W zielonej energetyce – tak samo jak w produkcji pojazdów elektrycznych – stosunkowo mniejszy udział ma tradycyjny przemysł, oparty na inżynierii i mechanice, a coraz większą rolę odgrywa kapitał w chmurze. Tego Europie brakuje.
ATENY – Europejski przemysł chwieje się w posadach z powodu podwójnego zagrożenia: wysokich cen energii i amerykańskiej ustawy o przeciwdziałaniu inflacji (Inflation Reduciton Act), która de facto jest łapówką dla europejskiego zielonego przemysłu, mającą skłonić go do przeniesienia się do USA.
Czy europejskie zagłębia zmienią się w pasy rdzy? Czy Niemcy czeka ta sama trauma co Wielką Brytanię, gdzie po zamknięciu fabryk wysoce wykwalifikowani robotnicy zostali zmuszeni do podjęcia nisko płatnej, mało produktywnej pracy, która wymagała niskich kwalifikacji? Ten alarm rozbrzmiewa w gabinetach najpotężniejszych europejskich polityków.
Społeczna, ale nie antysystemowa. Taka powinna być transformacja energetyczna
czytaj także
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz zareagował szybko i zaproponował utworzenie nowego unijnego funduszu w celu udzielania pomocy państwowej europejskim firmom, które mają pokusę, by przenieść się do USA i skorzystać z tamtejszych hojnych dotacji. Biorąc jednak pod uwagę, jak wolno wszystko się toczy w Europie – zwłaszcza w sprawie wspólnego zadłużenia potrzebnego do sfinansowania czegokolwiek – wątpliwe jest, czy dotacje UE na czas i w proporcjonalny sposób zrównoważą dopłaty czekające w USA.
Niemiecki przemysł samochodowy to dobry przykład tego, o jaką stawkę toczy się gra. Inflacja zadała wytwórcom aut podwójny cios – z jednej strony rosnące ceny paliw zniechęciły klientów, z drugiej wzrosły koszty produkcji. A jako że niemiecki przemysł w dużej części opiera się na branży motoryzacyjnej, komentatorzy już zaczęli zadręczać się wizjami dezindustrializacji tego państwa. Ich trwoga jest uzasadniona, lecz w analizie zapominają o pewnym kluczowym zagadnieniu.
Przerzucając się szybko na produkcję pojazdów elektrycznych z użyciem coraz większej ilości energii odnawialnej, niemieccy producenci samochodów dowiedli już, że potrafią stanąć na wysokości zadania sprostania zielonej transformacji i rosnącym cenom paliw kopalnych.
Co prawda lęk przed dezidustrializacją jest wyolbrzymiony, niemniej obawy Niemców (a przez to wszystkich Europejczyków), że cały kontynent za chwilę straci pozycję na rzecz USA i Chin, są uzasadnione. Przejście na samochody elektryczne, przyspieszone z powodu inflacji i gwałtownego skoku cen energii, zredukowało rozmiar i siłę europejskiego kapitału. Kapitaliści w Europie zostają w tyle, zwłaszcza za właścicielami z USA i Chin, w wyścigu o akumulację i zbieranie korzyści z czegoś, co nazywam kapitałem w chmurze.
Przyjrzyjmy się temu, co stanowi samo sedno siły kapitału Niemiec, czyli precyzyjnej inżynierii mechanicznej i elektrycznej. Niemieccy producenci samochodów w szczególności wzbogacili się na wytwarzaniu wysokiej jakości silników spalinowych i wszystkich części potrzebnych do przełożenia energii na koła (skrzynie biegów, osie, mechanizmy różnicowe itd.). Jednak samochody elektryczne są znacznie prostsze z punktu widzenia mechaniki. Ich wartość dodana bierze się w dużej mierze ze sztucznej inteligencji oraz inteligentnego oprogramowania łączącego samochód z chmurą – tą samą, w którą niemieccy kapitaliści nie zdołali zainwestować przez ostatnie kilka dekad.
