Moja bohaterka na scenie jest nietykalna i szanowana, zupełnie inaczej niż w życiu codziennym, kiedy głównie odczuwa wstyd, rodzaj upokorzenia, że dwoje dzieci z dwóch ojców i właśnie ten drugi się z nią rozwodzi. To ją wyklucza z grona dobrych matek – mówi Inga Gaile, autorka powieści „Skarbeniek” i stand-uperka.
Paulina Małochleb: Skąd się wziął pomysł na książkę Skarbeniek? Bardzo osobistą opowieść o matce dwójki małych dzieci, która staje na stand-upowej scenie?
Inga Gaile: Przyczyna była bardzo prozaiczna. Znowu jestem jedynym rodzicem, ale pomiędzy książką i naszym dzisiejszym spotkaniem wyszłam za mąż i ponownie się rozwiodłam. Jako samodzielny rodzic zawsze potrzebowałam pieniędzy.
Zaproponowałam wydawczyni, która wcześniej publikowała moje teksty, dwa pomysły. Jeden dotyczył zbioru opowiadań, drugi to była powieść. Wybrała właśnie ją, bo uznała, że to jest coś zupełnie nowego, czego wcześniej w Łotwie nie było.
Czy Sarma, główna bohaterka, to ty? Do jakiego stopnia Skarbeniek to powieść autobiograficzna?
Podobne pytanie zadawano mi w każdej stacji telewizyjnej, kiedy książka się ukazała. Czy to jest autobiografia, czy to jest książka o mnie?
I co odpowiadałaś?
W Łotwie jesteśmy małą społecznością i oczywiście każdy myśli, że wie, o kim pisałam. Tymczasem, owszem, to jest książka o mnie, ale też o wielu innych kobietach samotnie opiekujących się dziećmi albo takich, które pragną być trochę bardziej odważne.
czytaj także
Skarbeniek to nie dokument, tylko fikcja. Tytułowa postać – kompletnie fantastyczna – to personifikacja głosu w mojej głowie albo też wynik pewnej dysocjacji, której wtedy, w 2015 roku, kiedy potrzebowałam pieniędzy i wymyśliłam książkę, doświadczałam często.
Sarma doświadcza zwrotu w chwili, kiedy wychodzi na scenę – przestaje się jąkać, mówi mocnym głosem, ma przestrzeń, w której sama ma prawo mówić, a inni muszą jej słuchać. Odwrotnie niż w jej życiu.
Liene Jurgelāne zaprosiła mnie i Lindę Curiha do zrobienia czegoś na 8 marca i zorganizowałam pierwszy stand-up dla kobiet. Ogromnie mi to pomogło. Teraz stand-up dla kobiet na 8 marca świętuje swoje 10-lecie.
Formuła stand-upowa odpowiadała mi z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że karmi się chaotycznością formy. Masz główny wątek, ale możesz od niego uciekać na boki, potem wracać, dokonywać takich przejść wiele razy.
Drugi powód jest równie ważny – stanie na scenie podnosi rangę wypowiadanych słów i daje też bezpieczną przestrzeń, w miarę bezpieczną, tworzy konwencjonalną ramę, w której to osoba mówiąca ma rację, musisz jej słowa usłyszeć, nie możesz jej przerwać. Mało jest sytuacji, w których kobieta ma taką swobodę wypowiadania się.
Wychodzenie na scenę jako rodzaj odzyskiwania siły? Głosu?
Tak. Mogłam się przyjrzeć swojemu życiu trochę z boku, na zasadzie: zobaczmy, co w tym jest śmiesznego albo jakie są punkty wspólne dla wielu kobiet, czy te doświadczenia dla mnie tak bolesne i zawstydzające, dzielę z innymi osobami?
Sarma to naprawdę interesująca postać, bo całkowicie zblokowana, a jednocześnie wyjątkowo świadoma. Jej monolog wewnętrzny, głos oporu kompletnie jednak nie wybrzmiewa w zwykłym życiu, bo sądzi, że nie ma prawa się odezwać.
To jest moje doświadczenie – tzn. moje do pewnego momentu w życiu. Kojarzysz ze szkoły – zawsze była taka jedna osoba, która się nigdy nie odzywała? To właśnie ja. Przez jakiś czas w ogóle nie wiedziałam, że mogę mówić. Trwało to latami.
