Andriej, genialny pisarz, Andżela, dobrze zapowiadająca się dziennikarka. Tak o nich mówili. Andżela i Andriej, jaka oryginalna para. Miłość obłędna, nienawiść wariacka. O takiej miłości układa się piosenki i pisze książki. Jakie to w chuj romantyczne.
Przyciągali uwagę! Niski, charakterny brzydal i świeża, śliczna dziewczyna. Andżela czuła się jak króliczek Playboya pozujący przy sponiewieranym wojskowym śmigłowcu. Partner powinien być z pięć centymetrów niższy i przynajmniej dwadzieścia lat starszy od partnerki. Tylko mężczyźni o wysokim poczuciu własnej wartości wybierają wyższe od siebie i dużo młodsze laski. Andżela była dumna, że jest laską, która uwiodła takiego wspaniałego faceta.
Dobrze rokująca dziennikarka uwiodła genialnego pisarza podczas pierwszej rozmowy. Po drugiej poszli do łóżka. Po trzeciej genialny pisarz wyznał jej miłość i oświadczył się – zaocznie, do czasu aż rozejdzie się z pierwszą narzeczoną, którą poślubił i z którą ma dziecko na dodatek. Andżela myśli ze złością, że Andriej obawia się tej mitycznej żony, której jedyną zaletą jest to, iż wychowuje mu szczeniaka.
– Natalia!… – Andriej zatrzymał się przed jakąś wystawą i z przyzwyczajenia przyzywa Andżelę imieniem coraz bardziej byłej żony. Kobiety, którą szanował, bo wychowywała jego córkę. Synonimem słowa „żona” było dla niego słowo Natalia. Nazwał Andżelę Natalią, bo przecież myślał o niej, jak o żonie. Tak mówił i Andżela powinna to zrozumieć. Nie rozumiała, pamiętała wszystko, co złe: ich pierwsze spotkanie. Słuchał z roztargnieniem, nieuważnie odpowiadając na jej starannie przygotowane pytania. Wlepiał gały w każdą mijającą ich stolik dziewczynę, do czasu gdy jego wzrok przykuły trzy gimnazjalistki, które usiadły przy stoliku obok. Ich śmiech był piskliwy i drażniący, Andriej ogłuchł na pytania Andżeli.
Wspominając to spotkanie, Andriej zwierzył się Andżeli, że jedna myśl nie dawała mu wówczas spokoju: A jeśli to białaczka? – zastanawiał się, zalękniony jej bladymi policzkami bez śladu rumieńca. – I ta laska zaraz umrze… Szkoda by było inwestować czas na randki z taką…
Andżeli zrobiła wrażenie na genialnym pisarzu: zapamiętał ją.
czytaj także
Żyli krótko i nieszczęśliwie, mówiła sobie, gdy patrzyła na swoje koleżanki ze szkoły średniej, studiów, po kolei obrączkowane, obrzuszane i udomawiane przez mężczyzn swego życia. Kury, gęsi, kaczki; drób domowy.
A właśnie dzisiaj telefon Andżeli zagdakał tak: „Wazymy 4300 gram i mamy po 60 cm. Pippa i Wacus witaja na swiecie!!!”.
Podpis: Szczesliwa Mama – Weronika.
– Twoja koleżanka Weronika miała ciężki poród i władz umysłu starczyło jej na tyle, by cię powiadomić, że potomstwo żyje, tylko potrzebuje czyjejś interwencji w kwestii imion.
Żyli krótko i nieszczęśliwie, mówiła sobie, gdy patrzyła na swoje koleżanki ze szkoły średniej, studiów, po kolei obrączkowane, obrzuszane i udomawiane przez mężczyzn swego życia. Kury, gęsi, kaczki; drób domowy.
Roześmiali się z Andriejem. Odłożyła telefon na stolik i wsunęła się pod kołdrę. Chciała dodać coś jeszcze, coś o niezależności i jej braku, ale wtedy Andriej otworzył oczy i podniósł głowę znad poduszki:
– Spać, teraz spać!
