Afera z Fundacją Książąt Czartoryskich wynika z banalnej mieszaniny bałaganu prawnego, historycznych sentymentów i prozaicznej pazerności ludzi noszących rozpoznawalne nazwiska.
Kiedy ponad rok temu Piotr Gliński w imieniu MKiDN dokonywał zakupu obiektów zgromadzonych w krakowskim Muzeum Czartoryskich od Fundacji Książąt Czartoryskich, kalkulował raczej, że po niewielkich kontrowersjach i może niewielkich oklaskach od części prawicowych publicystów sprawa ucichnie raz na zawsze. Dziś prawdopodobnie zastanawia się, co jeszcze mogło pójść nie tak.
czytaj także
Bo powiedzmy sobie wprost – splot wypadków prowadzący do momentu, w którym bezcenne dzieła z kolekcji krakowskiego Muzeum Narodowego trafiają w ręce emerytowanego hiszpańskiego karateki o polskobrzmiącym nazwisku oraz jego córki celebrytki może być podstawą niezłej komedii sensacyjnej. Gdyby temat trafił na warsztat np. Patryka Vegi to jego słynne dokumentalistyczne zacięcie mogłoby rozbłysnąć w pełnej krasie.
Zacznijmy od początku – w latach 90, na fali nieco naiwnego entuzjazmu, państwowa kolekcja zostaje przekazana przez ówczesną minister kultury spadkobiercom rodziny Czartoryskich. Na tę okazję ci ostatni powołują Fundację Książąt Czartoryskich, która będzie właścicielem zreprywatyzowanej kolekcji i kilku krakowskich nieruchomości. Stworzona zostaje bezprecedensowo dziwna sytuacja – część kolekcji muzeum staje się nagle depozytem, który jest zarządzany przez nieco przypadkowych ludzi o znanych z historii nazwiskach. Nie zmienia to faktu, że muzeum w dalszym ciągu ponosi koszty związane z konserwacją czy ubezpieczeniem cennych dzieł sztuki.
Relacje kolejnych dyrektorów krakowskiego Muzeum Narodowego z zarządem fundacji przez długi czas pozostają chłodne lub napięte. Prawdopodobnie jest to jeden z powodów, dla których pod koniec 2016 roku Piotr Gliński finalizuje transakcję wykupu przez MKiDN kolekcji za kwotę 100 mln euro. Po drodze w ekspresowym tempie zostaje jeszcze zmieniony statut (poprzednia wersja zabraniała sprzedaży zbiorów) oraz zarząd. Dzieje się to przy ponagleniach wysłanych do krakowskiego sądu przez Piotra Glińskiego. Rzecz raczej bezprecedensowa – zwykli obywatele cierpliwie czekają miesiącami na zatwierdzenie zmian w statutach przez KRS. MKiDN pomija w negocjacjach władze fundacji i rozmawia bezpośrednio z Adamem Karolem Czartoryskim (stąd równie szybka zmiana władz fundacji) i transakcję udaje się w świetle fleszy sfinalizować w ostatnich dniach 2016 roku. To początek problemów ministra Piotra Glińskiego.
Już wiosna 2017 w hiszpańskim tygodniku ABC ukazuje się wywiad z tytułującym się księciem Adamem Karolem Czartoryskim, gdzie z rozmachem godnym prawdziwego sarmaty daje on upust swoim dość daleko idącym podejrzeniom. Tu konieczna jest pewna uwaga – otóż potomkowie polskich emigrantów, w sumie niezależnie od pochodzenia społecznego, mają uroczą skłonność do histeryzowania na bieżące tematy polityczne. Adam Czartoryski opowiedział hiszpańskiej gawiedzi mrożącą krew w żyłach historie o tym, jak został postawiony pod ścianą i działał w obliczu realnej groźby konfiskaty majątku. Takiej samej jak ta, której jego przodkowie doświadczali z rąk komunistów i nazistów. Jako ciekawostkę należy dodać, że w tym samym wywiadzie Adam Czartoryski zdaje się być szczerze zatroskany losami polskiej demokracji, która jego zdaniem zmierza w stronę totalitaryzmu. Mi osobiście ta kwestia również nie jest obojętna, ale zdecydowanie bardziej wierzę ministrowi Glińskiemu.
