Mam wrażenie, że w polskim społeczeństwie wzrosła świadomość tego, że klęski żywiołowe i rozmaite kryzysy związane z bezpieczeństwem będą coraz częstsze. Różne instytucje państwa i organizacje pozarządowe zastanawiają się, jak się na to przygotować. Nie są to jednak działania skoordynowane – mówi Stanisław Brudnoch, dyrektor wykonawczy Fundacji HumanDoc i współautor raportu „Powódź 2024: Wnioski, doświadczenia i rekomendacje na przyszłość”.
Kaja Puto: Po zeszłorocznej powodzi jedni publicyści załamywali ręce, że to kolejna odsłona państwa z tektury, inni twierdzili, że to być może pierwsza kryzysowa sytuacja, w której państwo, z pomocą obywateli, nieźle sobie poradziło. Która z tych opinii wydaje się z perspektywy czasu prawdziwa?
Stanisław Brudnoch: Ani jedna, ani druga – bo to zależy od miejsca. Były gminy, które sprawnie poradziły sobie z żywiołem. Wrocław był przygotowany na najgorsze, a nie został zalany, bo wybudowane po powodzi w 1997 roku zbiorniki retencyjne spełniły swoją funkcję, a służby skoordynowały swoje działania. Inne gminy, jak Kamieniec Ząbkowicki, nie miały tyle szczęścia – zbiorniki pękły, bo nie przewidziano takiej skali żywiołu. Z kolei w Marcinowicach od lat planowano budowę zbiornika, ale ostatecznie nie wydarzyło się to z powodu opieszałości urzędników. Gmina została zalana, straty szacuje się na ok. 20 milionów złotych.
Może jesteśmy gotowi na suszę stulecia i powódź tysiąclecia – ale nie co roku [rozmowa]
czytaj także
Są też gminy – jak na przykład Lądek-Zdrój, Głuchołazy, Paczków, Wronów, Nysa – które do dziś nie wyszły z kryzysu wywołanego powodzią. Ich mieszkańcy żyją w kontenerach lub czekają na wypłatę dofinansowań od państwa, płacąc przy tym bardzo wysokie rachunki za prąd. Praca osuszaczy wymaga sporo energii, poza tym wiele osób zmuszonych było dogrzewać się elektrycznymi kaloryferami, bo woda uszkodziła piece lub instalacje grzewcze. Z Lądka-Zdroju ostatnie oddziały wojska wyjechały miesiąc temu, mimo że mieszkańcy zgłaszali, że ich pomoc jest wciąż potrzebna. Niestety, medialne zainteresowanie ich losem opadło wraz z wielką wodą.
To przede wszystkim w takich gminach pomagacie jako fundacja HumanDoc. Na podstawie tych doświadczeń opublikowaliście niedawno raport zatytułowany Powódź 2024: wnioski, doświadczenia i rekomendacje na przyszłość. Wynika z niego, że najgorzej poszła komunikacja.
Największym problemem było opóźnienie w ogłaszaniu alarmów. 13 września rząd stwierdził, że prognozy nie są przesadnie alarmujące, a 16 września ogłosił stan klęski żywiołowej w części województwa dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego. Ten pierwszy, uspokajający komunikat mógł wpłynąć na przygotowania do powodzi zarówno wśród urzędników, jak i obywateli.
czytaj także
Niejasne były też informacje dotyczące ewakuacji. Przykładowo, na profilu Bystrzycy Kłodzkiej pojawił się komunikat: „uwaga, mieszkańcy Starego Waliszewa, w miarę możliwości prosimy się ewakuować”. Co to znaczy „w miarę możliwości”? Czy sytuacja zagraża życiu lub zdrowiu? W komunikacie nie podano również, dokąd można się ewakuować.
Poza tym nie wszyscy mieszkańcy Starego Waliszewa śledzą profil Bystrzycy Kłodzkiej…
Rozproszenie komunikacji to kolejny problem. Część komunikatów nadawana była w mediach społecznościowych, część w radiu, część przez megafony. Niektóre informacje podawane były tylko na konferencjach prasowych organizowanych przez burmistrzów. Bywało i tak, że mieszkańcy dowiadywali się, co się dzieje, od żołnierzy. A tam, gdzie w wyniku powodzi były problemy z prądem i internetem, ludzie nie wiedzieli, skąd mogą czerpać informacje.
Innym znaczącym problemem była koordynacja działań pomocowych.
Na początku panował chaos, gminy i wolontariusze działali na własną rękę. Później do koordynacji tych działań zostali wyznaczeni urzędnicy – niekoniecznie odpowiednio przeszkoleni – którzy spisywali potrzeby, chodząc od domu do domu, a następnie kontaktowali się z organizacjami pomocowymi. Te ostatnie – jak my – nie mogłyby z kolei odpowiadać na pilne potrzeby na masową skalę, gdyby nie oddolna mobilizacja społeczna – po tygodniu zbiórki mieliśmy już kilkaset tysięcy złotych na koncie.