Andżela lubiła jego autorytarny męski ton. Położyła się, a on przygarnął ją ramieniem.
A Weronika oddała genom, co cesarskie: powieliła je. Prawdziwa kobieta, zaprogramowana na posłuszeństwo instynktowi, myślała Andżela z litością. Ramię Andrieja było przyjemnie ciężkie. Jak dobrze.
***
[…] Przed świętami, idąc do metra, Andżela wpadła na swojego eksprawie narzeczonego. On się uśmiechnął, jakby zobaczył kogoś znajomego. Zobaczył kogoś znajomego! Więc gdy poznał, że jest znajoma, odwrócił głowę i ją wyminął.
Potem jechali tym samym wagonem, a on – dokąd? Dokąd jechał metrem w przeddzień świąt? Dlaczego był w mieście, skoro zazwyczaj brał wcześniej dwa dni urlopu i jechał do rodziców, pod Ostrołękę? Do kogo jechał?
Jakoś tak po świętach zapisała się do dwóch biur matrymonialnych. Było jej wstyd (a jednak cztery jej najbliższe koleżanki – te od dobrych mężów – znalazły ich w ten sposób).
Andżela obawiała się, że ktoś z pracy natrafi na ofertę z jej zdjęciem – na ofertę, w której Andżela, autorka reportażu ze Swingerskiej Nocy Naturystów, „żyjąca w długoletnim, szczęśliwym związku z własnym ego”, „propagatorka wolnej miłości” – w rubrykach: „małżeństwo” wpisała „bardzo ważne”, „dzieci” – zakreśliła „tak”. Wymarzonego partnera opisała jako czułego, opiekuńczego, rodzinnego domatora – może być wierzący. Była na tylu randkach, że od kofeiny zawartej w kawie „ja zapłacę” fundowanej przez potencjalnych małżonków rozbolała ją głowa. Andriej nie chciał się nią opiekować, wymagał od niej spięcia, czuwania, pracowitości, energii, fantazji, optymizmu, ale jego wady znała, a oswajać się z cudzymi, nieznanymi wadami było jej coraz trudniej.
Każda z jego wad sama w sobie była powodem do tego, żeby go zostawić. Banalna sprawa: zdradzał ją. O dwie dekady młodszą od niego, dziewczynę, która mogłaby mieć każdego (ale nie miała, bo była lojalna).
Andżela była jedną z wielu młodych i ślicznych lasek, które miał. Zdrady Andrieja były śmiertelną obrazą dla jej ciała, które nie było tylko piersiami i cipą: czuło i myślało, nie było zwłokami, które można zamienić na każde inne zwłoki. Sam mówił, że było jedyne w swoim rodzaju!
czytaj także
Andżela nie oddzielała ciała od umysłu. Ciało zawierało mózg, którego wartość tak wysoko cenił Andriej. Jak można było zdradzić cycki, nie zdradzając mózgu krytego tą samą skórą?
W obsesyjnej pogoni za ciałami, które posiadał lub których pożądałby Andriej – ciałami bez nazwisk, rodziny, bez człowieczeństwa – Andżela uzależniła się od bólu, jaki sobie zadawała, przetrząsając jego życie.
Czytała listy jego byłych kochanek; kochanek, które po kilku latach wciąż wysyłały mu życzenia na święta i propozycje nawiązania kontaktu zupełnie bez okazji, najczęściej na wiosnę. Przesyłały mu swoje upozowane romantycznie zdjęcia i zapewniały, iż wciąż przechowują jego totalnie porywające listy. Andżela chciała być pierwszą i ostatnią. Na tle tak wielu różnych kobiet traciła swoją wyjątkowość. Wierność Andżeli nie podniecała Andrieja. Andżelę postarzała i szpeciła jej wierność. Andriej nie cenił tej wierności, bo uznawał ją za rodzaj społecznego upośledzenia: nie chełp się swoją wiernością, skoro ty po prostu nie potrafisz być kurwą!