czytaj także
Adam Carlos Jesus María Jose Czartoryski Burbon Sycylijski, jak wielu podobnych mu członków współczesnych potomków dawnych arystokratów jest postacią o banalnie nudnym i przewidywalnym życiorysie. Urodzony w 1940 roku dzieciństwo spędził w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii oraz Irlandii, by finalnie osiąść w kraju urodzenia. Posługuje się płynnie hiszpańskim i angielskim, językiem polskim posługuje się na poziomie hobbystycznym. Jego największą życiową pasją jest sport – już jako młody chłopak był zafascynowany wyścigami samochodowymi, ale później oddał się sztukom walki. I jest to chyba jedyna aktywność, w której może pochwalić się całkowicie samodzielnymi osiągnięciami, czyli kilkoma zdobytymi medalami. Przez pewien czas był również aktywny jako działacz sportowy. Jako członek hiszpańskiej rodziny królewskiej (jest kuzynem Juana Carlosa) posiada również nieco bardziej obszerny zestaw medali przyznanych jedynie z tytułu pochodzenia. Poza tym dostępne biogramy Adama Czartoryskiego skrzętnie pomijają kwestie jego wykształcenia oraz ewentualnych innych aktywności zawodowych. We władzach fundacji znajduje się również jego córka Tamara Czartoryska, która jest znana szerszej gawiedzi jako telewizyjna celebrytka – brała udział m.in. w produkcji tv Australian Princess oraz jej amerykańskim odpowiedniku, wcześniej pracowała jako modelka.
czytaj także
Polskie prawo w kwestii dysponowania historycznymi dziełami sztuki jest dość restrykcyjne. Podlegli MKiDN konserwatorzy zabytków mają wszelkie narzędzia, by w podobnych przypadkach skutecznie zablokować każdą próbę sprzedaży czy wywiezienia za granicę cennych obiektów. Dlatego rzekome groźby Adama Czartoryskiego, który jeszcze w 2016 zamierzał sprzedać cenną Damę z gronostajem (zwyczajowo zwaną Damą z łasiczką) saudyjskiemu kolekcjonerowi, należy uznać za niepoważne. Trudno wyobrazić sobie ponowną nacjonalizację nieodpowiedzialnie zreprywatyzowanej kolekcji, ale całkowicie wyobrażalne było utrzymywanie dotychczasowego stanu opartego na korzystaniu z depozytu przy obciążeniu Fundacji Czartoryskich częścią kosztów związanych z bieżącą obsługą kolekcji.
Teraz kilka liczb – budżet MKiDN w 2017 to ok. 3,8 mld PLN. Dla porównania wartość środków utraconych w aferze Amber Gold to jakieś 850 mln. Na Świątynię Opatrzności Bożej wydano już jakieś 220 mln, z czego mniej niż połowa pochodziła ze środków publicznych. Wszystkie znane dotacje dla „dzieł” prowadzonych przez holding Tadeusza Rydzyka to od 2015 roku ok. 60 mln. Każda z tych spraw jest doskonale znana opinii publicznej, każda była wielokrotnie omawiana i analizowana i każda budziła kontrowersje. Tymczasem senior rodziny Czartoryskich bez żadnego pilnego uzasadnienia dostaje na rzecz fundacji rodzinnej 100 mln euro – czyli w momencie rozliczenia około pół mld złotych i sprawa generalnie funkcjonuje jako trochę większa anegdotka. Jeśli trzymać się liczb, to mamy do czynienia z trzecią co do wielkości aferą finansową ostatniej dekady – po SKOK-u Wołomin i Amber Gold. Genialne paliwo polityczne dla nawet najmarniejszej opozycji. Niestety, jest ona równie oczarowana możliwością obcowania z arystokracją, jak rządzący.
Fakt, iż praktycznie cała należność przekazana fundacji, o czym pisze większość mediów w ostatnich dniach, została przetransferowana do Liechtensteinu jedynie potwierdza najbardziej uderzające podejrzenia. Rodzina Czartoryskich traktuje majątek fundacji jako swój osobisty i transfer miał jedynie ułatwić wykorzystanie środków do prywatnych celów. Tłumaczenie, jakoby polskie prawo z powodu peerelowskich naleciałości nie było przystosowane do funkcjonowania podmiotów z tak dużym kapitałem, brzmi równie żałośnie, jak wyjaśnienia lokalnego episkopatu w sprawie walki z pedofilią wśród księży.
Adam Karol Czartoryski, co pokazuje jego biografia, nie jest mistrzem pokerowych rozgrywek i geniuszem strategii politycznej. Jest całkowicie przypadkowym beneficjentem specyficznego zbiegu okoliczności polegającego na wysokiej estymie, jaką darzy historyczne nazwiska obecna ekipa, nieuporządkowanej sytuacji pseudodepozytu w postaci kolekcji jego rodziny w krakowskim MN oraz dzikiej reprywatyzacji, z której coraz szerzej korzystają potomkowie arystokratów. Banalna mieszanina bałaganu prawnego, historycznych sentymentów i prozaicznej pazerności ludzi noszących rozpoznawalne nazwiska. Potomkowie arystokracji w kwestiach majątkowych niczym nie różnią się od hierarchów kościelnych – stawiają się ponad prawem z powodów, które dla szarego, ceniącego etos demokratyczny obywatela zawsze pozostaną tajemnicą.