„Dla mnie modelowym rozwiązaniem o kluczowym znaczeniu dla praw ofiar jest kwestia izolacji sprawcy od ofiary i policyjny nakaz opuszczenia lokalu. Potrzebne są też zmiany prawne dotyczące zwalczania przemocy w przestrzeni publicznej” – mówi europosłanka Sylwia Spurek.
Agnieszka Wiśniewska: Dlaczego zdecydowała się pani powiedzieć, że była ofiarą przemocy?
Sylwia Spurek: Żeby pokazać, że to nie osoby, które jej doświadczają, powinny się wstydzić. Bo to nie one są winne, lecz sprawcy. A sprawców często się usprawiedliwia. Szukamy powodów, okoliczności, jakichś wyjaśnień ich zachowania, za to ofiarę osądzamy, obwiniamy ją i zawstydzamy.
Czy pani też była obwiniana, czuła się osądzana jako ofiara?
Ja najpierw padłam ofiarą przemocy jako dziecko. Dzieci doświadczające przemocy są w jeszcze innej sytuacji, bo one najczęściej nikomu się nie skarżą, nikomu nawet nie mówią, co się wydarzyło.
Pani powiedziała wtedy?
Nie. Dopiero teraz, kiedy jestem dorosłą osobą. Ale potem, kiedy doświadczyłam przemocy jako dorosła już osoba, też nie mówiłam o tym otwarcie.
Nie boi się pani konsekwencji wypowiedzenia tego głośno: „byłam ofiarą przemocy”?
Niechętnie mówię o tym, że sama byłam ofiarą, dlatego że zajmuję się problematyką przemocy zawodowo. I wiem, że ofiary spotykają się z negatywnymi reakcjami. Obawiałam się, że wiele osób zarzuci mi – i teraz pewnie tak się stanie – że nie mogę obiektywnie zajmować się kwestią przemocy, skoro sama jej kiedyś doświadczałam. A przecież zaraz minie 20 lat, od kiedy zaangażowałam się w te działania.
czytaj także
Można na to odpowiedzieć, że osobiste doświadczenie nie tyle odbiera obiektywizm, ile raczej dodaje motywacji do walki z przemocą. Tym bardziej że ofiary przemocy – zwłaszcza kobiety – nie mogą liczyć w Polsce na wsparcie.
Nie mogą liczyć na kompleksowe wsparcie. A ono jest najważniejsze.
Co to znaczy?
Że wsparcie różnych służb i instytucji – od policji przez lekarzy i lekarki po psychologów – musi być całościowe. Kobiety powinny móc zgłosić się na policję, do prokuratora, opowiedzieć o swoim doświadczeniu, być wysłuchane, nie osądzane, nie zawstydzane. Na policji przy zgłoszeniu powinny dostać ofertę pomocy psychologicznej i prawnej, materialnej, a nawet w znalezieniu przedszkola dla dzieci czy pracy, takiej, jakiej ta konkretna osoba potrzebuje. I to musi być pomoc specjalistyczna.
czytaj także
A kim jest ten „ktoś”?
Taka pomoc mogłaby być udzielana chociażby przez organizacje pozarządowe, którym państwo zlecałoby odpowiednie zadania. Ale wtedy państwo, które za to odpowiada, musi odpowiednio je wynagrodzić.
Z tym jest problem, bo zazwyczaj organizacje pozarządowe robią dużo, a pieniędzy dostają za to mało i na dodatek na krótki czas, a więc nigdy nie wiadomo, czy za rok będą miały dotację na np. pomoc prawną dla ofiar.
Tak nie powinno być.
Czy żeby system wspierania ofiar przemocy zadziałał, jak pani mówi, „kompleksowo”, potrzebne jest nowe prawo?
Prawo już jest. Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie przyjęta w 2005 roku, mocno znowelizowana w 2010, tworzy porządne zręby takiego systemu. Obowiązuje nas również ratyfikowana w 2015 roku konwencja antyprzemocowa Rady Europy, która już w pełni zakłada funkcjonowanie takiego systemu. A jednak go nie ma.
Konwencję antyprzemocową ratyfikowaliśmy raczej symbolicznie.
Gdybyśmy wdrożyli konwencję antyprzemocową Rady Europy, mielibyśmy system praktycznie optymalny: pomoc ofiarom, pracę ze sprawcami i ofertę ich udziału w programach korekcyjno-edukacyjnych, szybka izolację sprawcy od ofiary, specjalistyczne szkolenia dla służb oraz podnoszenie świadomości całego społeczeństwa. Niestety, już w momencie ratyfikacji konwencji i PO, i PSL traktowały ją tak, jakby nie rozumiały, że to jest prawo, które ma ratować ludzkie życie.
Ratyfikowaliśmy konwencję w bólach…
…a później słyszeliśmy, że rząd planuje ją wypowiedzieć albo że konwencji nie musimy wdrażać.
