Możemy pójść drogą współpracy i troski o planetę albo egoizmu i konkurencji o zasoby. Z grubsza odpowiada to stereotypowemu podziałowi na kobiece i męskie cechy, przy czym te męskie mogą doprowadzić do zagłady ludzkości. Kinga Dunin czyta „Kto się boi Darwina? Feminizm wobec teorii ewolucji” Griet Vandermassen i „Człowieka i błędy ewolucji” Nathana H. Lentsa.
Griet Vandermassen, Kto się boi Darwina? Feminizm wobec teorii ewolucji, przekład filologiczny Bożena Witoszek poprawiony i uzupełniony na podstawie (rozszerzonego) wydania angielskiego przez Andrzeja Dominiczaka i Piotra Szwajcera, Wydawnictwo CiS&Centrum Praw Kobiet/Stare Groszki 2018
Czy istnieją psychologiczne różnice między mężczyznami i kobietami? A jeśli tak, to skąd się one biorą? Feministki przez długie dekady ignorowały empiryczne świadectwa – a przybywało i przybywa ich w tempie wykładniczym – że kobiety i mężczyźni istotnie się różnią i że te różnice mają charakter ewolucyjny.
Czy rzeczywiście feministki (oraz lewica) są ignorantkami? Cierpią na biofobię? Autorce zdaje się sprawiać wielką przyjemność udowadnianie, że tak jest, oraz pouczanie, jak być powinno. A powinno być tak, że feminizm uzna psychologię ewolucyjną za metateorię i wszelkie swoje postulaty postara się zmieścić w jej granicach – podobnie jak biologia nie może wykraczać poza granice ustaleń poczynionych na gruncie fizyki. Jak twierdzi, jedynie obiektywne i naukowe opisanie ludzkiej natury pozwoli na stworzenie właściwego feminizmu zamiast tworzenia nieludzkich utopii, patrz: komunizm (tu akurat zawinił marksizm, który składał się z nienaukowych absurdów).
Na początek więc autorka zajmuje się naukowością. Czy istnieje jakaś inna kobieca nauka? Nie, chociaż kobiety i mężczyźni istotnie się od siebie różnią, nauka jest tylko jedna, powstała na Zachodzie, a jej królową jest Metoda Naukowa. Tu do pewnego stopnia się z autorką zgadzam, nie ma kobiecej, odmiennej epistemologii. Natomiast trudno mi się zgodzić z jej metodologicznym naturalizmem, czyli przekonaniem o jednorodności metod naukowych. Po prostu nauk o kulturze i ludzkich zachowaniach nie da się uprawiać, używając jedynie takich metod jak w fizyce. A nawet jeśli się da, to nie zawsze warto. Autorka jest z wykształcenia filozofką, co to w ogóle za nauka i komu potrzebna? Czy poza filozofami, którzy np. zajmują kognitywistyką, każdy ma nieustannie brać pod uwagę wrodzone cechy ludzkiego umysłu?
Poza tym w efekcie uprawiania nauki powstaje wiedza, a ta już miewa płeć. Sama autorka podaje wiele przykładów, jak zaangażowanie kobiet w działania naukowe zmieniało punkty widzenia i wprowadzało nowe, związane z płcią tematy.
czytaj także
Studia kobiece, zdaniem autorki, a co za tym idzie bardziej powszechnie funkcjonujący feminizm, oparte są na błędnym założeniu, że wszystko jest wytworem kultury, a człowiek nie posiada żadnych cech wrodzonych. Dowodzi tego, przypisując takie założenie każdej pracy, która zajmuje się kulturową konstrukcją ról płciowych. Tak więc np. Historia macierzyństwa Elisabeth Badinter jest dla niej książką o tym, że wszystko jest wyłącznie wytworem kulturowym, a jej autorka jest hochsztaplerką.
Przypomnę: książka Badinter opowiada o tym, jak historycznie zmieniało się to, co uważamy za naturalny instynkt macierzyński, a ważnym impulsem dla tworzenia nowożytnych wzorów macierzyństwa były dzieła Rousseau. Na marginesie: oddał on piątkę swoich dzieci do przytułku, swoich oraz Thèrese Levasseur. Historia nie zachowała świadectw, że walczyła ona o ich zatrzymanie albo zachowała z nimi jakikolwiek kontakt. Takie były czasy, inne. Przypomnijmy też, o czym Vandermassen już nie wspomina, że Badinter również jest autorką książki XY tożsamość mężczyzny, w której oczywiście uwzględnia biologię.
