Jest to przemówienie wygłoszone na wiecu protestacyjnym Occupy Wall Street, Liberty Plaza, Nowy Jork, październik 2011.
Finansowe załamanie z 2008 roku doprowadziło do strat w wypracowanym niemałym kosztem majątku, znacznie przekraczających to, co my, wszyscy tu zebrani, zdołalibyśmy zniszczyć, oddając się całymi tygodniami wyłącznie destrukcji. Mówią nam, że jesteśmy marzycielami. Prawdziwymi marzycielami są ci, którzy sądzą, że sprawy mogą toczyć się bez końca w ten sposób. Nie jesteśmy marzycielami. Budzimy się ze snu, który zmienia się w koszmar. Niczego nie niszczymy. Jesteśmy po prostu świadkami tego, jak system niszczy sam siebie. Wszyscy znamy typowe sceny z kreskówek: kojot dociera do przepaści, ale idzie dalej, nie zauważając, że pod spodem nic nie ma. Dopiero kiedy spogląda w dół – spada. Właśnie osiągamy ten moment. Mówimy tym gościom tam, na Wall Street – „Hej, spójrzcie w dół!”.
W kwietniu 2011 roku chiński rząd zakazał pokazywania w telewizji, w filmach i powieściach wszelkich historii, w których mowa o alternatywnej rzeczywistości czy podróżach w czasie. To dobrze świadczy o Chinach. Dowodzi, że ludzie wciąż marzą o alternatywach, więc należy tego marzenia zakazywać. Tu nie myślimy o zakazach, bo panujący system zdusił w nas zdolność do marzeń. Spójrzmy na filmy, które wciąż oglądamy. Łatwo wyobrazić sobie koniec świata, asteroidę, która zniszczy wszelkie życie i tak dalej. Ale nie można wyobrazić sobie końca kapitalizmu. Co więc tu robimy?
Opowiem wam wspaniały dowcip z czasów komunistycznych. Gościa z NRD wysłano do pracy na Syberii. Wiedział, że jego listy będą czytane przez cenzurę. Powiedział więc swoim przyjaciołom: „Ustalmy kod. Jeśli dostaniecie ode mnie list napisany niebieskim atramentem, to, co napisałem, jest prawdą. Jeśli list będzie napisany czerwonym atramentem, to nieprawda”. Po miesiącu przyjaciele otrzymują pierwszy list. Cały na niebiesko. Czytają w nim, że wszystko jest tam wspaniałe. Sklepy są pełne dobrego jedzenia. W kinach wyświetlane są filmy z Zachodu. Mieszkania są duże i luksusowe. Jedyna rzecz, której nie da się kupić, to czerwony atrament.
Tak właśnie wygląda nasze życie. Mamy całą wolność, jakiej można pragnąć. Brakuje nam jednak czerwonego atramentu – języka, w którym moglibyśmy wyrazić brak wolności. Sposób, w jaki jesteśmy uczeni mówienia o wolności, wojnie, strachu i tak dalej, zafałszowuje wolność. I właśnie to robicie tutaj – dajecie nam wszystkim czerwony atrament.
Istnieje pewne niebezpieczeństwo. Nie zakochujcie się w sobie samych. Spędzamy miło czas, ale pamiętajcie: karnawał nic nie kosztuje. Naprawdę ważne jest to, co nastąpi dzień później, kiedy wszyscy będziemy musieli wrócić do normalnego życia. Czy wtedy zajdą jakieś zmiany? Nie chcę, żebyście wspominali te dni tak: „O Boże, byliśmy młodzi, było pięknie”. Pamiętajcie, że nasze podstawowe przesłanie to: mamy prawo myśleć o alternatywach. Zasada została złamana. Nie żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Przed nami jednak długa droga. Stajemy przed naprawdę trudnymi pytaniami. Wiemy, czego nie chcemy. Ale czego chcemy? Jaki rodzaj społecznej organizacji może zastąpić kapitalizm? Jakiego typu nowych przywódców potrzebujemy?
