Opozycja może zyskać głosy dobrym programem, charyzmatyczną liderką – ale nie złożeniem hołdu mądrości Andrzeja Dudy.
Deklaracja Andrzeja Dudy o warunkach podpisania ustaw o KRS i Sądzie Najwyższym nie wyglądała na ustawkę. Prezydent był potwornie spięty, jakby nie mógł być pewny, co się po jego akcji wydarzy, posłowie obozu rządzącego byli w wyraźnej konfuzji. Dla PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego ewentualna korzyść z tej propozycji – częściowe podważenie narracji o „skoku PiS na sądy”, udobruchanie niektórych zaniepokojonych konserwatystów – w żadnym razie nie równoważy strat. Wizerunkowe osłabienie monolitu PiS z jedną linią i jednym wodzem to teraz najmniejszy problem.
Jeśli prezydent dopnie swego i wymusi poprawki, urośnie w oczach wyborców – może wtedy zasmakować autonomii i zacząć robić problemy. Ruch Kukiza już w oczach wielu urósł do rangi opozycji konstruktywnej bez cudzysłowu – a to dla PiS bezpośrednia konkurencja wyborcza. Wreszcie, zmiana większości wybierającej jedną z izb KRS z połowy na 60 procent robi różnicę, bo dyscyplina PO, Nowoczesnej, PSL, UED plus dwóch posłów niezależnych (Liroy?, poseł mniejszości niemieckiej?) wystarczy do utrącania wątpliwych kandydatur. To nie będzie proste, a do tego to tylko jedna z izb (w drugiej PiS będzie miał przewagę), ale w obecnym kształcie ustawy obydwie muszą kandydata na sędziego zaakceptować, więc jedna może szachować drugą. To jest jakiś postęp w stosunku do prostej maszynki mianującej, jaką wymarzyli sobie Zbigniew Ziobro z Kaczyńskim.
Jeśli z kolei Prezes Prezydenta zgnoi i przywróci do pozycji notariusza, PiS i tak zyskać na tym nie może. Andrzej Duda przegra, ale Kukiz z Tyszką wypadną korzystnie – oto zatroskani stanem państwa i temperaturą sporu patrioci mieli cywilizowany plan ulepszenia potrzebnej reformy, wystarczyłaby dobra wola władzy, ale Kaczyński okazał się zamordystą; wolał prostacki skok na stanowiska zamiast konstruktywnej naprawy państwa. To naprawdę się PiS nie opłaca, bo prawicowych wyborców, którzy pragnęliby mniej siły, a więcej finezji, nie brakuje; kilka procent straty to dla PiS koniec większości bezwzględnej i perspektywa rządów koalicyjnych w przyszłości – od 2007 roku Jarosław Kaczyński nie jest fanem takiej opcji.
czytaj także
Dlaczego Andrzej Duda się na to zdecydował? Może w tajemniczej rozmowie z Angelą Merkel usłyszał słowa point of no return i „czerwona linia”, a potem przypomniał sobie, że ma dużo mniej lat niż Jarosław Kaczyński i długą karierę przed sobą? A może po prostu zrozumiał, że jeśli raz, drugi się nie ugnie, własna partia przestanie go traktować jak popychadło? W plan budowy własnego obozu politycznego przez prezydenta – z Kukizem i Tyszką – trudno mi uwierzyć, ale w pomysł, że doraźna koalicja wzmocni obydwie strony już jak najbardziej. To zresztą na dziś drugorzędne, wiemy jeszcze za mało, by wyjść w tej kwestii poza spekulacje.
