W relacji byłego ministra finansów Grecji Unia jawi się jako struktura skostniała, scentralizowany ośrodek władzy pod panowaniem biurokratów, którzy nie otrzymali demokratycznego mandatu od wyborców na podejmowanie kluczowych decyzji, wpływających przecież na życie milionów europejskich obywateli – Maciej Wróblewski pisze o nowej książce Janisa Warufakisa.
27 czerwca 2015. Trwa posiedzenie Eurogrupy (wszystkich ministrów finansów państw strefy euro plus przedstawicieli międzynarodowych instytucji finansowych) na temat kryzysu greckiego. Janis Warufakis, ówczesny minister finansów Grecji, postuluje przedłużenie lutowej umowy dotyczącej greckiego zadłużenia zawartej z tzw. trojką (MFW, Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny), która upływa wraz z końcem miesiąca. Zależy mu na kilkudniowym przedłużeniu umowy z wierzycielami, a to z powodu referendum zaplanowanego w Grecji na 5 lipca, w którym obywatele zdecydować mają o przyjęciu bądź odrzuceniu kolejnego bezproduktywnego bailoutu dla jego kraju. Jeżeli umowa zawarta z trojką nie zostanie przedłużona, EBC najprawdopodobniej odmówi przyjmowania pod zastaw greckich obligacji od greckich banków w zamian za gotówkę. To z kolei wiązałoby się z utratą płynności finansowej tych drugich i zamknięciem ich na tydzień przed referendum.
Mimo argumentów Warufakisa, że zamknięcie banków zdestabilizuje grecką gospodarkę i znacząco wpłynie na wynik referendum, członkowie Eurogrupy nie zgodzili sie na przedłużenie umowy. Co więcej, Jeroen Dijsselbloem, prezydent tego gremium, poirytowany ciągłymi problemami i dyskusjami wzniecanymi przez greckiego ministra od samego początku sprawowania przez niego urzędu, a więc od lutego 2015, ogłosił co następuje. Po pierwsze, po zakończeniu spotkania (i po raz pierwszy w historii Eurogrupy) komunikat podsumowujący zostanie opublikowany bez jednomyślnej zgody uczestników co do jego treści (czyt. bez zgody Grecji). Po drugie, także po raz pierwszy w historii, następne spotkanie Eurogrupy, zaplanowane w tym samym dniu i również dotyczące sytuacji w Grecji, miało się odbyć… bez udziału jakiegokolwiek urzędnika państwowego reprezentującego ateński rząd.
czytaj także
Postawiony wobec takiej niecodziennej sytuacji, Warufakis zadał pytanie sekretariatowi Eurogrupy, czy zgodnie z unijnymi traktatami prezydent Dijsselbloem ma w ogóle prawo wydać komunikat bez jednomyślnej zgody co do jego treści, oraz czy ma prawo dowolnie wykluczać ministrów finansów państw strefy euro ze spotkań Eurogrupy? Po krótkich konsultacjach i sprawdzeniu stosownych dokumentów otrzymał następującą odpowiedź: „Panie ministrze, Eurogrupa nie istnieje w sensie prawnym, ponieważ nie jest ciałem, które występuje w jakichkolwiek europejskich traktatach. Jest to nieformalna grupa ministrów finansów państw strefy euro. Nie ma żadnych spisanych zasad, w jaki sposób powinna funkcjonować, dlatego jej szef nie ma nad sobą żadnych wiążących nakazów”.
Niedawno wydane wspomnienia Warufakisa o jego blisko półrocznych negocjacjach z trojką – teraz dostępne po polsku jako Porozmawiajmy jak dorośli – dają fascynujący wgląd w mechanizmy decyzyjne, którym podlega dzisiejsza Unia Europejska. Pomimo wielokrotnych prób przekonania trojki, mimo skrupulatnej analizy makroekonomicznej, logicznej argumentacji o sytuacji gospodarczej Grecji i konstruktywnych propozycji rozwiązania problemu nadmiernego zadłużenia, unijni wierzyciele pozostali niewzruszeni. Dlaczego?
