Aborcja ziołowa nie jest lepsza niż inne. Każda kobieta ma inne potrzeby i preferencje. To zawsze powinien być jej wybór.
Jestem Polską fotografką mieszkająca w Montrealu. Od miesięcy obserwuję burzliwą dyskusję na temat zaostrzenia prawa aborcyjnego i wszystko się we mnie gotuje. Chcę być na czarno pod sejmem, paradować z dziewuchami, a zamiast tego siedzę na fejsie i smętnie lajkuję im zdjęcia zza oceanu. Pragnąc wesprzeć Polki, postanowiłam porozmawiać z moją przyjaciółką Tamirą Raziel, która jest doulą.
Doula to tradycyjnie towarzyszka porodu, profesjonalna przyjaciółka ciężarnej, oferująca jej wsparcie duchowe, a także służąca poradą w trakcie ciąży i podczas jej rozwiązania. Tamira jednak postanowiła wybrać nieco inną drogę i zostać doulą niekonwencjonalną – uczy się przeprowadzania domowych aborcji [aby uniknąć nieporozumień, od razu wyjaśniamy, że poniższa rozmowa nie jest poradnikiem Jak przeprowadzić domową aborcję – przyp. red.].
Kinga Michalska: Czy możesz mi opowiedzieć o kwiatach i ziołach, które przyniosłaś? Jakie są ich właściwości? Gdzie możemy je spotkać?
Tamira Raziel: Kwiaty, które trzymam w rękach, to wrotycz zwyczajny mający właściwości poronne oraz dzika marchew, której nasiona są naturalnym środkiem antykoncepcyjnym. W butelkach mamy pluskwicę groniastą, dzięgiel, dzięgiel chiński (Dong Quai) i krwawnik, które w odpowiednich dawkach i przy właściwym stosowaniu mogą wywołać poronienie lub krwawienie. Są to jednak jedynie niektóre z ich właściwości. Mają one też inne działania niezwiązane z aborcją, np. wrotycz ma dużo potasu, a pluskwica groniasta – jest dobra na podwyższenie ciśnienia. Nie należy się tych roślin bać czy ich demonizować, ale warto wiedzieć, że w dużych dawkach są one bardzo silnymi lekami, które mogą pomóc kobietom szukającym aborcji. Trzeba postępować z nimi ostrożnie i dokładnie wiedzieć, co się robi. Odradzam eksperymentowanie na własną rękę. Wrotycz, krwawnik i dzika marchew to dość pospolite zioła, które zarówno w Kanadzie jak i w Polsce rosną praktycznie wszędzie – na polach, w miastach, na trawnikach czy przy drogach. Suszone kwiaty, które przyniosłam, zebrałam na parkingu koło mojego domu. Zioła lecznicze są zawsze wokół nas, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Jak to się dzieje, że tak mało wiemy o ziołach? Że mijamy te rośliny, nie mając pojęcia, jakie są ich właściwości?
Ta wiedza została nam odebrana przez zachodnią medycynę. Zielarstwo to medycyna ludowa. Dziś często uważa się, że zielarstwo jest nienaukowe, a kobiety, które je praktykują to niegodne zaufania szarlatanki. W Stanach była kiedyś taka kampania: zdjęcia pomaszczonych staruszek z podpisem „Czy chcesz, żeby ona zrobiła ci aborcję?”. Oczywiście nawiązywało to do obrazu wiedźmy i przedstawiało te kobiety jako groteskowe babcie, niewyedukowane prostaczki, dla których nie ma miejsca w nowoczesnym społeczeństwie. Udzielanie aborcji zostało odebrane kobietom i przekazane lekarzom. Oczywiście nie mam nic przeciwko aborcjom robionym przez lekarzy. Aborcja ziołowa to tylko jeden ze sposobów.
Kiedy zaczęłaś interesować się aborcjami domowymi? Co wpłynęło na twoją decyzję, żeby zająć się tym na poważnie?