I rzeczywiście jej nie wdrażamy?
Podobnie jak unijnej dyrektywy o wsparciu ofiar z 2012 roku. Zakłada ona szereg rozwiązań dotyczących postępowania z ofiarami przestępstw, szczególnie z ofiarami przestępstw przemocy ze względu na płeć, przemocy w bliskich związkach, więc np. w rodzinie. I ta dyrektywa nie została w pełni wprowadzona w życie, za co za chwilę będzie Polsce grozić odpowiedzialność finansowa.
czytaj także
W przypadku konwencji stambulskiej – potocznie zwanej antyprzemocową – takiego mechanizmu jednak nie ma.
Ale w przypadku dyrektyw unijnych już tak i dlatego polskie rządy powinny się obawiać konsekwencji finansowych za niewdrażanie dyrektywy z 2012 roku.
Kiedy czeka nas kara?
Tzw. dyrektywa ofiarowa z 2012 roku miała być wdrożona w ciągu trzech lat. Od tamtego czasu Komisja Europejska bada, czy i w jakim stopniu założenia i cele dyrektywy zostały wdrożone do porządków prawnych poszczególnych państw. Niestety, wszyscy wiemy dobrze, że Unia nie działa bardzo szybko.
Gdybyśmy wdrożyli konwencję antyprzemocową Rady Europy, mielibyśmy system praktycznie optymalny.
Delikatnie mówiąc.
Same analizy postępów we wdrażaniu dyrektywy na szczęście są już dosyć szczegółowe; gorsza wiadomość jest taka, że większość państw członkowskich UE nie w pełni lub nieprawidłowo tę dyrektywę wdrożyła.
Czyli nie tylko my tu zawalamy sprawę.
Nie tylko. I jeszcze trochę czasu zajmie, zanim Komisja wyciągnie konsekwencje.
Nie możemy się jednak pocieszać, bo co chwilę z różnych stron świata docierają informacje o różnych prawnych rozwiązaniach mających chronić kobiety, wspierać ofiary przemocy. Rok temu Nowa Zelandia wprowadziła 10-dniowy płatny urlop dla ofiar przemocy.
Dla mnie modelowym rozwiązaniem o kluczowym znaczeniu dla praw ofiar jest kwestia izolacji sprawcy od ofiary i policyjny nakaz opuszczenia lokalu wydawany w Austrii od 1996 roku. Najpierw na 10 dni, później, po nowelizacji tych przepisów – na 14. To są zresztą standardy konwencji antyprzemocowej.
czytaj także
Potrzebne są też zmiany prawne dotyczące zwalczania przemocy w przestrzeni publicznej. Media pisały kilka lat temu o Francji, która wprowadziła jako wykroczenie molestowanie seksualne na ulicy. Uznano, że kobieta ma prawo czuć się bezpiecznie, komfortowo, że nikt nie może jej wulgarnie zaczepiać, próbować dotykać.
Czy jest szansa na to, żeby podobne przepisy były wprowadzane w całej Unii?
Na razie kompetencje w zakresie przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie są dzielone pomiędzy Unię i państwa członkowskie. To oznacza, że Unia nie może całościowo ustanawiać prawa w tym zakresie. Ale to może się zmienić. Musielibyśmy tylko do tzw. katalogu przestępstw unijnych określonego w art. 83 Traktatu dodać „przemoc w rodzinie” i „przemoc wobec kobiet”.
czytaj także
Czy są realne prace zmierzające do poszerzenia tego spisu przestępstw o przemoc wobec kobiet?
Mam nadzieje, że zaraz te prace się zaczną. Rozmawiałam o tym z Ursulą von der Leyen w lipcu, chwilę przedtem, zanim została wybrana przewodniczącą Komisji Europejskiej, i zasugerowałam takie rozwiązanie – właśnie po to, żeby Unia Europejska stanęła po stronie praw kobiet. Później ona sama wyraźnie mówiła o takim pomyśle, a ja na pewno będę o to dopytywała.
Unia mogłaby przyjmować dyrektywy dotyczące praw ofiar, minimalnych standardów ich ochrony, postępowania ze sprawcami – i te dyrektywy musiałyby być implementowane do krajowych porządków prawnych. Dzięki temu mielibyśmy prawdziwą politykę wspólnotową, nie tylko dotyczącą spójności regionów i jakości autostrad, ale też praw człowieka, w tym praw kobiet.
***
Sylwia Spurek – europosłanka, prawniczka, doktorka nauk prawnych Uniwersytetu Warszawskiego, radczyni prawna, legislatorka, feministka. Od 1999 r. obrończyni praw człowieka. W latach 2015–2019 Zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich ds. Równego Traktowania.
***
Materiał powstał w ramach projektu Gra o Europę, gra w Europie finansowanego ze środków Fundacji im. Róży Luxemburg.