Premierem Francji został niedawno młody i popularny Gabriel Attal. Wybór ten jest próbą zatarcia złego wrażenia po ostatnich poczynaniach rządu i ma ułatwić obozowi Macrona walkę z nacjonalistami w nadchodzących eurowyborach. Nowemu gabinetowi od samego początku towarzyszą jednak zarzuty o oderwanie od życia zwykłych Francuzów.
W początkach stycznia do dymisji podała się premierka Elisabeth Borne, prawdopodobnie na życzenie prezydenta Macrona, który chce zreorganizować swój obóz przed zbliżającymi się wyborami europejskimi. Chociaż Borne pełniła urząd przez niewiele ponad półtora roku, to jej kadencja należała do najbardziej intensywnych w najnowszej historii Francji. Raczej nie będzie wspominana ciepło.
„Cesarz antywoke” czy mit, który należy odkłamać? Francuskie spory wokół Napoleona
czytaj także
Przylgnęło do niej przezwisko Madame 49.3, ze względu na nagminnie stosowany artykuł konstytucji pozwalający na przyjęcie ustawy bez zgody parlamentu. W ten sposób przeforsowano między innymi skrajnie niepopularną reformę emerytalną, a przez cały okres premierostwa Borne sięgnięto po niego aż 23 razy, bijąc rekord częstotliwości. W szefową rządu uderzyło dodatkowo przyjęcie nowego prawa (anty)imigracyjnego, do którego przegłosowania partia Macrona potrzebowała wsparcia nacjonalistów ze Zjednoczenia Narodowego. Le Pen ogłosiła swoje „zwycięstwo ideologiczne”, a na rząd spadła fala krytyki, częściowo pochodzącej również z obozu prezydenckiego. Zmiana wizerunku stała się konieczna.
Premier w czepku urodzony
Wybór padł na Gabriela Attala, dotychczas pełniącego funkcję ministra edukacji. 34-letni polityk jest podopiecznym prezydenta i bywa kąśliwie nazywany delfinem, w nawiązaniu do tytułu następców tronu w Królestwie Francji. Mówi się, że Macron podjął decyzję wbrew obiekcjom czołowych polityków własnego obozu politycznego, być może przygotowując Attala do roli swojego spadkobiercy i kandydata w wyborach prezydenckich w 2027 roku. Byłby to kolejny krok w karierze bardzo szybkiej, ale bardzo ograniczonej geograficznie.
Złośliwi ironizują, że nowy premier przez całe życie nie opuścił centrum Paryża. Wychował się w stolicy i chodził do miejscowych szkół, prywatnych i prestiżowych, aby następnie zdobyć dyplom na Science Po. Wybrany do parlamentu przez bogate podparyskie przedmieście zaledwie kilka lat po ukończeniu edukacji, dzięki dobrej prezencji i elokwencji został rzecznikiem partii Macrona, a następnie rządu. W końcu otrzymał stanowisko ministra, zdobywając w międzyczasie całkiem sporą popularność.
Bernard Tapie – meteoryt, któremu nie udało się wstrząsnąć Francją
czytaj także
To między innymi jej zawdzięcza obecne stanowisko. Ostre zaostrzenie prawa migracyjnego przy poparciu Le Pen, z której ideami Macron obiecywał walczyć, nadwątliło zaufanie do rządu. Niektórzy deputowani większości prezydenckiej zagłosowali przeciwko projektowi, jeden z ministrów podał się do dymisji. Attal ma opinię liberalnego centrysty, więc jego nominacja może być próbą uspokojenia nastrojów, ale nie należy spodziewać się odwrócenia prawicowego kursu Macrona, o czym świadczą nominacje ministerialne.
Separatyzm socjalny obozu prezydenckiego
Ministrą kultury została Rachida Dati, niegdyś sprawująca funkcje rządowe za prezydentury Sarkozy’ego i należąca do konserwatywnych Republikanów. Z ramienia tej partii była kandydatką do obsadzenia merostwa Paryża i w następnych wyborach miejskich zamierza podjąć kolejną próbę – tym razem prawdopodobnie ze wsparciem Macrona, co potwierdziłoby postępujące schodzenie ugrupowania prezydenta na pozycje prawicowe.
Kolejne państwo idzie na wojnę z Airbnb? Francja ma dość popularnej aplikacji
czytaj także
Jednym z czołowych haseł prezydentury Macrona jest całkiem słuszna walka z islamistycznym „separatyzmem”, czyli odrzucaniem wartości republikańskich przez niektórych muzułmańskich obywateli. Problem w tym, że laicyzm w wykonaniu prezydenta okazał się bardzo wybiórczy. Uczestniczył on w katolickich i judaistycznych ceremoniach religijnych, co według republikańskiej tradycji nie przystoi głowie państwa. Podwójne standardy są też wyraźnie widoczne w podejściu do edukacji – w czasie gdy Republika poszła na wojnę z prywatnym nauczaniem w imię zwalczania islamizmu, nowa ministra edukacji wysłała swoje dzieci do bardzo konserwatywnej szkoły katolickiej. Oczywiście prywatnej.
Amélie Oudéa-Castéra dodatkowo pogorszyła sytuację swoimi tłumaczeniami, ponieważ w odpowiedzi na dociekania mediów zaatakowała szkołę publiczną, do której chodził jej syn. Dziennikarze nie znaleźli jednak potwierdzenia zarzutów, a rodzice uczniów stanęli w obronie placówki. Pod lupę trafiło też wybrane przez ministrę prestiżowe Collège Stanislas. Od kilku lat jest ono krytykowane za przypadki przemocy seksualnej, homofobię i seksizm, co tylko wzmaga krytykę spadającą na Oudéę-Castérę za postawianie prywatnej szkoły katolickiej ponad edukację publiczną. Nie jest w tym odosobniona, ponieważ z trójki poprzednich macronowskich ministrów edukacji, do których należał obecny premier, wszyscy są absolwentami placówek prywatnych lub posłali do nich swoje dzieci.
Polaków we Francji witano ciepło. Ale gdy zaczęło brakować pracy, zostali „brudasami”
czytaj także
Większym problemem niż hipokryzja w tematach laickości jest tu kultywowanie separatyzmu socjalnego. W niedawno wydanej książce Thomas Piketty oraz Julia Cagé postawili tezę, że ugrupowanie Macrona jest najbardziej burżuazyjną władzą w historii Francji. Zmierzyli to przede wszystkim strukturą elektoratu, ale preferencje edukacyjne rządzących na pewno nie przeczą wnioskowi duetu badaczy.
Przegrupowanie przed wyborami europejskimi
Skandal wokół ministry edukacji nie jest dobrym startem dla nowego rządu, który i tak stoi przed bardzo trudnym zadaniem. Celem Attala jest poprawienie notowań partii rządzącej na tyle, żeby była w stanie powalczyć o zwycięstwo w wyborach europejskich. W tej chwili sondaże dają Zjednoczeniu Narodowemu aż 11 punktów proc. przewagi (28 do 17). Do kolejnej kampanii prezydenckiej jeszcze daleko, ale taki wynik postawiłby Le Pen lub jej ewentualnego nominata w bardzo dobrej pozycji wyjściowej.
Stąd mówi się, że nowy gabinet szczególnie poważnie potraktuje najbliższe miesiące, próbując puścić w zapomnienie niepopularne dokonania rządu Borne, z reformą emerytalną na czele. Jednocześnie niedawne przyjęcie prawa migracyjnego, pozbawiającego imigrantów wielu z zabezpieczeń socjalnych i utrudniającego zdobycie francuskiego obywatelstwa, zwiastuje walkę ze skrajną prawicą poprzez przejmowanie niektórych z jej postulatów. Taka taktyka jest bardzo ryzykowna, co pokazał niedawny triumf Wildersa w Holandii. Gdy już ktoś uwierzy w narrację o zderzeniu cywilizacji i zagrożeniu dla tożsamości narodowej, to czemu miałby nie wybrać oryginału ponad kopię? Na razie rządzący skupiają się jednak na bardziej przyziemnych problemach.
Wynik eurowyborów w pewnym stopniu przesądzi, czy Gabriel Attal pozostanie liczącym się kandydatem do reprezentowania obozu prezydenckiego w batalii o utrzymanie Pałacu Elizejskiego. Macron nie jest uprawniony do walki o trzecią kadencję, więc szereg prominentów ostrzy sobie zęby na zajęcie jego miejsca. Od dłuższego czasu mówi się o prezydenckich ambicjach takich postaci jak były premier Édouard Philippe czy szef MSW Gérald Darmanin. Chociaż dotychczas Macron miał trzymał sytuację pod kontrolą, to ewentualna porażka w wyborach europejskich może doprowadzić do zaostrzenia walk frakcyjnych w jego obozie, co zagrozi pozycji „delfina”.