Już odkąd byłam nastolatką, pasjonowała mnie kwestia płodności. Kiedy miałam 14 lat, zainspirowana kolektywem menstruacyjnych aktywistek z Montrealu zaczęłam sama robić podpaski, gdyż nie chciałam używać toksycznych, chemicznie wybielanych środków higienicznych na moim ciele. Od zawsze byłam szczególnie uwrażliwiona na kwestie rozrodczości i czułam powołanie, żeby wspierać kobiety, dlatego zdecydowałam się na szkołę dla doul. Sama miałam aborcję w wieku 20 lat. Wiedziałam, że była to dla mnie dobra decyzja, dopiero dostałam się na studia, przeprowadzałam się za granicę. Miałam i nadal mam jasność, co do słuszności mojego wyboru. Ale dziś wiem, że nie dostałam wsparcia, którego potrzebowałam, żeby przejść przez to trudne doświadczenie. Choć nie żałuję tego wyboru, było to dla mnie bolesne przeżycie. Dyskusja o aborcji często ogranicza się do dwóch skrajności: każdy powinien mieć prawo do aborcji, zarodek to nie dziecko, a z drugiej strony – każda aborcja to morderstwo, powinna być zakazana. Uważam, że nie rozmawia się wystarczająco o emocjonalnych niuansach, przez które przechodzą niektóre kobiety w związku z tym wyborem. Feministki często boją się dotykać tego tematu, żeby nie dać argumentów prawicowcom.
Od ukończenia szkoły czuję powołanie, żeby być doulą, która udziela aborcji. Chciałabym stwarzać dla kobiet bezpieczną, ciepłą, wspierającą przestrzeń dostosowaną do indywidualnych potrzeb tych, które przez to przechodzą. To może być trudne doświadczenie, ale nie musi. Tak samo jak poród zmienia życie kobiety, tak i aborcja. Uważam, że poród i aborcja są do siebie bardzo podobne. W obu sytuacjach kobieta jest w ciąży – w jednej ma dziecko, a w drugiej nie. I uważam, że ważne jest, żeby ten fakt uszanować. To nie jest ani dobrze, ani źle. Po prostu tak jest. Uważam, że ważnym jest też, żeby mieć wybór, co do tego, jak chce się przejść przez ten proces. Tak samo jak niektóre kobiety chcą rodzić w domu, tak niektóre chcą mieć w domu aborcję. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że z każdym wyborem związane jest ryzyko. Jesteśmy nauczeni, że w szpitalu jesteśmy bezpieczni, ale ryzyko jest zawsze, w zależności od kontekstu jest ono po prostu różne. Niestety sam ten wybór w wielu przypadkach to luksus – jeśli nie z powodów prawnych, to z braku dostępu do informacji o alternatywach.
Jakie są plusy i minusy aborcji ziołowej względem szpitalnej?
Aborcja ziołowa nie jest lepsza niż inne. Każda kobieta ma inne potrzeby i preferencje. To zawsze powinien być jej wybór. Z mojego doświadczenia wynika, że klinika jest często nieprzyjemnym środowiskiem, w którym mało kto troszczy się o samopoczucie kobiety. Myślę, że większość osób, które decydują się na aborcje ziołowe, robią to, gdyż bezpieczniej czują się w domu w towarzystwie zaufanej osoby, lub preferują naturalne metody. Inne nie mają zagwarantowanej opieki medycznej, pieniędzy, możliwości przemieszczenia się do szpitala, albo aborcja nie jest w ich kraju legalna.
Aborcja ziołowa od lekarskiej różni się między innymi tym, że dłużej trwa. Może zająć nawet do tygodnia, w tym czasie trzeba regularnie zażywać zioła. Te zioła są bardzo mocne. Powiedzmy to jasno, aborcja ziołowa – tak samo jak ta przeprowadzana w szpitalu – to poważna sprawa. Ponieważ aborcja ziołowa tak długo trwa, ważne, żeby być pod telefonem przez cały ten czas, zapewniać emocjonalne wsparcie, przypominać o zażyciu kolejnej dawki i służyć profesjonalną poradą w wypadku jakichkolwiek trudności.
