Masakra Wołyńska w pamięci polskiej i ukraińskiej – jak mówić o tragicznej przeszłości, by nie jątrzyć między sąsiadami?
Wołyń, graniczny region w obecnej północno-zachodniej Ukrainie, praktycznie nie istnieje w europejskim pejzażu pamięci. To tu, w 1943 roku, grupy ukraińskich nacjonalistów zmasakrowały zamieszkałych w regionie Polaków. Wydarzenia te, mimo iż były jednym z największych masowych mordów z okresu II wojny światowej, są zupełnie zapomniane w dzisiejszej Ukrainie. Jednak po drugiej stronie granicy, gdzie wypadki te są znane dobrze, Wołyń 1943 stopniowo przesuwa się do głównego nurtu pamięci kulturowej Polski i odgrywa istotną rolę w polskich postawach wobec Ukrainy.
Brałem aktywny udział w dyskusjach o Wołyniu od połowy lat dwutysięcznych – zarówno w Polsce, jak w Ukrainie. Wyrażając swoje poglądy mam często nieprzyjemne uczucie bycia prezentowanym (i postrzeganym) jako „ukraiński głos”, mimo że nie jestem w ogóle zainteresowany obroną czy potępieniem jakiejkolwiek tradycji narodowej. Zamiast tego uważam za kluczowy namysł nad tym, jak wyjść poza przewidywalną logikę dwóch „narodowych prawd”, aby określić to, co się stało na Wołyniu.
Co stało się na Wołyniu w 1943 roku?
Znajdujący się w północno-wschodniej części przedwojennej Polski, Wołyń był regionem rolniczym, zaludnionym przez 2,1 mln osób, z trzema głównymi grupami etnicznymi: Ukraińcami (prawie 68%), Polakami (16,5%) i Żydami (9,78%).
W 1939 r. region został zajęty przez wojska radzieckie, w 1941 r. – przez niemiecki Wehrmachtu. Wkrótce potem Żydzi wołyńscy stali się ofiarami niemieckiego „ostatecznego rozwiązania”. Po bitwie pod Stalingradem w 1943 roku, która sprawiła, że klęska III Rzeszy i ponowne uporządkowanie granic w Europie stały się możliwe, banderowskie skrzydło Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B) i część nacjonalistycznego podziemia należącego do Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA ) postanowili dokonać „czystki żywiołu polskiego”, aby upewnić się, że Wołyń nie pozostanie częścią Polski. Możliwe, że przywódcy OUN-B postąpili zgodnie z doświadczeniem z pierwszej wojny światowej, kiedy granice powojenne były przede wszystkim sporządzane zgodnie z „narodowym składem ludności”.
Innymi słowy, „antypolska operacja” UPA była oparta na nacjonalistycznej logice prawa do ziemi, na podstawie etnicznej czystości oraz dodatkowo inspirowana antypolskimi nastrojów i doświadczeniem dyskryminacyjnej polityki międzywojennego państwa polskiego, gdzie osoby pochodzenia ukraińskiego miały powody, aby czuć się „obywatelami drugiej kategorii”.
W celu przedstawienia czystek etnicznych jako spontanicznego buntu chłopskiego, jednostki UPA zabijały polskich cywilów siekierami (a nie np. bronią palną) i starały się zmobilizować lokalnych ukraińskich chłopów, by wspomogli ich w tych działaniach. Zazwyczaj w opowieściach ocalonych podkreślany jest fakt torturowania ofiar, niszczenie kościołów katolickich i brutalność samych mordów, które popełnili nacjonaliści, nie czyniąc wyjątku dla kobiet i dzieci.
Historycy szacują liczbę ofiar wśród ludności polskiej na Wołyniu na 60.000, w większości chłopów. „Operacja antypolska” UPA był prawdopodobnie inspirowana wcześniejszą „operacją antyżydowską”, przeprowadzoną przez nazistów. Jeden z dokumentów UPA wyraźnie stwierdza: „Opór polskiej samoobrony spadł do tego stopnia, że ukraińskie operacje przypominają niemieckie działania wobec Żydów”.