Odpowiedzi Warufakis udziela już na początku książki, opisując swoje nieformalne spotkanie w Waszyngtonie z Larrym Summersem, byłym sekretarzem Departamentu Skarbu USA, rektorem uczelni Harvarda i wybitnym ekspertem ekonomicznym. Chociaż głównym tematem rozmowy był problem greckiego zadłużenia i próba zdobycia przychylności oficjeli Stanów Zjednoczonych przez Warufakisa, Larry Summers starał się wysondować świeżo upieczonego greckiego ministra co do jego stosunku do polityki:
„Są dwa rodzaje polityków – powiedział – insiderzy i outsiderzy. Ci drudzy na pierwszy plan wysuwają swoją wolność, aby zachować prawo do wygłaszania własnego zdania, swojej własnej prawdy. Ceną za tę wolność jest ignorowanie ich przez insiderów, którzy podejmują ważne decyzje. Insiderzy z kolei stosują się do świętej zasady: nigdy nie obracajcie się przeciw innym insiderom i nigdy nie rozmawiajcie z outsiderami o tym, co insiderzy mówią lub robią. Jaka jest nagroda za stosowanie się do tej zasady? Dostęp do wewnętrznych informacji i szansa, chociaż nie gwarancja, wpływania na potężnych ludzi i skutki ich działań”. Po tym wprowadzeniu Summers zadał swoje pytanie: „Zatem, Janis, którym z tych dwóch typów jesteś?”.
Kim są owi mityczni insiderzy? Warufakis przedstawia ich jako polityków znających się bądź to z prywatnych instytucji (banków, korporacji, funduszy, kancelarii), bądź z kariery realizowanej w brukselskich instytucjach. Oficjeli oraz urzędników wierzących w neoliberalny ład ekonomiczny, przeświadczonych o swojej wyższości intelektualnej, którzy sceptycznie podchodzą do umiejętności podejmowania właściwych decyzji przez demokratyczne społeczeństwa europejskie. W relacji byłego ministra Unia jawi się jako struktura skostniała, scentralizowany ośrodek władzy pod panowaniem biurokratów, którzy nie otrzymali demokratycznego mandatu od wyborców (których podatki zasilają europejskie instytucje) na podejmowanie kluczowych decyzji, wpływających przecież na życie milionów europejskich obywateli.
czytaj także
W tej opowieści skonsolidowanie władzy przez europejskich technokratów i ich wpływ na kształt unijnych instytucji najlepiej oddaje struktura Europejskiego Banku Centralnego, powołanego do życia przez traktat z Maastricht. EBC jest w pełni niezależny od państw członkowskich i nikt nie sprawuje nad nim żadnej demokratycznej władzy. Powtórzmy: instytucja, która posiada możliwość natychmiastowego zamknięcia banków danego państwa strefy euro nie podlega żadnej kontroli, co więcej, jakakolwiek debata tudzież próba wywierania nacisku na EBC jest zakazana. Trudno uwierzyć? Przyjrzyjmy sie Artykułowi 108 Traktatu ustanawiającego Wspólnoty Europejskie:
„W wykonywaniu uprawnień oraz zadań i obowiązków, które zostały im powierzone niniejszym Traktatem (…) ani EBC, ani krajowy bank centralny, ani członek któregokolwiek z ich organów decyzyjnych nie zwracają się o instrukcje ani ich nie przyjmują od instytucji czy organów wspólnotowych, rządów Państw Członkowskich, ani jakiegokolwiek innego organu. Instytucje i organy wspólnotowe, jak również rządy Państw Członkowskich zobowiązują się szanować tę zasadę i nie dążyć do wywierania wpływu na członków organów decyzyjnych EBC lub krajowych banków centralnych przy wykonywaniu ich zadań.”
Porządek w strefie euro. Rozmowa Maurizio Ferrery z Clausem Offe
czytaj także
Status EBC jest koronnym dowodem na to, że w przypadku faktycznych ośrodków władzy w Unii Europejskiej, demokratyczna debata jest przeżytkiem. Jedyne, co się liczy, to nieformalne powiązania, spotkania za kulisami, dogłębny technokratyczny networking – parafrazując słynne hasło Legii Cudzoziemskiej, „bądź insiderem, albo giń”.