Pamiętajcie: problemem nie są zepsucie i chciwość. Problemem jest system, który zmusza was do tego, żeby się poddać. Uważajcie nie tylko na wrogów, ale także na fałszywych przyjaciół, którzy już pracują nad tym,, żeby ten proces rozpuścić, tak samo jak dostajecie kawę bez kofeiny, piwo bez alkoholu, śmietanę bez tłuszczu. Spróbują zamienić to w niegroźny protest obyczajowy, w bezkofeinowy protest. Ale powodem, dla którego tu jesteśmy, jest to, że mamy dość świata recyklingu puszek po coli i włoskiego cappuccino ze Starbucksa, z którego 1 % przeznacza się na głodujące na świecie dzieci. Outsourcinguje się pracę i cierpienie. Biura matrymonialne outsourcingują nawet nasze życie miłosne.
Widzimy, że długo pozwalaliśmy, żeby nasze polityczne zaangażowanie także było outsourcingowane. Chcemy je mieć z powrotem. Nie jesteśmy komunistami. Jeśli komunizm to system, który upadł w 1990 roku, to pamiętajcie, że tamci komuniści są dziś najbardziej skutecznymi, bezwzględnymi kapitalistami. W Chinach kapitalizm jest nawet bardziej dynamiczny od waszego amerykańskiego kapitalizmu – a demokracja nie jest mu potrzeba. Skoro więc krytykujecie kapitalizm, nie pozwólcie, żeby was zastraszono tym, że jesteście przeciw demokracji. Małżeństwo kapitalizmu i demokracji właśnie się rozpadło.
Zmiana jest możliwa. Co więc dziś uznajemy za możliwe? Spójrzmy na media. Z jednej strony w sprawach technologii i seksualności wszystko wydaje się możliwe. Można polecieć na Księżyc. Dzięki biogenetyce możliwa staje się nawet nieśmiertelność. Można uprawiać seks ze zwierzętami. Ale przyjrzyjmy się dziedzinie społecznej i ekonomicznej. W nich niemal wszystko uznaje się za niemożliwe. Chcesz niewielkiej podwyżki podatków dla bogatych – mówią, że to niemożliwe, bo przestaniemy być konkurencyjni. Chcesz, żeby przeznaczano większe środki na służbę zdrowia – mówią, że to niemożliwe, bo to by oznaczało państwo totalitarne.
Coś jest nie tak ze światem, w którym obiecują ci nieśmiertelność, ale nie mogą wydać trochę więcej pieniędzy na służbę zdrowia. Może powinniśmy tu jasno ustalić nasze priorytety. Nie domagamy się wyższych standardów życia. Domagamy się lepszych standardów życia. Jesteśmy komunistami jedynie w takim sensie, że zależy nam na tzw. dobrach wspólnych (commons). Na dobrach wspólnych natury. Na dobrach wspólnych sprywatyzowanych przez instytucję własności. O to i tylko o to powinniśmy walczyć.
Komunizm poniósł całkowitą klęskę. Ale problemy wspólnych dóbr pozostały. Mówią wam, że my, tu zgromadzeni, nie jesteśmy Amerykanami. Konserwatywnym fundamentalistom, którzy twierdzą, że są prawdziwymi Amerykanami, należy coś przypomnieć. Czym jest chrześcijaństwo? Duchem Świętym. Czym jest Duch Święty? Egalitarną wspólnotą wierzących, których łączy wzajemna miłość. I którzy mają na to tylko własną wolność i odpowiedzialność. W tym sensie Duch Święty jest teraz w tym miejscu. A tam na Wall Street są poganie, którzy oddają cześć pogańskim bożkom. Wszystko, czego nam więc trzeba, to cierpliwość. Boję się tylko, że któregoś dnia pójdziemy po prostu do domu, a potem będziemy się spotykać raz do roku, pić piwo i wspominać z nostalgią, że miło spędziliśmy tu czas. Obiecajmy sobie, że tak się nie stanie.
Wiemy, że ludzie często czegoś pragną, ale tak naprawdę wcale tego nie chcą. Nie bójcie się naprawdę chcieć tego, czego pragniecie.
**
Jest to przemówienie wygłoszone na wiecu protestacyjnym Occupy Wall Street, Liberty Plaza, Nowy Jork, październik 2011.
Przeł. Cveta Dimitrova