Niemiecka administracja Wołynia nie próbowała powstrzymać czystki etnicznej polskich mieszkańców. Polskie podziemie AK, które było podporządkowana polskiemu rządowi na emigracji, dopiero później rozpoczęło tzw. „operacje odwetowo-prewencyjne”, skierowane przeciwko ukraińskim wieśniakom. W ich wyniku zginęło około 10.000 ukraińskich cywilów.
czytaj także
Warto zauważyć wyraźną różnicę ilościową ofiar. Polscy historycy szacują ogólną liczbę polskich ofiar UPA na około 100 tysięcy (liczba ta obejmuje również ofiary „operacji antypolskiej” w Galicji Wschodniej, która spowodowała mniej zgonów niż na Wołyniu). Według czołowego badacza tematu, Grzegorza Motyki, nawet najbardziej krytyczna ocena polskich operacji przeciwko ukraińskim cywilom nie powinna zrównywać ich z planowaną eksterminacją Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej.
Wołyń w polskim pejzażu pamięci
Polska pamięć o II wojnie światowej składa się z wielu sfer – wszystkie one wiążą się z narodowym męczeństwem (agresja niemiecka, powstanie warszawskie, Katyń). Jak należy się spodziewać, Wołyń 1943 jest równie ważnym probierzem dla pamięci publicznej w Polsce. Jednak jego specyfika wynika z faktu, że masowe mordowanie polskich cywilów miało miejsce na terenach leżących poza powojennymi granicami Polski. Terytoria te są znane w polskiej mitologii narodowej jako Kresy – to „raj utracony” polskiej „misji cywilizacyjnej” , a jednocześnie miejsce krwawych i romantycznych starć z Kozakami i Tatarami.
W efekcie powojennych umów międzynarodowych Polska utraciła terytoria na wschodzie (Wołyń i Galicję Wschodnią stały się częścią radzieckiej Ukrainy), ale uzyskała nowe obszary na zachodzie (dawnej wschodniej części Prus z miastami: Wrocławiem, Szczecinem i Gdańskiem). W socjalistycznej Polsce temat zbrodni UPA przeciwko Polakom został szeroko przedstawiony w książkach i filmach, ale dzieła te skupiły uwagę na wydarzeniach z terytorium powojennej Polski, a nie z obszaru radzieckiej Ukrainy. Wołyń był nieobecny w tych historiach. Antyradziecka działalności UPA i historia AK w radzieckiej części Ukrainy zostały całkowicie zignorowane, nie podawano liczby ofiar i przesadnie zaznaczano rolę sowieckich partyzantów w obronie polskich cywilów.
Polscy intelektualiści emigracyjni ogromnie przyczynili się do ponownego sformułowania przyszłej polskiej „polityki wschodniej”. Paryskie czasopismo Kultura, pod redakcją Jerzego Giedroycia, promowało ideę wsparcia dla niepodległości Ukrainy, Litwy i Białorusi (czyli dawnych ziem Kresów), jak również odrzucenie jakichkolwiek roszczeń terytorialnych wobec sąsiednich państw jako podstawowych warunków politycznego ożywienia Polski.
Po roku 1989 wizja Giedroycia zdominowała politykę zagraniczną postkomunistycznej Warszawy – Polska była pierwszym krajem, który uznał niezależną Ukrainę i od tego czasu jest powszechnie postrzegana jako adwokat tego kraju w Europie. Zostało to udowodnione w czasie pomarańczowej rewolucji 2004 r. i wydarzeń z lat 2013-2014, kiedy to polskie społeczeństwo i polityczne elity wykazały wyraźne poparcie dla prodemokratycznych i proeuropejskich demonstrantów.
W 1990 r. dyskusje Polski z Ukrainą o historii były zdominowane przez kwestię Cmentarz Orląt – miejsca pochówku Polaków, którzy zginęli podczas ukraińsko-polskiego starcia z roku 1918 we Lwowie. Cmentarz ten został zniszczony w latach sowieckich i ostatecznie ponownie otwarty z udziałem prezydentów obu krajów w 2005 r.
