Majmurek: A jeśli wybiorą papieża spod znaku Make Church Great Again?

Odwołując się do popkultury, można powiedzieć, że wkrótce rozstrzygnie się, czy zobaczymy scenariusz rodem z filmu „Konklawe”, czy raczej z serialu „Młody papież” Paolo Sorrentino.
„Młody papież” Paolo Sorrentino
„Młody papież”, reż. Paolo Sorrentino. Fot. mat. promo.

Czy po uznawanym za względnie „otwarty” i „reformatorski” pontyfikacie Franciszka Kościoła nie czeka tradycjonalistyczny backlash, ten sam los, co amerykańską demokrację w drugiej kadencji Trumpa?

Kościół katolicki jest oczywiście instytucją znacznie starszą niż nowoczesne podziały prawica-lewica, liberalizm-konserwatyzm, a nawet tradycjonalizm-progresywizm. Niemniej globalna opinia publiczna, przynajmniej ta w zachodnich demokracjach, będzie oczekiwać na wyniki konklawe, zadając sobie w zasadzie wyłącznie jedno pytanie: czy nowy papież będzie bardziej „liberalny” czy „konserwatywny”. Czy po uznawanym za względnie „otwarty” i „reformatorski” pontyfikacie Franciszka Kościoła nie czeka tradycjonalistyczny backlash, ten sam los, co amerykańską demokrację w drugiej kadencji Trumpa? Albo ujmując to w innych kategoriach: czy kardynałowie nie wybiorą papieża spod znaku Make Church Great Again.

Konklawe czy Młody papież

Odwołując się do popkultury, można powiedzieć, że wkrótce rozstrzygnie się, czy zobaczymy scenariusz rodem z filmu Konklawe, czy raczej z serialu Młody papież Paolo Sorrentino.

„West Wing” w Kaplicy Sykstyńskiej [Majmurek o „Konklawe”]

W tej pierwszej produkcji spór liberałów i konserwatystów paraliżuje konklawe, pełne piętrowych intryg i politycznych szachów 5D. Ostatecznie wybrany zostaje nikomu nieznany kardynał pełniący posługę w Afganistanie, który przypomina rozpolitykowanym purpuratom „prawdziwe znaczenie chrześcijaństwa”, jako religii radykalnej miłości bliźniego. Jednocześnie to, jak film – adaptacja powieści Richarda Harrisa – rozumie „prawdziwy sens chrześcijaństwa” zdecydowanie bliższe jest bardziej „liberalnym”, „otwartym” nurtom współczesnego katolicyzmu, niż tym konserwatywnym. Jak dowiadujemy się w dodatku w finałowym zwrocie akcji, nowy papież ze względu na samą swoją tożsamość jest kimś nadającym się na sztandary woke-katolicyzmu i postacią z najgorszych koszmarów środowisk w typie Ordo Iuris.

W serialu Sorrentino Kościół wybiera na papieża młodego, telegenicznego, doskonale czującego współczesne media i popkulturę amerykańskiego kardynała. Nowa głowa Kościoła przyjmuje imię Piusa XIII i pcha instytucję na radykalnie reakcyjny kurs. Ponownie zakłada papieską tiarę – koronę symbolizującą monarchiczny charakter papieskiej władzy – a także wyjmuje z kościelnych magazynów liturgiczne stroje odesłane tam ponad pół wieku temu, gdy po Soborze Watykańskim II Kościół podjął próbę dostosowania się do realiów wieku XX i nowoczesnego społeczeństwa przemysłowego.

Czy w tym serialu jest Bóg?

Serialowy Pius XIII nie zamierza się do niczego dostosowywać. To nie Kościół ma się w jego najgłębszym przekonaniu dostosować do świata, ale świat do Kościoła. To Kościół posiada bowiem depozyt objawionej, boskiej prawdy i ma prawo wymagać od świata, by ją przyjął: myślą, słowem i czynem. Pius XIII wchodzi w rolę surowego proroka, króla-arcykapłana na wojnie przeciw współczesnemu światu, prowadzonej przy pomocy najnowocześniejszych środków przekazu, z popkulturową i medialną sprawnością, jakiej mógłby pozazdrościć niejeden spin doktor.

