Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

Świat

Black Friday? Trochę empatii, lewaki

Nie ma wątpliwości, że konsumeryzm rujnuje naszą planetę i społeczeństwa. Ale demonizowanie tych najbiedniejszych, dla których Black Friday to szansa na naprawdę tańsze zakupy, spycha lewicę w jeszcze większy niebyt.

Znów nadszedł ten dzień, ten uświęcony czas, kiedy cała rodzina zbiera się wokół Allegro i Amazona, gruntownie czyści karty kredytowe i, całkiem dosłownie, bije się o coroczne wyprzedaże w lokalnym centrum handlowym.

To dzień wielkiej miłości: do gadżetów, do gigantycznych pluszaków, do ekstrawaganckiej bielizny, do wszystkich fantów wyczarowanych przez globalizację, tę tajemną siłę, którą tak uwielbiamy nienawidzić.

Czarny piątek to już coś więcej niż frazes. To definiujący rytuał naszych czasów, przedadwentowa impreza z okazji świeckich, opakowanych w folię bąbelkową świąt.

Łatwo wyśmiewać ten poniżający spektakl, kiedy tłum relatywnie biednych na co dzień ludzi ślini się na widok ekranów plazmowych lub bije się na kije bejsbolowe o ostatnie opakowanie klocków Lego z serii Gwiezdnych Wojen.

Nie da się zaprzeczyć – dostępne na YouTubie filmy ze sklepów pokazują obraz ludzkości bardzo odległy od tego, co zwykliśmy nazywać cywilizacją. Przez stulecia ludzkość udowodniła, że potrafi dobrze współpracować – jakże inaczej zdołalibyśmy upolować jakiegokolwiek mamuta? Zawsze jednak istnieje ryzyko, najwyraźniej tkwiące w naszej naturze, że od czasu do czasu górę biorą w nas nieco niższe popędy.

Czarny piątek jest jakby żywcem wyjęty z dystopijnej powieści Wieżowiec J.G. Ballarda, opisującej sytuację, w której nasze starannie skomponowane na Facebooku superego ustępuje miejsca anarchistycznemu cieniowi id.

Ta mania nie ogranicza się jednak do jednego dnia, ani nawet do tygodnia, lecz ujawnia się w szeregu innych sytuacji. Zamieszki w Londynie w 2011 r. były szczególnie wyrazistym przykładem tego, jak głęboko zakorzeniła się w nas potrzeba posiadania rzeczy dla samego ich posiadania. Pamiętam wywiad przeprowadzony przez kogoś na ulicy z człowiekiem uzbrojonym w łom, wśród kłębów dymu wydobywającego się z płonących samochodów, tuż przed wejściem do sklepu komputerowego. Nagrywający film zapytał, krztusząc się: „Czemu to robisz?”. Facet tylko się zaśmiał „Jak to czemu? To wszystko za darmo!”. Tuż obok ludzie kradli sobie nawzajem rowery.

Lata później, podczas nieco bardziej typowego, aczkolwiek równie czarnego weekendu gdzieś w południowej Anglii, klienci sieci Tesco pobili się o mięso z promocji – kiedy turlali się po podłodze sklepu, przechodnie filmowali ich swoimi komórkami.

Czarny Piątek wisi nad nami wszystkimi, bez ustanku. W sieci i poza nią, 24 godziny na dobę widzimy reklamy, które wpychają nam do głów pomysły na to, jak żyć wygodnie i jak być zadowolonymi. Chcemy – potrzebujemy – rzeczy z reklam, aby osiągnąć szczęście. Czasem nawet, czy to w wyobraźni, czy w rzeczywistości, potrzebujemy ich, żeby przetrwać. To zbiorowy stan psychiczny, a nie wybór.

Jak poczuliby się nasi bliscy, gdyby w tym roku dostali od nas własnoręcznie zrobiony prezent? Liczy się pomysł i intencja, to prawda, ale, szczerze mówiąc, lepiej na Wigilii pojawić się z iPadem, PS4 albo wygłuszającymi hałas słuchawkami niż z pudełkiem origami albo zaimprowizowaną solą do kąpieli.