Skupianie się przez feminizm na kulturze naprawdę nie oznacza, że feministki nie wierzą w ewolucję. Ich prace dotyczą głównie kultury i, rzecz jasna, mogą podlegać wielorakiej krytyce, jednak ich obercenzorem nie musi być psychologia ewolucyjna.
Skupianie się przez feminizm na kulturze naprawdę nie oznacza, że feministki nie wierzą w ewolucję.
Zobaczmy teraz, co po szumnych i długo ciągnących się zapowiedziach autorki, że pokaże nam nowe i kluczowe dla feminizmu osiągnięcia psychologii ewolucyjnej, ma nam do zaproponowania. Głównie to, co wiemy, więc nie będę wchodzić w szczegóły. Przeważnie i statystycznie kobiety to opiekuńczość i relacje, a mężczyźni to siła, władza i seks. Z nowszych odkryć, kobiety nie są tak całkiem monogamiczne (wow!). Nadal jednak obowiązuje zasada 0.6. Atrakcyjna dla mężczyzn kobieta to ta, u której stosunek wcięcia w pasie do bioder wynosi właśnie tyle. Zbieraczki zostawiały dzieci pod opieką innych osobników, a więc ewolucyjnie są przygotowane na to, żeby połączyć pracę z opieką i oddać dzieci do przedszkola. No i żyjemy w patriarchacie, bo tak zdecydowała ewolucja.
Z drugiej strony, jesteśmy jednak dość plastyczni, ale tylko psychologia ewolucyjna wie, jak bardzo oraz jakie są granice dopuszczalnych zmian. Podobno, żeby zwalczać patriarchat, trzeba zrozumieć, skąd się wziął. Czy naprawdę jest to konieczne, jeśli przyczyną jest ewolucja i już do niej doszło? Nie cofniemy się miliony lat wstecz, żeby wpłynąć na jej przebieg. Czy nie wystarczy wiedzieć, na czym polega patriarchat dzisiaj?
Dlaczego wszyscy ekonomiści powinni być ekonomistami feministycznymi
czytaj także
A oto, co proponuje Vandermassen na koniec, już jako feministka pogodzona z biologią: kobiety powinny zmienić swoje zachowania i przestać preferować mężczyzn dysponujących władzą i pozycją, budować solidarność między kobietami, tworzyć prawa i instytucje chroniące kobiety, dbać o kobiece zarobki, dążyć do zmniejszenia nierówności – także między mężczyznami. I jeszcze krzewić świadomość feministyczną. Niestety, autorka nie mówi nam, na jakiej podstawie uważa, że to są właśnie zmiany, których można dokonać i nie stanie im na przeszkodzie ludzka / kobieca natura. Musimy uwierzyć na słowo, że pozostają one w zgodzie z psychologią ewolucyjną. I tak właśnie się rodzi naukowy feminizm.
Wygląda na to, że góra urodziła mysz.
***
Nathan H. Lents, Człowiek i błędy ewolucji, przeł. Marek Zawiślak i Jacek Środa, Rebis 2018
Nieraz słyszeliście: spójrzcie na niezwykłe piękno, złożoność i wspaniałość ludzkiego ciała, jego licznych układów, narządów i tkanek.
Słyszeliśmy i czytaliśmy, ostatnio we wcześniej omawianej książce. Autorka zachwyca się tym, jak cudownym wynalazkiem jest ludzkie oko. To zabawne, bo Lents (profesor biologii) zaczyna swoją książkę o tym, co ewolucji nie wyszło, właśnie od oka. Na przykład inaczej niż u głowonogów receptory światła skierowane są nie ku światłu, tylko w drugą stronę. I nie jest to dobre rozwiązanie. A to niejedyna usterka. Nie powinno nas więc dziwić, że wady wzroku są tak powszechne, a po czterdziestce dalekowzroczność dotyczy prawie wszystkich.