Papież backlashu

Oczywiście, można zastanawiać się, czy jest sens w ogóle mówić o backlashu w przypadku instytucji tak konserwatywnej i tradycjonalistycznej jak Kościół katolicki. Wbrew obawom konserwatywnych katolików i nadziejom liberalno-lewicowej opinii publicznej Franciszek w żaden fundamentalny sposób nie zmienił przecież katolickiej doktryny w jej najbardziej problematycznych z punktu widzenia współczesnych liberalnych wartości obszarach.

Jednocześnie, w przypadku takich instytucji jak Kościół katolicki istotne są pozornie niewielkie zmiany akcentów i priorytetów. I tu trzeba oddać Franciszkowi, że kierowany przez niego Kościół znacznie mniej angażował się w wojny kulturowe – w kwestii „ideologii gender”, „obrony życia”, walki z „ideologią LGBT” – niż ten Jana Pawła II i Benedykta XVI, nawet jeśli doktrynalnie nic się nie zmieniło, a osobiste poglądy byłego papieża nie były jakoś szczególnie bardziej progresywne niż jego poprzedników.

Franciszek skupił swój przekaz nie na walce z „liberalną cywilizacją śmierci”, ale na takich kwestiach jak zmiany klimatu, ekologia, migracje, napięcia między globalną Północą a Południem. Upominał się o zmarginalizowane jednostki, grupy społeczne i obszary globu – choć jego ukształtowana w kontekście Globalnego Południa wrażliwość prowadziła go do skrajnie naiwnych, a czasem po prostu oburzających sądów w kwestii wojny w Ukrainie.

Przy wszystkich ograniczeniach pontyfikatu Franciszka możemy za nim jednak zatęsknić. Bo nie da się wykluczyć, że wkrótce zobaczymy papieża, który zamiast upominać się o człowieczeństwo uchodźców, będzie wzywał chrześcijańskie narody do tego, by broniły się przed „muzułmańską inwazją”, a w polityce wewnętrznej zamiast na wielokulturowość czy rozsądną tolerancję wobec różnych stylów życia, będzie stawiał na tożsamościowo chrześcijańską politykę, wymuszającą na nie podzielających chrześcijańskich wartości obywatelach forsowną asymilację lub reemigrację. Kogoś, kto do oporu pogłośni kościelny komunikat wrogi prawom kobiet czy osób LGBT+. Papieża, który przestanie mówić o biedzie czy nierównościach, a o naturze będzie wspominał tylko w kontekście tego, że ludzie mają ją sobie czynić poddaną.

Kandydatów do pchnięcia papiestwa na ten kurs nie brakuje. Prawicowy portal X już prowadzi coś w rodzaju kampanii wyborczej on-line na rzecz kilku z nich. Szczególną popularnością – także wśród najbardziej radykalnych polityków PiS i Konfederacji – cieszy się pochodzący z Gwinei czarnoskóry kardynał Robert Sarah. Pierwszy papież z czarnej Afryki, pchający Kościół w stronę reakcyjnego backlashu, przy odgłosie zachwytów płynących ze strony europejskiej radykalnej prawicy, przekonującej, że „czarni mają średnio niższe IQ niż biali” i straszącej swoich zwolenników „inwazją z Afryki”, idealnie wpisywałby się w epokę politycznego postmodernizmu stosowanego. Wyrażałby ducha czasów, gdy prezydentem popieranym przez amerykańską religijną prawicę jest wielokrotny rozwodnik znany z romansu z gwiazdą porno, Torysami kieruje migrantka z Nigerii przekonująca o wyższości zachodniej kultury, a skrajnie antyemigrancką niemiecką radykalną prawicą była finansistka żyjąca ze swoją kobiecą partnerką pochodzącą ze Sri Lanki.