czytaj także
Załóżmy, że unijna pomoc skutecznie nakłoni firmy takie jak Volkswagen, Mercedes-Benz i BMW, by nie przenosiły produkcji do Ameryki i wytwarzały samochody elektryczne w Europie. Nawet jeśli to się uda, produkcja samochodów w Niemczech i Europie już nigdy nie będzie przynosiła takich zysków jak kiedyś. Coraz większa część dochodów, jakie będzie można wypracować na rynku pojazdów elektrycznych, nie będzie pochodziła ze sprzedaży użytkownikom samego mechanicznego sprzętu, ale aplikacji. Dokładnie tak, jak obecnie Apple zarabia kokosy na zewnętrznych deweloperach, którzy produkują aplikacje sprzedawane w Apple Store na iPhone’y. Kiedy doda się do tego wartość danych generowanych przez ruchy pojazdu i przesyłanych do chmury, wówczas łatwo zauważyć, dlaczego kapitał w chmurze już teraz przyćmiewa tradycyjny „naziemny” kapitał, który stanowi o bogactwie Europy.
Podobną historię można opowiedzieć o sektorze energetycznym. Kiedy pandemia osłabła, a ceny energii ruszyły z kopyta w górę, wielkie koncerny naftowe i gazowe zarobiły fortunę. Branża paliw kopalnych zyskała nowy wiatr w żagle – podobnie jak w czasach napoleońskich wzrost ceny kukurydzy wynikający z zaburzeń importu dał drugi wiatr w żagle brytyjskim feudałom. Takie podmuchy nie trwają jednak długo. W latach 20. XIX wieku zyski kapitalistów przyćmiły krótkotrwały wzrost zysków z ziemi feudałów. Dziś postpandemiczny wzrost inflacji już sprawia, że kapitał w chmurze coraz bardziej rozszerza swoje wpływy w sektorze energetycznym.
czytaj także
Paliwa kopalne to domena nieświętego przymierza między umowami z epoki feudalnej a naziemnym kapitałem. Przemysł wymaga pozwoleń na wydobycie zasobów z określonych działek ziemi albo z dna morskiego, a w zamian rządy lub prywatni właściciele nieruchomości otrzymują staroświecką rentę gruntową. Branża wymaga też staroświeckich dóbr kapitałowych takich jak platformy wiertnicze, tankowce, ropociągi lub gazociągi oraz pływające instalacje do regazyfikacji, aby karmić paliwem kopalnym wielkie, bardzo skoncentrowane, zintegrowane pionowo (top-down) elektrownie, które pod względem estetycznym i ekonomicznym przypominają XIX-wieczne fabryki – „młyny szatańskie” Williama Blake’a.
W przypadku energii odnawialnej mamy za to do czynienia ze zdecentralizowaną organizacją, gdzie panele słoneczne, turbiny wiatrowe, pompy ciepła, odwierty geotermalne, urządzenia konwertujące energię fal i tak dalej są wszystkie zintegrowane poziomo, wchodząc w skład sieci kojarzącej się z siecią neuronową – i z udziałem kapitału w chmurze.
Krótko mówiąc, zielona energia – podobnie jak branża samochodów elektrycznych – wymaga dużych nakładów kapitału w chmurze. Powtórzę: nawet jeśli europejskie dotacje doprowadzą do uruchomienia na kontynencie masowej produkcji paneli słonecznych, turbin wiatrowych i innych urządzeń związanych z zieloną energią, to Europie i tak wciąż będzie jeszcze brakować tego, co przynosi największe zyski w łańcuchu wartości – kapitału opartego na chmurze, który sprawia, że branża zielonej energii może gładko funkcjonować.
Hausner: Europa musi wypracować nowy model gospodarczy, model „wysp i archipelagów”
czytaj także
Nawet jeśli powrót inflacji nie osłabi nadmiernie europejskiego przemysłu, to zmusi go do przejścia na metody produkcji, które wymagają większego udziału kapitału w chmurze. A tego Europie brakuje. W praktyce kurczyć się będą szczególnie nadwyżki Niemiec ze względu na brak odpowiednich dochodów lub zwrotów z inwestycji w kapitał w chmurze. Podobne bóle czekają całą europejską gospodarkę, uzależnioną od niemieckiego przemysłu.
**
Copyright: Project Syndicate, 2023. www.project-syndicate.org. Z angielskiego przełożył Maciej Domagała.