Wewnątrz kraju, grupy i stowarzyszenia Kresowian (często, choć nie zawsze, potomków Polaków z Kresów Wschodnich) intensywnie poruszały temat Wołynia. Byli oddanymi promotorami ujęcia masakry wołyńskiej w kategoriach narodowego męczeństwa i pominiętego „ludobójstwa”. Jeden z autorów zaproponował nawet, aby nazwać Wołyń 1943 „genocidium atrox” (ekstremalne ludobójstwo), aby podkreślić wyjątkową brutalność mordów, która jego zdaniem „przewyższała okrucieństwo zbrodni hitlerowskich i radzieckich”. Inny wpływowy prawicowy publicysta stwierdził, że nacjonalizm ukraiński „przewyższa inne nacjonalizmy (w tym nazistowski) w wychwalaniu zabójstw i brutalności”.
Aby zmaksymalizować te roszczenia, autorzy ci zaczęli stosować język Holocaustu do opisania i zdefiniowania tego, co stało się polskiej ludności Wołynia. Termin „Zagłada”, wcześniej zarezerwowany do opisania nazistowskiej eksterminacji Żydów, zaczął być używany również do opisania „zagłady” Polaków na Kresach. Zgodnie z tą logiką Ukraińcy, którzy pomagali swoim polskim sąsiadom, byli nazywani „Sprawiedliwymi na Kresach”.
Określenia „my” – „oni” odgrywają również ważną rolę. Skrajnie prawicowy tygodnik „Do Rzeczy” niedawno umieścił na swojej okładce stwierdzenie „Chcieli nas zabić”.
Wołyń w ukraińskim pejzażu pamięci
Postradziecka Ukraina stanęła wobec współistnienia dwóch narracji o II wojnie światowej: radzieckiej i nacjonalistycznej. Pierwsza z nich podkreśla rolę Ukrainy w walce Związku Radzieckiego przeciwko faszyzmowi i ukazuje UPA jako kolaborantów hitlerowskich. Druga podkreśla antyradziecką walkę UPA, która trwała aż do początku lat pięćdziesiątych i spowodowała poważne represje sowieckie w zachodniej Ukrainie.
Określenia „my” – „oni” odgrywają również ważną rolę. Skrajnie prawicowy tygodnik „Do Rzeczy” niedawno umieścił na swojej okładce stwierdzenie „Chcieli nas zabić”.
Żadna z nich nie zwraca szczególnej uwagi na masakrę wołyńską. Wołyń 1943 nie był obecny w radzieckich szkolnych podręcznikach historii. Mimo tego, że Stepan Bandera był jednym z głównych sowieckich antybohaterów, czystki etniczne ludności polskiej na Wołyniu były ledwie wspominane. Cały problem wołyński pozostaje raczej nieznany dla większości Ukraińców, szczególnie tych bez historii rodziny związanej z zachodnią Ukrainą.
W ukraińskiej narracji nacjonalistycznej Wołyń 1943 był ignorowany, omijany lub bagatelizowany. Sprzyjający koncepcjom OUN-B historycy w latach 50. i 60. skonstruowali główne strategie omijania tej sprawy. Opisywali antypolskie akcje na Wołyniu jako spontaniczną chłopską rewolucję przeciwko polskim panom, powołując się na „prawo uciskanych do obrony”. Głosili, że gwałtowne starcia zostały sprowokowane przez Niemców i/lub radzieckich partyzantów. Cynicznie twierdzili, że polscy cywile na Wołyniu byli ofiarami „nieodpowiedzialnej polityki polskiego rządu na uchodźstwie, który trwał przy przedwojennych granicach Polski”. Dodatkowym argumentem miały być systematyczne próby zrównania antypolskich działań UPA i AK-owskich retaliacji w ramach jednej „tragedii wołyńskiej” i umniejszanie odpowiedzialności dowódców OUN-B i UPA.
W ukraińskiej narracji nacjonalistycznej Wołyń 1943 był ignorowany, omijany lub bagatelizowany.
Głównym celem wszystkich tych manewrów jest zachowanie UPA jako jednego z symboli narodowych zmagań o niepodległość Ukrainy. Znamienne, że nawet krytycznie nastawieni ukraińscy publicyści często podkreślają, że „uznanie odpowiedzialności sprawców wołyńskiej rzezi nie oznacza automatycznie potępienie całego ukraińskiego podziemia” i twierdzą, że zarówno UPA, jak i AK popełniały zbrodnie przeciwko cywilom, ale żadnej z tych z armii można nazwać zbrodniczą. Niektórzy autorzy zgadzają nazwać te mordy ludobójstwem, ale „obustronnym ludobójstwem”, w którym, mimo że liczba osób zabitych była różne, intencje sprawców były w końcu takie same.