Gdyby to Pan Bóg stworzył świat, zrobiłby to lepiej, natomiast ewolucja ze względu na przebieg zmian albo z powodu przypadków poprzestała na rozwiązaniach co najwyżej wystarczająco dobrych. I właśnie o takich gafach ewolucji jest ta bardzo przyjemnie i przystępnie napisana książka. O usterkach anatomicznych i zaśmieconym genomie, a także o tym, że ewolucyjnie ukształtowane zachowania i sposoby myślenia nie pasują już do współczesnej cywilizacji. Jak pisze autor: „Prawie wszystko, co robimy i czego doświadczamy w życiu, jest wytworem kultury. I jest tak już od dość dawna”.
czytaj także
Gatunek ludzki był już praktycznie ukształtowany pod koniec plejstocenu. I jeśli zaczniemy od diety, to z tamtych czasów pozostało nam upodobanie do jedzenia słodko i tłusto, dziś niedające już korzyści. Bardziej przemawiają do nas anegdoty niż fakty statystyczne, bo żyliśmy w mniejszych grupach, trudno nam myśleć w kategoriach globalnych. Często też myślimy na skróty, chociaż nie zawsze się to sprawdza. Nie działa już dobór naturalny, zapewniający sukces reprodukcyjny najlepszym mężczyznom i kobietom 0.6. Prawie wszyscy znajdują parę, mają dzieci, a te dzieci dożywają okresu reprodukcyjnego. Jeśli pula genowa naszego gatunku się zmienia (czyli jeszcze trochę działa ewolucja), to dlatego, że niektórzy mają tych dzieci więcej, a inni mniej (rdzenni Europejczycy). Wynika to jednak z warunków ekonomicznych i kulturowych. Na horyzoncie majaczy też inżynieria genetyczna.
czytaj także
Autor nie zajmuje się zbyt obszernie różnicami między kobietami i mężczyznami. Z ciekawostek – znajduje alternatywne wytłumaczenie dla tzw. „hipotezy babci”. Pisze o tym przy okazji narzekania na ludzki system rozrodczy – dziwne, że ten gatunek w ogóle przetrwał! Dziś błędy ewolucji nadrobiliśmy dzięki medycynie i odkryciom naukowym. A babcie pojawiają się z powodu zagadki kobiecego klimakterium (w przyrodzie to prawie nie występuje). Jedno z wytłumaczeń mówi, że paleolityczne kobiety, które już nie musiały rodzić, mogły zająć się wnukami i było to ewolucyjnie przydatne. Lents pokazuje inne możliwe wytłumaczenie. To tak jak u wielorybów – wielorybice też mają klimakterium i wtedy zajmują się oprowadzaniem młodzieży po łowiskach, czyli przekazywaniem wiedzy. Nazwałabym to „hipotezą starej, mądrej kobiety”. To dzięki nim kumulowały się osiągnięcia kultury i były przekazywane następnym pokoleniom. I tu psychologia ewolucyjna zaczyna mi się podobać, chociaż pojawia się pytanie: czemu nie mężczyźni? Cóż, może nie byli dość mądrzy.
Nie najlepszy pomysł ewolucji, gdy chodzi o mężczyzn, to, zdaniem Lentsa, „kosztowne sygnały”, czyli w zasadzie bezsensowne działania polegające na popisywaniu się swoją siłą, konkurowaniu, robieniu różnych niebezpiecznych rzeczy, wszystko tylko po to, aby zdobyć partnerkę.
Na koniec autor zajmuje się paradoksem Fermiego, czyli dlaczego mimo dużego prawdopodobieństwa, że istnieją pozaziemskie cywilizacje, na żadną się nie natknęliśmy. Może dlatego, że wyginęły. Nas to też może spotkać. Natura ludzka jest różnorodna, jesteśmy zdolni do miłości i troski oraz do kłamstwa i okrucieństwa. Z natury też jesteśmy raczej krótkowzroczni, i nie chodzi tu dosłownie o wzrok. Ale też jesteśmy plastyczni i potrafimy tworzyć kulturę, wykraczającą poza to, do czego przywykliśmy w późnym plejstocenie. Możemy pójść drogą współpracy i troski o planetę albo egoizmu i konkurencji o zasoby.
czytaj także
Z grubsza odpowiada to stereotypowemu podziałowi na kobiece i męskie cechy, przy czym te męskie mogą doprowadzić do zagłady ludzkości. Vandermassen przyznaje, że wiele ustaleń psychologii ewolucyjnej dotyczących różnicy płci odpowiada powszechnie panującym stereotypom – bo przecież stereotypy są prawdziwe! Jeśli tak, to męskość okazałaby się jednym z błędów ewolucji. I to bardzo zasadniczym. Wiemy, jak to się skończyło dla dinozaurów.