Ważniejsze jest to, co w tej sytuacji powinna zrobić opozycja nieprawicowa. Zagwozdka jest poważna, ale przesłanki do działania widziałbym następująco. Po pierwsze, ewentualny sukces ustawy utrudni, względnie opóźni i skomplikuje skok PiS na sądy i to oczywiście dobrze. Po drugie, ruch Kukiza i tak już jest na całej akcji wygrany; będzie wygrany bardziej, jeśli z Dudą dopną swego, niż kiedy PiS pomysły Dudy ukróci, ale Kukiz uciuła dodatkowe procenty w sondażach raczej kosztem PiS niż innych partii. Po trzecie, z arytmetyki sejmowej wynika jasno, że wybór tej czy innej wersji kontrowersyjnych ustaw i tak ostatecznie zależy od PiS, a więc głosowanie w tej sprawie PO, Nowoczesnej, UED i PSL nie ma wielkiego znaczenia. I po czwarte wreszcie – poparcie pomysłów Dudy nie ma dla antyPiS-owskiej opozycji sensu z powodów prawnych, moralnych i wizerunkowych.
czytaj także
Prawnych – bo nawet w złagodzonej formie ustawa o KRS i oczywiście ta o Sądzie Najwyższym, poprzez skrócenie kadencji obydwu ustawą, w oczywisty sposób łamią konstytucję RP (artykuły 183. ust. 3 oraz 187. ust. 3 niewątpliwie, art. 187 ust. 2 zapewne). W sensie moralnym głosowanie na „mniejsze zło” bywa uzasadnione, ale skoro głos opozycji na lewo od PiS i tak w obecnym Sejmie nie ma znaczenia („mniej zła” wersja ustawy przejdzie lub nie bez związku z tym, czy na nią zagłosuje), nie zachodzi żadna konieczność, którą można by przerobić na cnotę.
Opozycja może zyskać głosy dobrym programem, charyzmatyczną liderką – ale nie złożeniem hołdu mądrości Andrzeja Dudy.
Wreszcie, sprawa wizerunku i poparcia społecznego. Opozycja może zyskać głosy dobrym programem, charyzmatyczną liderką, konsekwencją, wiarygodnością, zręczną demagogią (niepotrzebne skreślić) – ale na pewno nie złożeniem hołdu mądrości Andrzeja Dudy (co nie znaczy, że zawsze musi go upokarzać) i konstruktywnej postawie Pawła Kukiza. Bo tego, na czym może tu zyskać Kukiz (realny wpływ na bieg spraw), reszcie opozycji w tej sytuacji nikt nie przypisze.
Dlatego powinna głośno i wyraźnie – tak jak posłowie Gasiuk-Pihowicz i Budka, a także przewodniczący Zawistowski w Sejmie, jak działacze społeczni pod Sejmem – tłumaczyć ludziom, że skok PiS-u na sądy się nie zakończył, że nawet pół kroku PiS-u w tył wiosny nie uczyni, że wreszcie wymiar sprawiedliwości reform wymaga, ale zupełnie nie takich i nie tak wprowadzanych, jak to ma być czynione rękami ministra Ziobry. Broniący demokracji muszą korzystać z tarć w obozie przeciwnika i z opóźnień w skoku na państwo.
A jak ma się do tego wtorkowa noc w Sejmie? Jazda po bandzie z przejściem ustawy o SN do II czytania, a zwłaszcza tyrada o mordercach i kanaliach, w której Kaczyńskiemu wyraźnie puściły nerwy skłaniają mnie do dwóch hipotez. Po pierwsze, to potwierdzenie, że żadnej „ustawki” nie było, a Duda działał samodzielnie, licząc na lekkie ugięcie się PiS, co Prezesa zaskoczyło i wyprowadziło z równowagi. A po drugie, że Duda się przeliczył – bo Prezes zamiast koncyliacyjnych korekt postanowił docisnąć gaz do dechy. Trudno sobie wyobrazić, by w warunkach takiej polaryzacji Kaczyński pozwolił Dudzie zostać arbitrem sporu i prezydentem wszystkich Polaków.
Oczywiście, lepiej byłoby dla wszystkich, by Andrzej Duda wytrwał przy swej deklaracji, bo każdy nominat władzy w KRS-ie mniej, to minimalny sukces praworządności w Polsce. Wątpię, by się to prezydentowi udało. Ale tak czy inaczej, opozycja na lewo od PiS – inaczej niż Paweł Kukiz – nie musi być mu za nic wdzięczna.