Andriej cenił niezależność i płynność finansową, jaką potrafiły zapewnić sobie znajome prostytutki. Numery do faworytek przechowywał w tajemnym telefonie, włączanym tylko w palącej potrzebie.
Andżela nie miała gdzie schować się przed czarną, wilgotną, zimną dziurą – czyhającą za pogodnym niebem – która pożre ją, jej unikatowy mózg i jej wymienne cycki.
Były też argumenty przemawiające za pozostaniem przy Andrieju.
Andżela nie miała uczulenia na spermę Andrieja. Kiedy Andriej spuścił się na jej piersi, nie miała drobnej, swędzącej wysypki, która pojawiała się po seksie z poprzednimi kochankami. Po seksie oralnym nie wymiotowała jego spermą. Nie było mdłości, skurczów żołądka, zgagi. Organizm Andrieja nie był dla organizmu Andżeli ciałem obcym, którego należy się pozbyć. Natura wiedziała lepiej od Andżeli, co jest dla Andżeli dobre.
Andriej mówił do niej czasem: „ty świnio, ty bydlaku” – mówił tak po kłótniach. Ale po wielodniowej flaucie na morzu arktycznym przytulał ją i było im dobrze.
Kupował jej siatki pełne klementynek, a ona przebijała się zimno i metodycznie przez mandarynkowe góry. Miażdżyła wonne i soczyste ciałka i wyobrażała sobie, że to żywe, pachnące dziewczyny.
Ale zostawiona sama sobie w jego mieszkaniu wpadała w panikę. Dreptała jak więzień, od półki z jego dokumentami do biurka z jego komputerem. Nieważne stawały się wszystkie jej pilne sprawy, umówione spotkania, potencjalni kandydaci na miłość jej życia, gdy Andżela zostawała w mieszkaniu Andrieja sama. Spoglądało na nią dziesięć lat, które Andriej spędził w Warszawie. Meble jeżyły się na widok Andżeli, szuflady wsuwały się głębiej, książki obserwowały ją nieufnie. Andżela chciała się na nie rzucić i wydrzeć ich tajemnice, sekreciki, ukryte wizytówki, fotografie z dedykacją, zawieruszone, obce spinki do włosów, jakieś zakurzone koperty z odręczną adnotacją: Dla Panny Żanny, z Nieba mojej Manny.
Intensywne sesje poświęcone myśleniu o Andrieju, szpiegowaniu go, przeszukiwaniu jego przeszłości, przewidywaniu niebezpieczeństw na przyszłość, zastanawianiu się, gdzie jest i co robi – kończyły się w ten sposób, że dłonie i kolana Andżeli zaczynały drżeć, pojawiały się torsje, zawroty głowy, serce kołatało, bolało.
czytaj także
Andżela narkotyzowała się myślami o Andrieju. Zsuwała się coraz głębiej do miłego piekła opętanych zazdrością potępieńców. Doszła już do tego etapu, że podniecały ją fantazje o byłych kochankach Andrieja – jak wyglądały, ile miały lat, co czuł, gdy na nie patrzył, jak i gdzie uprawiali seks po raz pierwszy.
Po tych sesjach Andżela kładła się spać wyczerpana i zniesmaczona samą sobą.
Sny śniła potem ciężkie. We śnie czuła pot spływający między piersiami, usta za to były przykro spierzchnięte. Zrywała się wówczas i sięgała po torebkę; z portfela wyciągała kartkę, ściągawkę, na której wypisała wady Andrieja. Dopisywała kolejną i czytała raz jeszcze całość. Przypominała sobie wszystko na wypadek, gdyby znów chciała od Andrieja odejść. Jak zwykle, na zawsze.
*
Fragment książki Kobiecość to syf i kropka, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.