Oddolnie organizowane były również zbiórki rzeczowe. W dystrybucji tych darów panował chaos. Z Warszawy czy Gdańska wyjeżdżały tiry z butelkami wody mineralnej, która nie była już na miejscu potrzebna. Kłopot był też z magazynowaniem darów – magazyny powstawały ad hoc, np. w świetlicy czy na hali sportowej, czasami również pod gołym niebem. Nie robiono ewidencji tego, co wyjechało, co przyjechało, zdarzały się kradzieże, zabrakło też komunikacji między magazynami. W jednej gminie ludzie godzinami stali w kolejce po koce, a piętnaście kilometrów dalej był ich nadmiar.
Powódź kolejny raz udowodniła, że Polacy są gotowi do solidarności społecznej i działania w czasie kryzysów. Trzeba jednak te zrywy przerodzić w coś bardziej zarządzanego i skoordynowanego. W działania, które wspierają organy państwowe i służby, a nie dzieją się obok.
I jak to zrobić?
Po pierwsze, należy włączyć lokalne organizacje pozarządowe w system zarządzania kryzysowego. Uchwalona w grudniu 2024 roku ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej teoretycznie to umożliwia poprzez wyznaczenie budżetu dla organizacji, która w kryzysowej sytuacji zadeklaruje, że jest w stanie niezwłocznie wykonać pewne zadania. Pytanie jednak, jak będzie to funkcjonowało w praktyce. Współpraca między samorządami, NGO i służbami ratunkowymi powinna zostać oparta na jasno określonych procedurach – a tych brak.
Po drugie, ważne są działania edukacyjne skierowane do ludności – np. w szkołach czy zakładach pracy. Warto uczulać Polaków, że w sytuacjach kryzysowych najlepiej wesprzeć organizacje lokalne, które najlepiej znają potrzeby mieszkańców swojego regionu. Z kolei zakupów darów najlepiej dokonywać w lokalnych sklepach, co pomaga ich właścicielom i pracownikom oraz wspiera lokalne gospodarki. Potrzebna jest również edukacja wolontariuszy – w zakresie pierwszej pomocy, komunikacji z poszkodowanymi i zasad bezpieczeństwa.
Za powódź niech zapłacą Amazon i korporacje paliwowe [rozmowa]
czytaj także
Po trzecie, gminy powinny wyznaczyć miejsca, które w razie sytuacji kryzysowej zostaną przekształcone w magazyn darów. Należy przy tym wytypować osoby, które zostałyby przeszkolone w zakresie zarządzania takimi magazynami i koordynacji przyjmowania darów z innymi gminami dotkniętymi danym problemem. Listy potrzeb powinny być na bieżąco aktualizowane.
Po czwarte, komunikaty na temat ewakuacji czy akcji pomocowych powinny być przemyślane i precyzyjne. Gminy powinny zostać wyposażone w syreny i megafony, a także mobilne jednostki komunikacyjne wykorzystujące łączność satelitarną. Należałoby również przeszkolić lokalnych liderów w zakresie przygotowania ludności do rozmaitych zagrożeń oraz przekazywania informacji w razie załamania łączności.
Pomagacie ofiarom powodzi do dziś. W międzyczasie uchwalona została wspomniana przez ciebie ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej. Czy niemal rok po powodzi masz wrażenie, że jesteśmy lepiej przygotowani na kolejną klęskę żywiołową?
Mam wrażenie, że w polskim społeczeństwie wzrosła świadomość tego, że klęski żywiołowe – ale i rozmaite kryzysy związane z bezpieczeństwem – będą coraz częstsze. W odpowiedzi na to różne instytucje państwa i organizacje pozarządowe zastanawiają się, jak się na to przygotować – przykładem takiej inicjatywy jest program Humanitarian Leadership Academy. Nie są to jednak działania skoordynowane. Nowa ustawa jest krokiem w dobrą stronę, jednak nie wiemy, w jaki sposób będzie ona wdrażana ani czy samorządy będą wyposażone w zasoby, które pozwolą im odegrać kluczową rolę, jaką przewiduje dla nich nowa ustawa.
Kobosko: Musimy zająć się zarówno skutkami, jak i przyczyną powodzi [rozmowa]
czytaj także
Dobrym kierunkiem jest również wzmacnianie współpracy między państwem a organizacjami pozarządowymi. Przykładem takiej inicjatywy jest Grupa Robocza ds. Zarządzania Kryzysowego, prowadzona przez sieć Mapuj Pomoc. Łączy ona Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Ministerstwo ds. Społeczeństwa Obywatelskiego z grupą pięćdziesięciu organizacji pozarządowych, gotowych do pomocy w czasie kryzysu. Powódź, a wcześniej pierwsze tygodnie pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę pokazały, że oddolna energia jest nieodzowna w sprawnej odpowiedzi na kryzys. Jednak to państwo powinno pomóc obywatelom ją właściwie ukierunkować.
**
Stanisław Brudnoch – dyrektor wykonawczy Fundacji HumanDoc. Ekspert i praktyk w obszarze współpracy rozwojowej i humanitarnej i zarządzania kryzysowego. Współautor – wraz z D. Springer, A. Kmak Pamirską, T. Polyak-Grujic – raportu Powódź 2024: Wnioski, doświadczenia i rekomendacje na przyszłość.