Na poziomie politycznym państwo ukraińskie wykazało bardzo mało zrozumienia i wyraźny brak empatii wobec znaczenia Wołynia 1943 dla polskiego społeczeństwa. W 2003 r., w 60. rocznicę masakry, prezydent Leonid Kuczma stanowczo podkreślił, że na Ukrainie Rada Najwyższa zatwierdzi wspólny apel parlamentów Polski i Ukrainy w sprawie upamiętnienia wszystkich ofiar konfliktów polsko-ukraińskich podczas II wojny światowej. W tym samym czasie Kuczma nie powziął jakichkolwiek działań, które dawałyby problemowi Wołynia większą rozpoznawalność na Ukrainie. Według badań socjologicznych, w 2003 roku 48,9% osób badanych na Ukrainie nic nie wiedział o wołyńskiej masakrze.
W roku 2010 następca Kuczmy Wiktor Juszczenko w ogóle nie zważał na polską reakcję, kiedy przyznawał Banderze status „bohatera Ukrainy”. W lipcu 2013 r. prezydent Wiktor Janukowycz nie zdecydował się dołączyć do prezydenta Bronisława Komorowskiego na uroczystościach żałobnych w 70. rocznicę masakry wołyńskiej w Łucku. W kwietniu 2015 r., tuż po gościnnym wystąpieniu Komorowskiego, ukraiński parlament przyjął ustawę, która dała weteranom UPA specjalny status „bojowników o niepodległości Ukrainy”. Znaczna część polskich mediów interpretowała go jako znak braku szacunku i niedocenienie przez Ukrainę strategicznego partnerstwa z Polską.
Zapomniane ludobójstwo?
Obecnie uznawanie zbrodni wołyńskiej jako „ludobójstwa” jest mocno promowane w Polsce przez wiele sił politycznych (głównie prawicowych) i jest dość szeroko akceptowane w dyskursie akademickim. Oczywiście odpowiedzialna odpowiedź na pytanie, czy „antypolska operacja” UPA była ludobójstwem, zależy od definicji ludobójstwa (od prawnej po socjologiczną). W każdym razie jasne jest, że nazwanie konkretnego wydarzenia historycznego „ludobójstwem” oznacza chęć uznania go za najcięższe przestępstwo i skupienie uwagi na o nim pamięci.
W 2013 roku izba niższa polskiego parlamentu, zdominowana w tym czasie przez PO, przyjęła pierwszą deklarację polityczną o Wołyniu 1943, definiując zbrodnie UPA jako „czystki etniczne z oznakami ludobójstwa”. Marszałek polskiego senatu Bogdan Borusiewicz podkreślił, że „nie mówimy o odpowiedzialności Ukraińców lub państwa ukraińskiego, ale o odpowiedzialności OUN i UPA”.
Trzy lata później polski parlament powrócił do tematu. W lipcu 2016 r. nowy sejm, zdominowany przez PiS, przyjął nową deklarację w sprawie Wołynia 1943, nazywając go „ludobójstwem” i ustanowił Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian (11 lipca – dzień, kiedy jednostki UPA zaatakowały około 100 polskich wsi na Wołyniu). Ta sama deklaracja wyrażała wdzięczność dla tych Ukraińców, którzy uratowali swoich polskich sąsiadów, oraz deklarowała solidarność z dzisiejszą Ukrainą, która przeciwko obcej agresji walczy o swoją integralność terytorialną. Żaden ze 442 deputowanych nie głosował przeciwko uchwale.
W 2013 r., uchwała sejmu została skrytykowana przez czołowych polskich lewicowych i liberalnych intelektualistów, którzy wezwali parlament do krytycznego podejścia do mitologii Kresów i zrozumienie, że „przez wieki Polska była kolonialną potęgą i okupantem dla Ukrainy”. W 2016 r. nawet niektórzy konserwatywni publicyści wyrażali obawy o możliwe skutki uchwały sejmowej, podkreślając, że Polska powinna unikać paternalistycznej postawy wobec Ukrainy, a także być świadoma „interesu Putina w skłóceniu Polski z Ukrainą”.
