„Andor” był jednym z najmniej wyczekiwanych seriali z uniwersum „Gwiezdnych wojen”. Jednak kiedy inne flagowe produkcje okazały się być klapami, niszowy projekt, który dostał od Disneya daleko idącą wolność artystyczną, błyszczy.
Drugi sezon serialu Tonego Gilroya, nawiązujący estetyką do „Rogue One” – wcześniejszego filmu reżysera osadzonego w uniwersum Gwiezdnych wojen – zbiera pochwały od mainstreamu, jednak antagonizuje część tradycyjnych fanów. Zarzuca mu się m.in. upolitycznianie serii – co wydaje się zabawne, biorąc pod uwagę, że oryginalna trylogia nawiązywała min. do wojny w Wietnamie, a imiona negatywnych postaci w sadze prequeli nawiązywały do republikańskich polityków. Star Wars Theory, jeden z największych i najstarszych kanałów youtubowych poświęconych franczyzie, w kwietniu odmówił tworzenia materiałów o serialu, wskazując na jego niezgodność z duchem tradycyjnych Gwiezdnych Wojen.
Już pierwszy odcinek Andora pokazuje nam, że nie oglądamy typowych Gwiezdnych Wojen: przez pierwszy kwadrans główny bohater szuka swojej siostry w domu publicznym, zabija dwóch ludzi w ciemnej alejce, w tym jednego, który na kolanach błaga go o oszczędzenie życia, i wraca do życia bez pracy i z długami w biednym, nieogrzewanym domu, który dzieli z matką.
czytaj także
W kolejnych odcinkach zobaczymy, jak dzielni rebelianci podczas przygotowań do obalenia imperium zabijają się nawzajem w walkach frakcyjnych, zmuszają imperialnych oficerów do wydania pieniędzy, przystawiając broń do głów ich dzieci i żon, albo jak odurzają się narkotykami albo oparami benzyny, żeby osłabić stres, wynikający z rewolucyjnej roboty. Dostaniemy też wykłady imperialnych oficerów o taktyce kolonizowania, rozbijania i uzależniania od używek mieszkańców terenów okupowanych i zobaczymy szlachetną przywódczynię Rebelii, mającą na ustach demokrację i prawa jednostki, która po cichu będzie musiała zgodzić się na zabójstwa polityczne cywilów dla ochronienia bezpieczeństwa finansowego rewolucji.
Ale nie tylko te „rozważania o przemocy” sprawiają, że „Andor” jest daleki od wyobrażenia franczyzy dla całej rodziny.
Gwiezdnowojenny marksizm
Amerykański leftbook zaroił się od politycznych, często otwarcie marksistowskich interpretacji serialu. Gilroy podkreśla jednak, że jego serial nie jest polityczny – albo przynajmniej nie był taki w intencji, ale przez sam temat odnosi się do historycznych postaci i wydarzeń. Co więcej, jeśli przyjrzymy się argumentacji Gilroya, zobaczymy, że kieruje się on w dużej mierze logiką historiozoficzną, wierząc że pewne zdarzenia w historii powtarzają się, reprodukując ustalone wzorce.
W wywiadzie dla Rolling Stone’a z 2022 roku reżyser przyznał, że podczas pisania scenariusza inspirował się m.in. książką Młody Stalin Simona Sebaga Montifiore. Przykładowo serialowy wątek o tym, jak Cassian Andor wraz z grupą buntowników dokonuje spektakularnej kradzieży wypłat z imperialnego garnizonu na prowincjonalnej planecie Aldhani, został bezpośrednio zainspirowany napadem na bank w Tyflisie z 1907 roku – brutalnym i chaotycznym rabunkiem przeprowadzonym przez rewolucjonistów bolszewickich pod dowództwem młodego Iosifa Dżugaszwilego. „Nie robimy »show o Stalinie«. Ale to fascynujące, bo w pewnym sensie każda rewolucja jest podobna. Potrzebuje pieniędzy”. Także sam wygląd Cassiana ma być w pewnym stopniu nawiązaniem do Stalina: „Jeśli spojrzysz na zdjęcie młodego Stalina, czyż nie jest czarujący?” — powiedział w wywiadzie Gilroy. „Wygląda jak Diego [Luna]!”
czytaj także
Andor jest pełen takich odniesień – choćby fakt zradykalizowania Cassiana po tym, jak zobaczył powieszenie swojego ojca na placu w Ferris za protesty przeciwko Imperium, może – jak wskazują niektórzy badacze – odzwierciedlać analogiczne doświadczenie Lenina, który zaangażował się w ruch rewolucyjny po powieszeniu jego starszego brata za działalność wywrotową.