Sarma trafia na scenę nie dlatego, że się sama emancypuje, ale dlatego, że ktoś ją poprosił o pomoc przy realizacji eventu, ktoś bliski na nią liczy. Sarma obiecuje pomoc, bo nie potrafi odmówić. Jest zorganizowana, to jej obowiązek i tak trafia w światła rampy. Zaczyna wtedy mówić rzeczy, których nigdy by nie powiedziała. Ludzie się śmieją.
Na scenie kobieta jest nietykalna?
Jak pokazał atak na Salmana Rushdiego, nikt nie jest nietykalny. Ale istnieje konwencja społeczna polegająca na tym, że słuchamy ludzi występujących na scenie, w panelach, publicznych dyskusjach.
Fatwa, symbol nowej ery islamu. Dlaczego muzułmanie znienawidzili Salmana Rushdiego?
czytaj także
Sarma na scenie jest nietykalna i szanowana, zupełnie inaczej niż w życiu codziennym, kiedy głównie odczuwa wstyd, rodzaj upokorzenia, że dwoje dzieci z dwóch ojców i właśnie ten drugi się z nią rozwodzi. To ją wyklucza z grona dobrych matek. Nie ma pracy i właściwie nie może do niej iść, bo karmi kilkumiesięczne niemowlę, a do tego ma pod opieką sześcioletnią córkę. Mąż uciekł, porzucił ją, a ona ma prawie 40 lat i nie stać jej na zakupy spożywcze, jest zależna finansowo od własnej matki. Ale najbardziej wstydzi się tego, że znów była niewystarczająco dobra dla faceta i odszedł od niej.
Nawet bardzo nowoczesnym kobietom, które dużo czytają, mają dobre wykształcenie, zdarza się myśl o byciu niewystarczająco dobrą – uświadomiona lub w formie podświadomego lęku. Czasem robią dziwne rzeczy, idą na daleko posunięte kompromisy, tylko po to, by nie przyznać przed sobą, że kieruje nimi lęk przed porzuceniem lub wstyd związany z tym, że zostały porzucone.
Sarma bierze na siebie całą winę za rozpad związku, liczy, że mąż wróci. Ale jednocześnie pokazujesz osobom czytającym, jaki on jest niedojrzały i że Sarmie będzie dużo lepiej bez niego.
Może zabrzmi to jak frazes, tani psychologiczny bełkot, ale chciałabym, żeby kobiety były bardziej pewne siebie i mniej przekonane, że ich wartość zależna jest wprost od tego, czy uda im się utrzymać partnera oraz że w ich zakresie obowiązków znajduje się jednoosobowe zapewnienie szczęścia i ładu całej rodziny. Skarbeniek opowiada o wstrząsie, do którego dochodzi, gdy cała ta misterna konstrukcja spiętrzonych odpowiedzialności się sypie.
Dlaczego konwencja komediowa jest jedyną możliwą, by opowiedzieć taką historię?
Myślę, że komedia daje człowiekowi niezbędny dystans do sprawcy jakiejś krzywdy, a także od zranionego „ja”. Komedia, oczywiście, daje również siłę i przywraca kontrolę temu, kto został brutalnie pozbawiony kontroli. Codziennie słucham i czytam wiadomości, ale zauważyłam, że niemal każdego wieczoru szukam komediowych materiałów lub komentarzy do ostatnich wydarzeń. Oczywiście, nie o zabójstwach czy gwałtach, ale o całej emocjonalnej przemocy związanej z Trumpem, Putinem, Netanjahu.
W tym mechanizmie bezpieczeństwa jest zaszyta jedna wada – myślę, że komicy, nie tylko ja, mogą czasami nie przeżywać smutku, bólu czy straty we właściwy sposób. Załatwiają szybki kurs żałoby w komedii. Co może nie być dobre dla duszy w ogóle.
Humor jako terapia i autoterapia?