Oś Watykan-Waszyngton

Kardynał Sarah w czerwcu skończy 80 lat, w czasach Franciszka został poważnie zmarginalizowany w Kościele i nie jest faworytem konklawe. Nie brakuje jednak podobnych do niego kandydatów, np. w postaci bliskiego orbanowskim rządom prymasa Węgier Pétera Erdő. Gdy w 2017 roku Erdő został zapytany w wywiadzie telewizyjnym, czy język, jakim rząd Orbána wypowiada się o migrantach i uchodźcach, jest zgodny z kościelnym nauczaniem, zasadami chrześcijańskiego współczucia i miłości bliźniego, przerwał rozmowę odmawiając odpowiedzi.

Backlashowy papież miałby sojusznika nie tylko w Budapeszcie, ale też w Waszyngtonie. Pontyfikat Franciszka podzielił amerykańskich katolików, wyzwolił opozycję części bardziej tradycjonalistycznych środowisk. Konflikt był na tyle ostry, że były papież wprost zarzucił skonfliktowanym z nim amerykańskim katolikom „reakcyjne podejście”.

Ta grupa, choć stanowi mniejszość amerykańskich katolików, zyskała dziś znaczące polityczne wpływy w kraju dzięki prezydenturze Trumpa. Obecny prezydent jeszcze w swojej pierwszej kadencji sięgał po tradycjonalistycznych – a przy tym silnie prorynkowych – katolików w swoich nominacjach sędziowskich, w tym tych do Sądu Najwyższego. To dzięki tym nominacjom możliwe było odwrócenie precedensu w sprawie Roe vs. Wade i odebranie Amerykankom prawa do aborcji jako prawa konstytucyjnego.

Wielki spór o aborcję w USA. Co to jest Roe vs. Wade?

Z tą grupą związani są wreszcie Steve Bannon – jeden z kluczowych ideologów ruchu MAGA – oraz wiceprezydent Vance. Jak pisze „Financial Times”, konserwatywni katolicy w Stanach z wielką nadzieją czekają teraz na wyniki konklawe i papieża, który „uczyni Kościół znów wielkim”.

Co może przynieść backlash?

Jakie byłyby polityczne konsekwencje wyboru papieża spod znaku MCGA (Make Church Great Again)? Z pewnością przyniósłby on wielkie psychologiczne wzmocnienie radykalnej prawicy w całym euroatlantyckim świecie, w tym Polsce. To wzmocnienie najpewniej nie byłoby dość silne, by wpłynąć znacząco na wyniki wyborów w Polsce – poza niewielką niszą postaci takie jak kardynał Sarah i inni konserwatywni papabile nie wywołują żadnej realnej społecznej emocji. Papież spod znaku MCGA dałaby jednak prawicy nadzieję, że nawet mimo klęski w wyborach prezydenckich globalne trendy jej sprzyjają i że może ona wkrótce powrócić do władzy.

Tradycjonalistyczni katolicy są przekonani, że Zachód upada, bo traci swój chrześcijański charakter, a traci swój chrześcijański charakter między innymi dlatego, że Kościół katolicki stał się zbyt „liberalny”. Bo zamiast przestrzegać przed grzechem i upadkiem, a także stać na straży wiecznych, objawionych praw, niepotrzebnie od kilkudziesięciu lat próbuje dostosować się do współczesnego świata. Nie będąc w stanie zaoferować realnej alternatywy dla jego duchowych „chorób” późnej nowoczesności – brzmi dalej ten argument – Kościół skazuje się na nieistotność i utratę wiernych.

Gdyby faktycznie konklawe wygrał tradycjonalista, to przekonanie, że papież grzmiący przeciwko grzechom współczesnej cywilizacji nawróci Zachód i przyciągnie ponownie wiernych do Kościoła, zostanie najpewniej szybko poddane dość bolesnej empirycznej weryfikacji. Papież spod znaku MCGA przyspieszyłby rozwód z Kościołem kolejnych grup wiernych w Europie. Jednocześnie zintegrowałby wokół Kościoła zdeterminowaną, wrogą nowoczesności, często otwarcie reakcyjną gotową użyć władzy politycznej do narzucenia swoich wartości całemu społeczeństwu grupę – co może okazać się bardziej problematycznym scenariuszem niż społecznie szerszy, ale letni Kościół.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij