Niepotrzebna jest łopatologiczna dydaktyka, żebyśmy zobaczyli, że te wszystkie tłumaczenia po latach nie oznaczają poważnej zmiany. Rzeczywistego poczucia winy. I koszmarem jest nie tylko to, co się wydarzyło, ale też sposób opowiadania o tym, pełen samousprawiedliwień i pomijający kobiecą perspektywę.
Santiago Roncagliolo, Noc szpilek, przeł. Tomasz Pindel, ArtRage 2024
Nie byliśmy przecież żadnymi potworami. Możliwe, że trochę… przeholowaliśmy. Ale tylko przez chwilę. Parę dni raptem. I parę nocy.
To nic takiego. Wszyscy dookoła byli znacznie gorsi.
To prawda: to, co zrobiliśmy, pewnie nie trafiłoby do podręczników dobrych manier. Może do działu kryminalnego jakiejś gazety, między przestępstwami na tle seksualnym i napadami z bronią w ręku.
Już te pierwsze zdania mówią nam właściwie wszystko. Ponieważ mamy do czynienia z thrillerem, to, co się w nim wydarzy, jest naprawdę brutalne i drastyczne. Bohaterowie tej historii, gdyby byli pełnoletni, powinni spędzić za to całe lata w więzieniu. A ich „przeholowanie” dotyczy kobiety.
Oto czterech mężczyzn, lepiej lub gorzej radzących sobie w życiu, opowiada przed kamerami, każdy oddzielnie, swoją wersję wydarzenia sprzed dwudziestu lat, z roku 1992. Mieli wtedy po piętnaście lat i chodzili do katolickiej, męskiej szkoły w Limie. Mundurki, msze, rygor, dyrektor jezuita. I dwa tysiące chłopców.
Mieszkają w tej lepszej, białej dzielnicy otoczonej slamsami, gdzie nie powinni chodzić i z których może płynąć nawet większe zagrożenie, kiedy biedota zaatakuje bogatszych. Po ulicach chodzą strażnicy, jak rozumiemy, prywatna policja, domy otoczone są wysokimi murami zabezpieczonymi dodatkowo drutem kolczastym albo prądem. Jeszcze niedawno Peru prowadziło wojnę z Ekwadorem, teraz nieudolnie walczy z komunistyczną partyzantką i terrorem, a przemoc, również ta kryminalna, jest na porządku dziennym – morderstwa, rabunki, gwałty, porwania dla okupu. Policja jest nieudolna i skorumpowana.
I to otoczenie, pełne przemocy, ma być jednym z wytłumaczeń dla ich przestępstwa, bo popełnili okrutne przestępstwo. Wobec kobiety. I wszelkie dodatkowe okoliczności nie powinny nam tego przesłaniać. Próbują to może wyprzeć z pamięci, umniejszyć, ale wiedzą to teraz i wiedzieli wówczas – nie chodziło brak manier. A cała książka jest rozpisaną na głosy próbą wytłumaczenia się rozmaitymi okolicznościami. Pierwszą już wymieniliśmy – Peru. Drugą – splot wydarzeń, nad którymi nie zapanowali.
Nagi pies peruwiański, czyli utracony przywilej płacenia podatków
czytaj także
Idźmy jednak dalej. Są nastolatkami w rygorystycznej szkole i klasowymi ofermami, raz w życiu chcieliby być ważni i podziwiani. Czy możemy się dziwić, że szkolni pariasi chcą w końcu zabłysnąć? Że bunt jest naturalny w tym wieku? No i podobno wszystkim chłopcom w tym wieku sperma zalewa mózgi, więc właściwie są niepoczytalni. Głupi i opętani seksem – o niczym innym nie potrafią myśleć ani mówić. To, co mówią, jest wulgarne, obleśne i seksistowskie, ale oczywiście w duszy mogą być romantykami marzącymi nie o tym, żeby przerżnąć dziewczynę, ale żeby się z nią kochać.
Dziewczyny jednak bronią swego dziewictwa, a poza tym gdzie ich szukać? Uczą się tego wszystkiego od chłopackiego otoczenia w szkole i z filmów pornograficznych na wideo, od swoich ojców i w ogóle z patriarchalnego powietrza. Wzorem prawdziwej męskości jest wojskowy, silny, bezwzględny, pogardzający wrogiem obrońca ojczyzny przed „małpami”, czyli Ekwadorczykami. Nawet jeżeli mit ten pryśnie, trudno się z nim rozstać, bo nie ma nic w zamian, chyba że liberalne bezhołowie. Mężczyzna ma być twardzielem, macho. To jest jakiś wszechogarniający toksyczny wzór na męskość. Nie ma od niego ucieczki, ale to chyba nie oznacza, że zwalnia z wszelkiej odpowiedzialności za swoje czyny? Chłopcy tak naprawdę jej unikną, co najwyżej będą się trochę źle czuli z tym, co zrobili.
Wszyscy ci chłopcy mają z różnych powodów skomplikowaną sytuację rodzinną i są tak naprawdę jeszcze dziećmi, nieszczęśliwymi. Wspólny powód jest taki, że rodzice nie umieją z nimi rozmawiać, nie poświęcają im dość uwagi i ich nie rozumieją, a poza tym może to być: śmierć jednego z rodziców, alkoholizm, PTSD, kłopoty materialne, parenting, czyli konieczność przyjęcia roli opiekuna wobec własnego rodzica. Któryś z nich ukrywa swoją orientację seksualną, chociaż koledzy łatwo go rozszyfrowują. Rzecz jasna zjadliwa homofobia też jest częścią tej kultury.