Czułam, że kiedy pisałam dowcipy, na przykład o moim niedawnym rozwodzie i niewidzialności kobiet po czterdziestce, wykorzystywałam swoje poczucie dewastacji – wyolbrzymiam je, czynię zabawnym i opowiadam na głos. Jeśli później ktoś się śmieje z moich monologów, czuję się wysłuchana. Nie ma takich sytuacji w codziennym życiu, ta konwencja działa tylko na scenie.
czytaj także
Pisząc o tym książkę, trochę wyzdrowiałam, właśnie dzięki dystansowi. Czasem mam wrażenie, że takie historie jak moja ze Skarbeńka, mogą być opowiedziane tylko przez komedię – w przeciwnym razie społeczeństwo nie chce ich słuchać. Estońska publiczność na pierwszych kobiecych imprezach stand-upowych śmiała się z szoku, że w ogóle „kobiety mówią”. Czasami nadal śmieją się z moich żartów, nie dlatego, że są zabawne, ale dlatego, że chcą uchronić się przed informacjami, które właśnie im przekazałam.
Jesteś bardzo krytyczna w ocenie społeczeństwa łotewskiego – piszesz, że jest ono zblokowane, zamknięte w sobie, nie umie przepracować traumy, zagłusza ją poprzez picie, często nałogowe. Czasem zbliża się do mówienia o emocjach, ale zawsze dzieje się to w śpiewie.
Dzisiaj nie jestem już taka krytyczna, co więcej – sama dołączyłam do chóru. (śmiech) Jeśli chodzi o Łotyszy, to powody ich zblokowania są różne: wieki zależności od innych państwa, najpierw od Niemiec, potem od ZSRR i związana z nią okupacja sowiecka z silnymi, widocznymi oddziałami rosyjskimi stacjonującymi na terenie kraju, teraz znów lęk przed Rosją. Kompletna laicyzacja społeczeństwa – co samo w sobie nie jest złe, oznacza też brak powszechnych autorytetów.
W Polsce układ patriarchalny bardzo silnie związany jest z katolicyzmem i władzą Kościoła. Kobieta jest tylko „szyją”, mąż to wcielenie władzy Boga, główną cnotą kobiecą powinno być posłuszeństwo. A ty pokazujesz sytuację, w której patriarchat nie ma nic wspólnego z Kościołem.
Łotwa jest społeczeństwem bardzo konserwatywnym i zamkniętym, i choć sytuacja się zmienia, to dzieje się to bardzo powoli i nie na wszystkich frontach jednocześnie. Taki paradoks: prezydent Łotwy jest otwarcie gejem, ale społeczeństwo pozostaje homofobiczne. Jego pozycja pomogła jednak w częściowym oswojeniu społeczeństwa z nieheteronormatywnością – skoro „główny facet” jest gejem, może to jest w porządku.
Jednocześnie kraj przez długi czas nie mógł ratyfikować konwencji stambulskiej (dotyczącej przemocy wobec kobiet), a kiedy Turcja się z niej już wycofała, Łotwa w końcu ją przyjęła. Jeszcze dwa lata temu, jeśli kobieta została zamordowana, media przedstawiały to jako „zbrodnię w afekcie”, a sprawca nie był nazywany mordercą. Narracja, jaką się często posługiwano, była rodzajem gaslightingu – to kobieta doprowadziła mężczyznę do szału, wybuchu. Dzisiaj przed sądem staje Ieva Raubiško, obrończyni praw człowieka, oskarżona o udzielenie pomocy na granicy z Białorusią. Jej działania nie spotkały się z publiczną obroną, jak w Polsce.
Jak to się stało, że w konserwatywnym i zamkniętym – jak sama mówisz – społeczeństwie łotewskim pojawił się kobiecy stand-up?
Pierwszy stand-up został zorganizowany w ramach szerszego wydarzenia 8 marca w Kaņepes Kultūras Centrs w 2015 roku. Wydarzenie nosiło nazwę MEN/WOMEN i obejmowało dyskusje, wieczór filmowy oraz sieviešu stendaps, czyli kobiecy stand-up.
czytaj także
Stand-up zorganizowałam sama, bo poprosiła mnie Liene Jurgelāne, łotewska artystka i aktywistka. Zadzwoniłam do kilku kobiet, które znam, niektóre z nich były moimi przyjaciółkami, niektóre były zabawne od pierwszego razu, niektóre były po prostu odważne. Stand-up odbył się w sali na pierwszym piętrze Kaņepes Kultūras Centrs. Wszystkie miejsca były zajęte, ale to dlatego, że wstęp był darmowy, a miejsc było dla 30 osób. Zapytano mnie, czy chciałbym zrobić coś podobnego w przyszłym miesiącu.