Unia jawi się jako struktura skostniała, scentralizowany ośrodek władzy pod panowaniem biurokratów, którzy nie otrzymali demokratycznego mandatu od wyborców.
Warufakis, nawet jeśli by zechciał, prawdopodobnie nie miał szans na zostanie „jednym z nich”. Wynikało to z niekompatybilności jego planów odbudowy greckiej gospodarki z planami insiderów. Reformy byłego ministra finansów oparte były o rzetelną i szczegółową analizę makroekonomiczną (z lektury dowiadujemy się, że modele statystyczne teamu Warufakisa były bardziej precyzyjne niż modele samego MFW). Co więcej, Warufakis dowodzi, że jest politykiem elastycznym i intelektualnie uczciwym, który nie przywiązuje się z uporem maniaka do własnej, mocno lewicowej ideologii. Jednym z postulatów jego ministerstwa było np. znaczące obniżenie podatku CIT, który dusił greckich przedsiębiorców, co jest pomysłem raczej liberalnym.
Wszystkie te inicjatywy nie miały jednak znaczenia, gdyż nie o odbudowę greckiej gospodarki chodziło unijnym elitom. Przede wszystkim, jakiekolwiek modyfikacje greckiego bailoutu musiałyby zostać przegłosowane przez poszczególne parlamenty państw strefy euro, co z perspektywy insiderów jest czasochłonne, ryzykowne i mogłoby doprowadzić do niepotrzebnych komplikacji (a co, jeśli któryś parlament zagłosuje na „nie”?). Co więcej, insiderom zależało na utrzymaniu propagandy sukcesu, według której plan trojki jest sensowny, a Grecja dzięki ofiarnym reformom powoli wychodzi na prostą. Odrzucenie bailoutu wiązałoby się więc z utratą twarzy i ujawnieniem, że wieloletni plan naprawy greckich finansów to tak naprawdę pic na wodę. Wreszcie, ugięcie się Unii dałoby sygnał innym krajom strefy euro znajdującym się w podobnych tarapatach finansowych (Hiszpania, Portugalia, Włochy), że istnieje alternatywa wobec bezlitosnej polityki austerity, dzięki której unijni biurokraci kontrolują politykę gospodarczą, a nawet ekonomiczne aktywa poszczególnych krajów strefy.
czytaj także
W konsekwencji, Grecja, według relacji jej ministra, musiała stać się przykładem dla innych, że jakiekolwiek nieposłuszeństwo wobec woli technokratów jest absolutnie wykluczone. Właśnie dlatego Warufakis usłyszał od Christine Lagarde, szefowej MFW, iż oczywistym jest, że kolejny bailout dla Grecji i program zaciskania pasa nie ma szans powodzenia, ale skoro sprawy zaszły już tak daleko, nie można się z programu wycofać. To właśnie dlatego zaledwie tydzień po objęciu ministerialnego urzędu, Mario Draghi, szef EBC, poinformował Warufakisa, że bank centralny zdecydował się znacząco ograniczyć finansowanie greckich banków, już i tak balansujących na granicy bankructwa. Wreszcie, to właśnie dlatego Jeroen Dijsselbloem wykluczył greckiego ministra z obrad Eurogrupy. Ostracyzm insiderów nie zna litości.
Grecja musiała stać się przykładem dla innych, że jakiekolwiek nieposłuszeństwo wobec woli technokratów jest absolutnie wykluczone.
Oczywiście, naiwnością byłoby twierdzić, że polityka jest grą czystą i uczciwą, w której nie istnieją nieformalne powiązania, szemrani lobbyści czy świetnie zorganizowane grupy nacisku, znające się z pracy dla tych samych banków, funduszy inwestycyjnych, czy profesjonalnych firm doradczych. Istnieje jednak różnica między tymi zjawiskami, będącymi częścią politycznego ekosystemu a sytuacją, w której profesjonalne kliki, niewybrane w toku demokratycznych procedur, podejmują kluczowe decyzje co do przyszłości państw europejskich. Konsekwencją przejęcia Unii przez nieformalne związki insiderów jest zburzenie wizerunku europejskiego projektu jako próby integracji demokratycznej, w której głos każdego kraju ma rzeczywiście taką samą wagę i w którym decyzje Brukseli są podejmowane w warunkach pogłębionej debaty publicznej, przy uwzględnieniu argumentów wszystkich stron.