Przepracowani? Wypaleni? To przestańcie się samowyzyskiwać

Problem, oczywiście, polega również na tym, że większość z nas nie ma pieniędzy. Płace się kurczą, umowy o pracę są coraz krótsze. To nie wyższa matematyka – rozsądek dyktuje nam wygrać te wyprzedaże, tzn. zarobić na zakupach poprzez planowanie, zaangażowanie, a nawet, jeśli trzeba, walkę wręcz.

To właśnie ta nieprzyjemna, acz całkowicie racjonalna prawda jest przyczyną tego, że starania Adbusters (kanadyjskie pismo promujące antykonsumeryzm i antykapitalizm) i podobnych, antykapitalistycznych kampanii namawiających do bojkotu konsumpcji, nie przynoszą wielkich efektów.

„Dzień bez zakupów” – co to dokładnie ma znaczyć? Żeby ludzie później więcej wydali na to, co i tak muszą kupić? Że nie powinni korzystać z rzadkiej możliwości zdobycia tego, co sobie wymarzyli? Z buddyjskiego punktu widzenia Adbusters mają rację – nie powinniśmy kierować się tak materialistycznymi wartościami. A cóż począć w prawdziwym świecie, w miejscu, gdzie się znajdujemy, gdzie społeczeństwo de facto działa tak, a nie inaczej? Czasem antykapitalistyczni aktywiści żywią do czarnopiątkowych konsumentów-zadymiarzy pogardę na miarę tej, którą niektóre organizacje religijne w Wielkiej Brytanii okazują wobec nowej bułki z kiełbasą, którą sieć Greggs’ sprzedaje pod nazwą Jezus.

Oczywiście, możemy wzdychać i prychać na widok bójek między klientami, a sami siebie pacyfikować oglądaniem seriali udając, że jesteśmy ponad to. Wielu z nas rzeczywiście jest ponad to, ale – nie ukrywajmy – zaledwie o włos. Odsądzanie pojedynczych konsumentów od czci i wiary tak, jakby byli parchaci, nie różni się specjalnie od tego, co zrobił David Cameron i inni, mówiąc o londyńskich zadymiarzach, że są „całkowicie poza moralnymi normami społeczeństwa”. Bo w rzeczywistości chodzi o to, że poprzez swoją ekstremalną desperację ci ludzie pokazują ukryte oblicze obowiązujących w życiu codziennym norm.

Nie zapominajmy – bogacze również tak postępują. Wystarczy spojrzeć na:

Szaleństwo siłowych rozgrywek na rynku papierów wartościowych:

Regularny nihilistyczny wandalizm oksfordzkiego Bullingdon Club:

Masową bijatykę, która wybuchła w pubie w bogatym angielskim regionie Wiltshire, w której uczestniczyło sto osób:

W tegorocznym Black Friday, kiedy nasze naczelne konsumpcyjne „ja” znów się objawi, zamiast wyniosłej krytyki konsumeryzmu pośledźmy poczynania naszych przodków, tych dzielnych neandertalczyków, którzy dzięki współpracy potrafili upolować wielkie zwierzęta. Może w naszym współczesnym życiu to samo robią ci ubodzy ludzie, którzy na sklepowych podłogach toczą walki o stary bekon? Pomyślmy o tym również dlatego, że wszyscy oni, wliczając w to niestety także tych dobrze odkarmionych facetów z pubu Wetherspoons w Wiltshire, są naszymi bliźnimi. Czy nam się to podoba, czy nie.

Salecl: Tyrania wyboru

czytaj także

Salecl: Tyrania wyboru

Renata Salecl

**
Tekst ukazał się na PoliticalCritique.org. Z angielskiego przełożyła Katarzyna Byłów. Fot. na górze: Raúl Villalón. Flickr.com

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jamie Mackay
Jamie Mackay
Reporter, korespondent Krytyki Politycznej
Dziennikarz, reporter, pisarz i tłumacz. Publikuje regularnie w magazynie Freize, portalu TLS i piśmie Internazionale. Jest autorem książki „The Invention of Sicily” poświęconej kulturowej historii Sycylii, która wyjdzie nakładem wydawnictwa Verso. Mieszka we Włoszech.
Zamknij