W kwietniu 2015 było już trudniej, bo do sali na drugim piętrze mogło wejść 100 osób, a bilety były sprzedawane za dwa euro. Za drugim i trzecim razem zainteresowanie było ogromne. Ludzie, głównie kobiety, stali w kolejkach dookoła budynku. Nie sądzę, że to zainteresowanie wynikało tylko z jakości naszych występów, ale w równym stopniu z tego, że w łotewskim społeczeństwie nie odbywały się żadne szczere dyskusje na „tematy kobiece”. My ciągle najczęściej rozmawiamy o nich w kuchni, a nie publicznie.
Wam udało się wyjść z kuchni na scenę. Czyli to możliwe…
Opowiem ci o tym, jak Skarbeniek miał się stać słuchowiskiem radiowym w publicznej stacji. Zgłosiła się do mnie reżyserka, Laura Groza. Początkowo projekt rozwijał się bez problemów – szybko dobrano aktorów, otrzymali wynagrodzenie, a praca posuwała się naprzód. Jednak w pewnym momencie nagrania zostały zatrzymane, odbyły się spotkania na ten temat, a reżyserka zaczęła mieć kłopoty.
Nie zostałam zaproszona na te rozmowy, ale później dowiedziałam się, że powodem były „niebezpieczne słowa” i „niebezpieczna scena” – chodziło o przekleństwa oraz scenę seksu. Chociaż program miał być emitowany o godzinie 21, uznano, że treści są problematyczne. Reżyserka początkowo była pewna, że w „nowoczesnym społeczeństwie” nie będzie żadnych trudności, ale szybko przekonała się, że rzeczywistość jest inna – konserwatywna i pełna ograniczeń. Ostatecznie słuchowisko udało się nagrać, ale towarzyszyły temu przeszkody administracyjne.
A jak się ma w Łotwie literatura feministyczna?
Elementy feministyczne pojawiają się w niektórych książkach, ale brakuje ruchu literackiego, który można by nazwać wyraźnie feministycznym. Warto wspomnieć, że książkę Santy Remere (z ilustracjami Elīny Brasliņy) zawierającą portrety kobiet ważnych w historii Łotwy, która miała feministyczny charakter, ocenzurowano i trafiła na „czarną listę”. Sądzę, że powodem cenzury było wprowadzenie do tej książki postaci Tatjany Ždanoki, proputinowskiej polityczki.
Są też feministyczne wiersze w niektórych zbiorach autorów młodszego pokolenia: Anna Belkovska, Elvīra Bloma, Elīna Vendija Rībena, Liepa Actiņa. Jest jeszcze Anna Auziņa i jej Mājoklis, skupiona na opisie wyłącznie kobiecej seksualności i jej relacji z religią. Ale mam wrażenie, że osoby piszące trochę boją się wyrażania otwarcie poglądów feministycznych. Czuję, że teraz nawet łatwiej jest być queer w społeczeństwie łotewskim niż być feministką.
Brudne morderczynie: przemyślenia Wyszyńskiego o kobietach i aborcji
czytaj także
W Łotwie literatura feministyczna jest marginalizowana – nie spotyka się z otwartą krytyką, lecz z ignorowaniem. Mężczyźni dominują w nagrodach literackich, a książki o kobietach nie są szeroko promowane.
Nie czujesz się samotna jako pisarka?
Mam raczej ambiwalentne odczucia na temat mojej pozycji jako feministycznej pisarki i aktywistki w Łotwie. Z jednej strony często czuję się samotna – jeśli mówię o feminizmie, nie jestem „radykalnie atakowana”, ale ludzie po prostu udają, że mnie nie słyszą. Czuję, że moja praca nie jest szeroko dyskutowana, ale jednocześnie dostaję listy od czytelniczek, które dziękują mi za inspirację i siłę.
**
Inga Gaile – poetka, powieściopisarka, tłumaczka, dramatopisarka, autorka powieści Skarbeniek i stand-uperka. Jest przewodniczącą łotewskiego PEN Clubu.