W niedawnym wywiadzie dla portalu openDemocracy profesor Etienne Balibar, francuski filozof i specjalista od polityki europejskiej pokazuje, że solidarność unijną możemy włożyć między bajki. Zamiast przestrzeni europejskiej demokracji, Unia jest rajem dla technokratów i nieformalnych grup interesu, które dzielą między siebie Europę na różne, zhierarchizowane „obszary”: te najbardziej atrakcyjne dla międzynarodowego kapitału (Niemcy i kraje Beneluksu), obszary mniej atrakcyjnych poddostawców, obszary taniej siły roboczej (Wyszehrad), wreszcie obszary krajów rozbitych ekonomicznie (Cypr, Grecja), gdzie europejska burżuazja jeździ sobie na wczasy.
Warufakis: Jest niebezpiecznie. Grozi nam postmodernistyczny wariant lat 30.
czytaj także
Biorąc pod uwagę obecne procesy decyzyjne w Unii można argumentować, że Polska znalazła się w pułapce. Decyzja o jeszcze głębszej integracji i zgłoszenie akcesu do strefy Euro nie wygląda przesadnie atrakcyjnie – oddanie unijnemu establishmentowi kontroli nad polskim systemem bankowym i polską walutą może okazać się błędem, szczególnie biorąc pod uwagę obecny, konfrontacyjny kurs polskiego rządu wobec wspólnoty europejskiej, który raczej oddala Polskę i polskich polityków od statusu insiderów. Z drugiej strony, status quo i kontynuacja utrzymywania pozycji Polski jako obszaru taniej siły roboczej stawiają nasz kraj w roli permanentnych unijnych pół-peryferii, pozbawionych możliwości konkurowania z zachodnimi producentami i bez szansy na osiągnięcie lepszej pozycji w łańcuchu tworzenia wartości dodanej. W ramach takiej wizji Unii Europejskiej „wielu prędkości” Polska raczej wlekłaby się w europejskim ogonie, bez większych szans na poprawę swojej sytuacji gospodarczej i dogonienia krajów starej Unii.
Solidarność unijną możemy włożyć między bajki. Unia jest rajem dla technokratów i nieformalnych grup interesu.
Jedynym wyjściem z sytuacji wydaje się dogłębna reforma wewnętrzna Unii, zdemokratyzowanie jej najważniejszych instytucji i większa decentralizacja ośrodków władzy. Ciekawą wizję reformy wspólnoty europejskiej promuje profesor Zielonka: skończmy z reżimem państw narodowych i centralnych instytucji, w którym najsilniejsi gracze i powiązani z nimi lobbyści zarządzają wspólnotą 400 mln ludzi. Dajmy więcej władzy miastom, regionom, a nawet związkom zawodowym. Rozwińmy integrację lokalną, gdzie poszczególne państwa Unii będą miały więcej do powiedzenia w konkretnych obszarach (np. państwa basenu Morza Śródziemnego powinny mieć większy wpływ na kwestie transportu morskiego niż p.. Czechy lub Węgry). Zostawmy instytucjom brukselskim ogólne narzędzia kontrolne (w stylu NIK), w zamian za decentralizację suwerenności.
Kto wie, być może DiEM2025, paneuropejski ruch polityczny powołany przez Warufakisa w odpowiedzi na rządy republiki insiderów, podoła temu zadaniu?
czytaj także
**
Książka Janisa Warufakisa „Porozmawiajmy jak dorośli. Jak walczyłem z europejskimi elitami” w przekładzie Piotra Juskowiaka, Gabriela Klimonta, Tomasza Płomińskiego i Macieja Szlindera ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Zapraszamy do lektury fragmentu.
Maciej Wróblewski – ekonomista, absolwent London School of Economics, magister bankowości międzynarodowej (University of Southampton). Specjalista w dziedzinie regulacji finansowych.