Ukraińskie odpowiedzi
W 2016 r. najważniejsze inicjatywy w temacie wołyńskim pochodzą z Polski. Kijów zaprzepaścił wiele okazji, aby zaproponować utworzenie międzynarodowej (nie tylko dwustronnej) komisji historycznej lub zainicjować szerokie archeologiczne badania w miejscach masowych mordów.
Ważny gest prezydenta Petro Poroszenki podczas jego wizyty w Warszawie w lipcu 2016 r. (ukląkł przed pomnikiem ofiar wołyńskich masakr) pojawił się zbyt późno i nie wpłynął na głosowanie sejmu nad rezolucja o „ludobójstwie”. Listy wybitnych ukraińskich polityków i intelektualistów, napisane w formule „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”, również nie miały prawie żadnego wpływu. To samo można powiedzieć o poprzednich memorandach, napisanych zgodnie z tym wzorcem, a wydanych przez ukraiński Kościół greckokatolicki i polski Kościół rzymskokatolicki.
czytaj także
Uchwała sejmu została zinterpretowana przez wielu ukraińskich polityków i dziennikarzy jako „gest antyukraiński”. Przyjęta została w szczególnie niekorzystnym momencie konfliktu militarnego w regionie Donbasu i w trakcie świadomych prób używania przez Kreml wątku wołyńskiego do jeszcze większego skomplikowania stosunków polsko-ukraińskich. W tej samym momencie Rada Najwyższa Ukrainy we wrześniu 2016 r. wyraziła ubolewanie z powodu decyzji swoich polskich kolegów w bardzo umiarkowanym dokumencie, który potępił „jednostronną polityczną ocenę wydarzeń historycznych” i optował za dalszym dialogiem.
Pod koniec października 2016 r. parlamenty ukraiński i polskie jednocześnie zatwierdziły „Deklarację Pamięci i Solidarności”, która zawierała słowa szacunku wobec wszystkich ofiar gwałtownych starć XX wieku i potępiała agresorów, który napadli na oba kraje przede wszystkim. Czy można powiedzieć, że ta deklaracja odwołuje lub przynajmniej zmiękcza wymowę rezolucji o ludobójstwie? Niekoniecznie. Żaden z wymienionych dokumentów nie uznaje odpowiedzialności OUN-B i UPA za masowe mordy polskich cywilów, ani też nie kwestionuje prób bezwarunkowego heroizowania tych formacji w dzisiejszej Ukrainie.
Teleologizm Wołynia
W Polsce istnieją liczne pomniki ofiar Wołynia. Pierwszy pomnik w Warszawie został odsłonięty w 1993 r. Ten czysto wojskowy symbol w hołdzie żołnierzom 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK wzniesiono dość daleko od centrum miasta.
W 2003 r. pomnik ten został uzupełniony o nowy element: 12 kamiennych świec, które miały symbolizować 12 jednostek administracyjnych regionu wołyńskiego, gdzie wydarzyło się mordy. W 2013 r., dodano nowy pomnik: siedmiometrowy krzyż z pozbawionym rąk Chrystusem. Zuzanna Bogumił twierdzi, że rzeźba tego Chrystusa wyraźnie umieszcza cały kompleks w tradycji polskiego mesjanizmu religijnego i martyrologii. Poprzez przedstawienie tych morderstw jako podobnych do cierpienia Chrystusa, Polacy z Wołynia stają się niewinnymi męczennikami, którzy zginęli w imię najwyższych wartości narodowych. Ich moralna czystość i cierpienia fizyczne są połączone ze starym romantycznym konceptem Polski jako „Chrystusa narodów”.
W tym mitologicznym kontekście Wołyń 1943 stał się czymś więcej niż tylko wyjątkowo tragicznym wydarzeniem historycznym, ale formą zbiorowego doświadczenia, które obnaża odwieczną prawdę o narodzie polskim. Przypomina również i w pełnej sile ponownie uruchamia mitologię Kresów wzmacniając stare obrazy okrucieństw ukraińskich powstań antypolskich w XVII i XVIII wieku.