W innej rozmowie – wywiadzie z The Vulture z listopada 2022 – Gilroy opowiada o postaci Karisa Nemika: „Nemik przechodził przez wiele wersji. Zawsze chcieliśmy mieć Trockiego: młodego, naiwnego radykała. Jeśli Cassian ma zetknąć się ze wszystkimi możliwymi formami ideologicznego nawrócenia na rzecz Rebelii, potrzebowaliśmy postaci dialektycznej”.
Gilroy wyraźnie sugeruje, że Andor czerpie inspirację nie tylko z samych idei rewolucyjnych, ale też z ich chaotycznej, często brutalnej historii – szczególnie z okresu przedrewolucyjnej Rosji. W serialu widzimy nie tylko walkę z Imperium, ale też tarcia, ideologiczne różnice i napięcia wewnątrz samego ruchu oporu. „Rewolucja rosyjska, te 30 lat, które do niej prowadziły — ilość wewnętrznych sporów, liczba grup, ilość ludzi, którzy ostatecznie nienawidzili się nawzajem bardziej niż samego cara, trudności w organizowaniu się i to, co robi Lenin, żeby ich zjednoczyć albo zmusić do działania —to po prostu fascynujące. I my będziemy mogli to wszystko pokazać” – tłumaczył twórca.
Odpowiednikiem Lenina ma być Luthen – chłodny, bezwzględny i zorganizowany geniusz, stojący w centrum Rebelii. To jedna z głównych postaci serialu, akceleracjonista, który – znowu analogicznie do wielu rewolucjonistów i autorów przewrotów z prawdziwego świata – z radością wita (a często wręcz prowokuje czy współorganizuje) kolejne tragedie i masakry dokonywane w ramach odwetu przez Imperium. W przewrotny sposób odwołuje się to do klasycznego gwiezdnowojennego cytatu o tym, że rebelie są oparte na nadziei, w tym wypadku – nadziei na to, że dostatecznie zgnojeni ludzie powstaną przeciwko systemowi w wielkiej, galaktycznej rewolucji.
czytaj także
W cytowanym wywiadzie z Vulture Gilroy zostaje zapytany o nowsze odniesienia w swoim serialu – jego rozmówczyni zwraca uwagę na podobieństwa wydarzeń z pierwszego sezonu serialu do wprowadzenia Patriot Act w USA czy tortur w Guantanamo. Scenarzysta odpowiada jednak, że:
„Można by to tak odczytać, ale mamy też 3000 lat zapisanej historii. Możesz spojrzeć na Montagnardów, na Irgun, na Afrykański Kongres Narodowy, sięgnąć aż do rewolucji rzymskiej. Zmiana wyroków, faszyzm, opresja — można czerpać z różnych epok. Niektóre rzeczy są bardziej adekwatne do tego, co robimy teraz, w drugiej połowie [pierwszego sezonu], ale patrząc na to, jak tworzą się rewolucje i jak działają frakcje polityczne w ich obrębie, widać jedną uniwersalną prawdę: prawie nigdy nie ma tylko jednego kierunku ruchu. Zawsze są różni ludzie, poruszający się w różnych kierunkach. Jednak same pojecia są uniweralne”.
Czy rewolucja musi być brutalna?
Serial można poddawać szeregowi analiz: pod kątem wątków klasowych czy tego, jak problematycznym pojęciem staje się terroryzm, kiedy mówimy o starciu asymetrycznych potencjałów autorytatnego imperium z oddolnym, małym ruchem. Na Reddicie czy w artykułach w Guardianie czy The Forward znajdziemy też wprost doszukiwanie się odwołań najnowszych odcinków do sytuacji w Gazie. Gilroy zawarł te problemy i podobieństwa w swoim serialu świadomie, idąc za wcześniej wyrażoną myślą o podobieństwie wszystkich rewolucji i rebelii, napięć między opresją a ruchem oporu.
Najważniejszym jednak tematem poruszanym przez serial jest to, że Rebelia – z sympatią do której wyrastały pokolenia widzów od 1977 roku – nie mogła działać i osiągnąć sukcesu bez eskalacji napięć, bez przemocy i nieczystych zagrań. Przywodzi mi to na myśl inną historyczna analogię: Pastor Martin Luther King, w odpowiedzi na zarzut, że namawia do przemocy między rasami, miał odpowiedzieć, że jego działania nie tyle są źródłem przemocy, co ujawniają konflikty i napięcia, które już tam wcześniej były, jednak pozostawały ukryte. Andor nie tyle więc zmienia historię Gwiezdnych Wojen, co zwraca naszą uwagę na ich aspekty, które musiały tam być obecne od początku