Uważam, że nie powinno się tego robić samemu, lepiej mieć kogoś do pomocy. Jeśli rozpocznie się proces aborcji ziołowej, nie można go przerwać, zmienić zdania w trakcie, zrezygnować – po rozpoczęciu tego procesu płód nie będzie się prawidłowo rozwijać. Jeśli przedawkujemy zioła, możemy się zatruć, a w ekstremalnych przypadkach nawet umrzeć, dlatego trzeba dobrze wiedzieć, kiedy lek odstawić. Trzeba też powiedzieć jasno, że aborcje ziołowe nie zawsze działają. Według statystyk ich skuteczność wynosi 40–80% (te dane są jednak trudne do zweryfikowania, gdyż większość aborcji ziołowych jest wykonywana w podziemiu). Jeśli aborcja ziołowa się nie powiedzie, kobieta musi poddać się aborcji szpitalnej. To tylko niektóre ze środków ostrożności, tak jak powiedziałam ten tekst nie jest przewodnikiem do aborcji ziołowych. Problemy z tą metodą wynikają w głównej mierze z braku wystarczających informacji w momencie podejmowania tego kroku. Ważne jest, że jeśli ktoś się na nią decyduje, musi samemu zrobić dużo głębszy wywiad na ten temat. Może się wydawać, że to są tylko polne kwiatki, ale nie, one są bardzo silnymi lekami. Uważam, że w nieoceniający sposób należy otwarcie mówić o ryzykach związanych z tą metodą, zarówno jak z innymi.
Jak można się więcej dowiedzieć o aborcjach ziołowych?
Internet jest pełen domowych sposobów na aborcje. Dobrym punktem startowym jest poświęcona ogólnie kobiecej płodności strona www.sisterzeus.com. Można tu znaleźć wiele informacji, a także przeczytać historie kobiet, którym się udało i którym się nie udało. Dla mnie jest to źródło godne zaufania, gdyż kobieta prowadząca ten serwis jest bardzo szczera i otwarcie mówi, kiedy czegoś nie wie.
Wiedza o aborcji jest od wieków przekazywana przez kobiety z pokolenia na pokolenie. Mnóstwo zielarskich książek porusza temat płodności, zawiera informacje na temat ziół, które mogą wywołać okres. Jednak aborcje ziołowe to ciągle temat tabu, który nie pojawia się w kontekście medialnych debat dotyczących aborcji. Zachodni system medyczny zniechęca kobiety do szukania rozwiązań poza nim. Jesteśmy uczone, że pójście do lekarza to jedyna opcja. Ale tak naprawdę to, co ja proponuję, nie jest ani nowe, ani radykalne – aborcja domowa za pomocą ziół jest praktykowana od zarania świata.
Jak wiesz, w Polsce dyskutuje się teraz o projektach wprowadzenia kompletnego zakazu aborcji i kary więzienia nie tylko dla osoby, która jej udziela, ale także dla osób, które się na nią decydują. Co chciałbyś powiedzieć kobietom w Polsce w tej sytuacji?
Ten projekt jest okrutny i to smutne, że ktoś się nim zajmuje. Żaden mężczyzna, żadne prawo, żaden zakaz nie odbiorą kobietom prawa wyboru. Nawet jeśli będzie grozić za to więzienie, kobiety i tak nadal będą to robić. Zawsze. To się nie zmieni. Aborcja jest tak stara jak poród.
Kinga Michalska – fotografka, mieszka w Montrealu. Prowadzi stronę www.velvetbush.com
Czytaj też:
Marcin Chałupka, Intruz w ciele [reportaż]
Maja Staśko, Wolność, równość, aborcja
Joanna Dziwak, Usunęłam ciążę i nie mam potrzeby się z tego tłumaczyć
**Dziennik Opinii nr 286/2016 (1486)