pat
Wszystko wskazuje na to, że choć „100 dni Trumpa” nie doprowadziło do zawieszenia broni, czarne chmury, które zawisły nad Ukrainą po feralnym spotkaniu prezydentów w Białym Domu, ustępują.
Groźba zostawienia Europy sam na sam z Rosją zmobilizowała Francję i Wielką Brytanię do zainicjowania w marcu 2025 roku koalicji chętnych, która skupia dziś 31 państw i przygotowuje się do wysłania żołnierzy do Ukrainy w razie rozejmu z Rosją.
Według doniesień prasowych to właśnie francusko-brytyjska mediacja odegrała kluczową rolę w zmianie stanowiska Donalda Trumpa wobec Ukrainy. Dyskretna presja Macrona i Stramera miała doprowadzić do przełomowego spotkania Trumpa z Zełenskim w Watykanie i zmiany tonu w relacjach amerykańsko-ukraińskich.
czytaj także
W konsekwencji spotkania ukraiński parlament ratyfikował umowę o strategicznych minerałach, w której nie znalazły się wcześniejsze, niemal kolonialne żądania Trumpa (350 mld dolarów „rekompensaty”). Ukraina zachowała kontrolę nad swoimi zasobami, choć amerykańskie firmy mają mieć priorytetowy dostęp do ukraińskich surowców strategicznych, takich jak lit, uran i grafit. Powołany do życia ma zostać też wspólny fundusz odbudowy. Przede wszystkim amerykańska pomoc wojskowa zostanie wznowiona na zasadzie przypominającej lend-lease.
Jeśli w ślad za umową pójdzie zapowiadana przez senatora Lindseya Grahama ustawa o „miażdżących” sankcjach wobec Rosji, która zakłada m.in. 500 proc. cła na import z krajów wspierających rosyjską energetykę oraz zakaz zakupu rosyjskich obligacji przez obywateli USA, presja na Rosję może w końcu przynieść skutki.
Wygląda na to, że doszło do nowej konsolidacji Zachodu – z nieprzewidywalnym i transakcyjnym Trumpem zamiast Bidena i bardziej pragmatycznym kursem w Kijowie. Jednak nawet najbardziej optymistyczny scenariusz nie napawa entuzjazmem.
Jermołenko: Amerykanie nic nie rozumieją. Pod wieloma względami są podobni do Rosji [rozmowa]
czytaj także
W końcu kwietnia Reuters opublikował treść amerykańskiej propozycji zakończenia wojny w Ukrainie, którą specjalny wysłannik prezydenta USA Steve Witkoff przedstawił europejskim partnerom w Paryżu, oraz kontrpropozycję Ukrainy i Europy, przekazaną w odpowiedzi w Londynie.
Wynika z nich, że Amerykanie gotowi są posunąć się do oficjalnego uznania rosyjskiej kontroli nad Krymem oraz zamknięcia Ukrainie perspektywy wstępu do NATO. Zarówno Kijów, jak i kraje UE uważają to za przekroczenie czerwonych linii. Zachód wspólnie domaga się bezwzględnego i bezwarunkowego zawieszenia broni na miesiąc. Deklaruje też wolę ochronienia ukraińskiej suwerenności, ale nie zgadza się co do środków, które miałyby ją zabezpieczyć.
Jeśli stawką kolejnej wojennej kampanii jest kompromis między amerykańskim appeasementem a europejską strategią kontrolowanej porażki, jedynym zwycięzcą może być Kreml. Z setkami tysięcy ofiar i swoim kultem krwi.