Zbrodnia na żądanie banków. Jak Peru likwidowało biedę przymusową sterylizacją
czytaj także
A co robią kobiety w tej powieści, w której ich głos jest prawie niesłyszalny? A właściwie jak je widzą chłopcy, poza tym, że są dla nich obiektami seksualnymi? Ofiara nie jest sympatyczną osobą, może nawet wredną, czy sama więc się nie prosiła o kłopoty? Kobiety wstają pierwsze rano, kładą się ostatnie, ale tak naprawdę nie potrafią nikomu pomóc. Są uzależnione od mężczyzn, podporządkowujące się ich zdaniu.
Z drugiej strony wiadomo, że przecież są lepsze i mądrzejsze od mężczyzn. I są – trudno się temu dziwić w takiej kulturze – sprawnymi manipulatorkami. Ostatecznie, kto odpowiada za to, że chłopak naciska na cyngiel? Młoda dziewczyna, chociaż nie da się jej złapać za rękę. Wystarczy, że napalonemu i zakochanemu młokosowi zasugeruje, czego od niego oczekuje. Chłopcy działają, może głupio, ale są aktywni, podejmują ryzyko. Dziewczynki są ciche, ale ostatecznie to one wiedzą, czego chcą, i potrafią to osiągnąć. A niezbyt atrakcyjna kobieta w średnim wieku, która wykorzystuje pozycję nauczycielki, jest restrykcyjna, dyscyplinuje prowokujących ją uczniów – tak, to ona jest potworem w ich opowieści. (Kto uczył i nigdy w życiu nie powiedział: a panowie tam na końcu z czego się śmieją? Może wszyscy się pośmiejemy? – niech pierwszy rzuci kamieniem).
Tak, w końcu to te lepsze i mądrzejsze kobiety są wszystkiemu winne. A my po czyjej jesteśmy stronie? Tak prowadzona – z punktu widzenia czterech mężczyzn przypominających sobie chłopięce czasy – opowieść siłą rzeczy skłania do zrozumienia ich i przynajmniej częściowej empatii. Brakuje natomiast prawie całkiem empatii i zrozumienia dla ofiary.
Nastolatkowie, ci gorsi w męskim stadzie, raz w życiu postarali się sprostać ideałom toksycznej męskości. I kto wie, czy to nie był dla nich najpiękniejszy, niezapomniany moment w ich biografii. Wreszcie nie byli tymi szpilkami, które łatwo zgubić i nie mają znaczenia, ale tymi wyjątkowymi, które się pamięta, bo ukłuły. W każdym razie tak uważa mężczyzna, który jest demiurgiem tej sytuacji i zmusza kolegów szantażem do opowiedzenia i nagrania tych historii. Może pozostali już się zreformowali? Gotowi są poważnie skonfrontować się z przeszłością?
Ten, który został prawnikiem, pochodzący z liberalnej i mniej opresyjnej rodziny, gdzie patologią był ojciec wciąż zdradzający żonę, realizuje ten dobry wariant męskości – wiernego i dobrego męża i troskliwego ojca, nieuciekającego się do przemocy. Prawdziwy mężczyzna jest honorowy i nie łamie danego słowa! Ale i on niewiele z tego zrozumiał. A czy autor rozumiał? W końcu narracja należy do bohaterów, to im daje głos, a jakie wnioski z niej wyciągniemy, należy już do nas. Czy będziemy jak redakcja „GW”, która publikuje wyznania Marcina Kąckiego, bo wydają się straszne i jednocześnie takie wzruszające, czy już jest dla nas oczywiste, że coś tu jest nie tak?
Upadek mitu wrażliwego łobuza-utracjusza to wielki sukces #MeToo
czytaj także
W końcu niepotrzebna jest łopatologiczna dydaktyka, żebyśmy zobaczyli, że te wszystkie tłumaczenia po latach nie oznaczają poważnej zmiany. Rzeczywistego poczucia winy. I koszmarem jest nie tylko to, co się wydarzyło, ale też sposób opowiadania o tym, pełen samousprawiedliwień i pomijający kobiecą perspektywę. Czy autor robi to świadomie, czy nie, nie to ma dla mnie większego znaczenia.
Wydawca reklamuje książkę blurbami, oczywiście mężczyzn – Wojciecha Chmielarza i Łukasza Orbitowskiego. Dowiadujemy się z nich, że jest to książka „o żarcie, który wymknął się spod kontroli. O zemście, rodzicach, pierwszej miłości, o przemocy, marzeniach i tragedii straty. O przyjaźni, błędach i miłości”. Takie tam chłopackie nostalgie. Rozumiem, ma być krótko, banalnie i reklamowo. Powieść popularna, ale napisana – mimo że miejscami fabuła jest zbyt grubymi nićmi szyta – wyjątkowo sprawnie, wciągająca, thriller jak się patrzy! Nie chcę do niej zniechęcać, bo dobrze mi się ją czytało, ale chyba dziś już nie kupujemy takich narracji bezkrytycznie?