W 2013 r. działacze polskiej skrajnej prawicy „zrekonstruowali” masakrę wołyńską we wsi Radymno. Siedem drewnianych domów zostało spalonych na oczach 5000 widzów, a materiał filmowy z „happeningu” był szeroko transmitowane w Internecie. Komentując konieczności takich „rekonstrukcji” jeden z jej zwolenników z dumą stwierdził, że „ma to związek nie tylko z zachowywaniem pamięci”, ale z odrzuceniem „przestarzałego i głęboko zdyskredytowanego Giedroyciowego mitu”.
Czy intensyfikacja debaty o Wołyniu 1943 zmienia postawy wobec prawie miliona Ukraińców, którzy mieszkają i pracują w Polsce? Polski premier Beata Szydło w styczniu 2016 r. stwierdziła w Parlamencie Europejskim, że Polska nie może zgodzić się na unijne kwoty dotyczące uchodźców, ponieważ już „zaakceptowała około miliona ukraińskich uchodźców”. Ta próba pomieszania uchodźców z migrantami ekonomicznymi dużo mówi, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że według oficjalnych danych na stronie internetowej ministerstwa mniej niż 20 obywateli Ukrainy uzyskało status uchodźcy w Polsce w ubiegłym roku.
W Przemyślu, który ma długą historię polsko-ukraińskiego współistnienia, lokalni polscy skrajnie prawicowo ekstremiści (związani z organizatora „rekonstrukcji’ wołyńskiej masakry) zaatakowali ukraińską procesję greckokatolicka upamiętniającą żołnierzy ukraińskiej Armii Galicyjskiej, która toczyła w 1920 r. wraz z polskimi wojskami walki przeciwko bolszewikom. W tym przypadku wszystkich Ukraińców i wszystkie symbole ukraińskie błędnie powiązano z „Banderyzmem” i odpowiedzialnością za masakry Polaków.
Historie domowego użytku
Większość polskich i ukraińskich tekstów o rzezi wołyńskiej przypominają mi w różnych kontekstach monologi. „Głównonurtową narrację” w obu przypadkach jest obrona „swojej własnej prawdy narodowej”. W tej logice radykalny nacjonalizm, jeśli nie jest „nasz”, przeraża, a jeśli jest „nasz”, to zdaje się być uzasadnionym, a nawet pomocnym.
Na Ukrainie, pomimo wzrostu ilości publikacji spowodowanego inicjatywami w Polsce, wątek wołyński pozostaje raczej marginalny i nie ma głębokiego wpływu na mitologię Bandery. W Polsce jednak Wołyń stopniowo przechodzi do centrum kultury narodowej pamięci jako nowo odkryty, a dawniej „wyparty” dowód starej prawdy o wyjątkowym męczeństwie i poświęceniu Polski.
„Wołyń” nie jest filmem o tym, że nacjonalizm prowadzi do zbrodni
czytaj także
Autowiktymizacja (oczywiście nie tylko w polskim czy ukraińskim przypadku) może przekształcić się w poczucie wyższości i niesie wiele zagrożeń i niebezpieczeństw dla grupy, która ją uprawia. Mówiąc o Bliskim Wschodzie, Yassin Saleh Al-Haj podkreśla, że narracje bycia ofiarą są potężnym narzędziem do dyscyplinowania i jednoczenia społeczności i uzasadniania swoich wyjątkowych aspiracji, ale też sprzyjają popełnieniu kolejnych niesprawiedliwości. Popularność terminu „ekstremalne ludobójstwo” w Polsce i rozwój różnych „obronnych” systemów objaśniających na Ukrainie wydaje się być ilustracją znacznie szerszej tendencji – rozprzestrzeniania się niepewności kulturowej, etnicznego nacjonalizmu i kompleksów wyższości w wielu częściach świata; świata, który niektórzy badacze zbyt pochopnie opisali jako „postnarodowy”.
**
Tekst ukazał się na stronie OpenDemocracy.net. Tłumaczenie Przemysław Witkowski.
Przypisy usunięto.